Piszę o angielskim miniserialu „Dojrzewanie”, który jest omawiany na różnych forach tak często, jak zjawiska społeczne i polityczne. Bo też jest zjawiskiem społecznym, pod każdym względem i z różnych punktów widzenia godnym omówienia. Tak, jakby zrobiono go w najwłaściwszym momencie, kiedy taki głos jest właśnie potrzebny.
Mogę powiedzieć, że „Dojrzewanie” jest stworzone z potrzeby opamiętania. Jest portretem pokolenia rodziców dzisiejszych nastolatków. Dla mnie ten serial ma taką samą rangę jak „Nazajutrz”, zrobiony dla uświadomienia sobie skutków uderzenia nuklearnego. I tak jak tamten film nie wpłynął bezpośrednio na międzynarodowe mechanizmy, tak „Dojrzewanie” ma szanse na to, żeby wpłynąć na stosunki rodzinne.
Czytaj więcej
Rodzice w znacznej większości byli zgodni: chodzi o spokój. Nie wolno się bić. Ale jak się nie bi...
Serial „Dojrzewanie”. Jak można osiągnąć taki stan prawdy?
13-latek mieszkający ze swoją przeciętną rodziną zostaje nagle wyprowadzony przez policję z taką brutalnością, z jaką wyprowadza się podejrzanych o morderstwo. Dzieje się to na oczach rodziców i siostry, przerażonych i przekonanych o niewinności tego zwykłego i dobrego dziecka, które nie zdradza żadnych objawów psychopatii. Jest delikatny, kochany przez rodzinę, choć jak dzisiejsze nastolatki odgrodzony od niej w swoim pokoju i w swoim telefonie. Od pierwszego do czwartego odcinka jesteśmy prowadzeni kamerą z jednego ujęcia, co wprawia w zdumienie nie tylko fachowców od filmu. Ile prób, ile pracy trzeba włożyć, żeby tak nieomylnie, a jednocześnie lekko prowadzić akcję, nie zatrzymując jej i nie oddając w ręce montażysty! Aktorzy grają tak, że nawet ktoś, kto jak ja zajmuje się graniem od lat, nie może pojąć, jak można osiągnąć taki stan prawdy, że zaczyna się podejrzewać dokumentalny charakter filmu. Zwłaszcza chłopiec, równolatek bohatera, jest tak wiarygodny w swoim zachowaniu, że pytanie „jak to jest możliwe”, staje się nieodłączne z oglądaniem tego arcydzieła.