Oblężona twierdza scjentologów

Tom Cruise mówi, że scjentologia pomogła mu pozbyć się problemów z czytaniem, John Travolta zaś wierzy, że dzięki Kościołowi otrzymał rolę w popularnym serialu komediowym „Welcome Back, Kotter", który stał się przełomem w jego karierze.

Aktualizacja: 28.03.2015 11:05 Publikacja: 28.03.2015 00:01

Gdybyśmy mieli uwierzyć reklamom, to okazałoby się, że co roku do Kościoła scjentologicznego dołączają 4 miliony wiernych. Jednocześnie jednak w Stanach Zjednoczonych jest ledwie 25 tysięcy zdeklarowanych scjentologów. Jak to wygląda naprawdę?

Lawrence Wright, amerykański dziennikarz, autor książki "Droga do wyzwolenia. Scjentologia, Hollywood i pułapki wiary":
Nie da się właściwie stwierdzić, ilu tak naprawdę jest scjentologów, Kościół wyraźnie przesadza, rozpowiadając o swoich wpływach. Warto zwrócić uwagę na to, że wiernych, którzy się udzielają, bardzo mocno zachęca się, by wstąpili do Międzynarodowego Stowarzyszenia Scjentologów (International Association of Scientologists), które ma około 30 tysięcy członków na całym świecie. Ta liczba zapewne bliższa jest prawdy niż wspomniane przez pana 4 miliony.

Kim tak naprawdę był L. Ron Hubbard, człowiek, który na początku lat 50. XX wieku założył Kościół scjentologiczny – geniuszem, szaleńcem, a może zwykłym szarlatanem?

Myślę, że był wszystkim po trochu, chciałbym jednak podkreślić, że na pewno nie był zwykłym oszustem, choć wielu jego adwersarzy na pewno by tego chciało. Gdyby chodziło mu jedynie o pieniądze, to przecież tyle się dorobił na swoich książkach i na tych, którzy poszli za nim, że wziąłby nogi za pas i zwiał. A przecież do końca życia bronił scjentologii. Całe życie spędził, próbując rozwikłać działanie swojego złożonego i najpewniej szalonego umysłu.

Mówi pan, że Hubbard nie wymyślił scjentologii dla zysku, a jednocześnie przywołuje pan w „Drodze do wyzwolenia" słowa, które najpewniej padły z jego ust: „Chciałbym założyć religię. To tam są prawdziwe pieniądze". Wydaje się niemal oczywiste, że nie miał żadnych supermocy, dlaczego więc ludzie poszli za nim w latach 50.?

Może i nie był superbohaterem, ale dla większości scjentologów to postać bardzo charyzmatyczna, a poza tym obiecywał nadprzyrodzoną moc i życie wieczne. To całkiem atrakcyjna zachęta dla tych, którzy poszukują pociechy i zbawienia. Trzeba też pamiętać o tym, że na początku lat 50. scjentologia padła na podatny grunt. Hubbard, sam zresztą weteran wojenny (pomińmy, czy był ranny czy nie był, pomińmy, czy udało mu się uleczyć samego siebie, jak twierdził), wrócił do odmienionego kraju. Nie były to jeszcze Stany czasów rewolucji seksualnej, ale szykowały się wielkie zmiany. Ludzie byli z jednej strony otwarci na nowinki, a z drugiej wielu z nich widziało okrucieństwo wojny. Scjentologia oferowała ucieczkę od powojennej rzeczywistości.

79 zł za rok czytania RP.PL

O tym jak szybko zmienia się świat. Ameryka z nowym prezydentem. Chiny z własnymi rozwiązaniami AI. Co się dzieje w kraju przed wyborami. Teraz szczególnie warto wiedzieć więcej. Wyjaśniamy, inspirujemy, analizujemy

Plus Minus
„Lipowo: Kto zabił?”: Karta siekiery na ręku
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Plus Minus
„Cykle”: Ćwiczenia z paradoksów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Justyna Pronobis-Szczylik: Odkrywanie sensu życia
Plus Minus
Brat esesman, matka folksdojczka i agent SB
Plus Minus
Szachy wróciły do domu