Bogusław Chrabota: Cały ten wrzask. Dlaczego politycy naśladują raperów

Powiedzieć będzie można wszystko. Kompletnie bez związku ze sprawczością. A ta ostatnia też oderwie się od słów. I to będzie nasz koniec.

Publikacja: 14.02.2025 08:40

Bogusław Chrabota: Cały ten wrzask. Dlaczego politycy naśladują raperów

Foto: REUTERS/Mike Segar TPX IMAGES OF THE DAY

Stany Zjednoczone Ameryki, a za nimi cały świat, żyją medialną awanturą między dwoma raperami Kendrickiem Lamarem i Drakiem. Otóż pierwszy wywrzeszczał o drugim, że jest pedofilem, i to nie w prywatnej wymianie grzeczności, ale w słuchanym przez dziesiątki milionów ludzi przeboju „Not like us”. Sprawa zresztą nie jest nowa; ciągnie się od ponad dziesięciu lat, a panowie konsekwentnie wymierzają sobie klapsy w kolejnych utworach. Kiedyś współpracowali, Lamar otwierał nawet jako support sceniczne występy Drake’a. Teraz jednak łączy ich głównie zajadłość: Drake wrzeszczy (do końca życia będę uważał, że w przypadku rapu trudno mówić o śpiewie), że Lamar źle traktuje swoje partnerki, ten ostatni zaś wprost wywrzaskuje o domniemanej pedofilii Drake’a.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Zbigniew Ziobro. Brat Donalda Trumpa

Obrażający Drake'a przebój Kendricka Lamara „Not like us” zdobywa Grammy. Mają zasięgi miliardowe

Generalnie można by wzruszyć ramionami, bo cóż mogą obchodzić świat obrzydliwości obwieszonych złotem facetów w dresach. Tyle że… I tu właśnie jest problem. Są to ikony dzisiejszej popkultury, ludzie słuchani przez miliony. Bohaterowie internetu o miliardowych zasięgach. Śledzeni i naśladowani przez połowę nastolatków świata. Jak bardzo są wpływowi, świadczy nie tylko kasa. Obrażający Drake’a przebój Lamara „Not like us” był nominowany do 67. dorocznej nagrody Grammy w pięciu różnych kategoriach: płyta roku, piosenka roku, najlepszy występ rapowy, najlepsza piosenka rapowa i najlepszy teledysk. Ostatecznie w lutym piosenka zgarnęła wszystkie pięć kategorii.

Drake ma też za sobą podobne sukcesy. Ten syn czarnoskórego perkusisty (grał m.in. z Jerrym Lee Lewisem) i żydowskiej nauczycielki angielskiego ma w swoim dorobku pięć statuetek Grammy, nie wspominając o setkach innych nagród. Do historii przeszedł jako pierwszy artysta, który przekroczył 50 miliardów odtworzeń na Spotify. A jego majątek jest legendarny. Dość powiedzieć, że główna rezydencja Drake’a w  Toronto (Drake ma się za Kanadyjczyka, choć posiada również obywatelstwo amerykańskie) o powierzchni ponad 10 tys. mkw. zwana skromnie „The Embassy” warta jest drobne 100 mln dol. Stać go było również na dom w kalifornijskim Beverly Crest za 70 mln czy prywatnego boeinga 767. Co do majątku Lamara – też trudno go nazwać. Takie to są chłopaki.

Czy zatem naprawdę wywoływane przez nich ekscesy nie mają znaczenia? Jakie mogą mieć, pokazuje sprawa innego z liderów tego środowiska muzycznego Seana Johna Combsa, znanego jako Puff Daddy. Przez długie lata był jednym z rozdających karty w tym kręgu, a dziś jego kariera przypomina tzw. lead balloon, czyli ołowiany balon. W 2024 roku aresztowano go za znęcanie się nad partnerką, a dziś jest pod presją dziesiątek czekających go procesów o całe zło świata, z gwałtami, znęcaniem się, wykorzystywaniem seksualnym nieletnich etc. na czele. Nie będę bez sensu generalizował, że takie są po prostu standardy w świecie raperów, ale coś w tym jest. Nie bez przyczyny wymiana ciosów między Lamarem i Drakiem idzie w tym właśnie kierunku. A los Puffa Daddy’ego musi być koszmarem z ich snów; jeśli znajdą się odważni/odważne, którzy zdecydują się na zeznania w sądzie.

 Nawet największe wydarzenie sportowe, jakim jest bez wątpienia Super Bowl, ustępuje tsunami internetowych odsłon, kulturze wrzasku; i nie chodzi tu o rodzaj ekspresji gwiazd hip-hopu, ale internetowe echo awantur.

Wspomniałem na początku, że sprawą żyje dziś cała Ameryka i reszta świata. Wtajemniczeni wiedzą dlaczego. Otóż przypomniał ją kilka dni temu Lamar, wykonując w przerwie meczu Super Bowl osławione „Not like us” i mimo że była to wersja nieco ocenzurowana, usłyszała ją z ekranów telewizorów cała publiczność finału rozgrywek NFL (National Football League). Jakiej rangi to wydarzenie, wiedzą nie tylko Amerykanie. To szczyt szczytów w wynikach oglądalności telewizji za oceanem. Dlatego by uświetnić mecz swoim występem, na Super Bowl pchają się największe gwiazdy sceny pop, chociaż władze NFL nie płacą za występ nawet złamanego dolara. To prestiż, nobilitacja, podkreślenie statusu. Tylko tyle i aż tyle.

A nawet więcej. Bo paradoksem tegorocznego finału jest to, że występ Lamara w przerwie wzbudził i pozostawi większe echo niż sam, skądinąd arcyciekawy, mecz. Oto bowiem faworyzowani Kansas Chiefs przegrali sromotnie z Philadelphia Eagles 22–40. Mówić tu o porażce to mało, to był istny pogrom. A jednak został przykryty medialnym cieniem występu Lamara. Dlaczego o tym piszę? Bo to kolejny dowód na przesuwanie się płyt tektonicznych w kulturze świata. Nawet największe wydarzenie sportowe, jakim jest bez wątpienia Super Bowl, ustępuje tsunami internetowych odsłon, kulturze wrzasku; i nie chodzi tu o rodzaj ekspresji gwiazd hip-hopu, ale internetowe echo awantur.

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Jak psi ogon. Ostatni wagon długiego pociągu

Czy Donald Trump chce przesiedlić Palestyńczyków z Gazy. To realna polityka czy kultura wrzasku?

Waga powielonego miliardy razy słowa wygrywa z najbardziej nawet fascynującym zdarzeniem faktycznym. Co więcej, to powielone w nieskończenie licznych odsłonach słowo nie musi mieć większego sensu czy znaczenia. Nabiera go wskutek powtórzeń. I zmienia świat. Czy należy więc dziwić się politykom, że wyciągają z tego wnioski i stosują kulturę wrzasku? Dzięki niej Donald Trump wygrał wybory. A teraz straszy połajankami wszystkich wokół. Czy w istocie chce przesiedlić Palestyńczyków z Gazy? Może i sam w to nie wierzy, ale bez wątpienia rzucenie tego hasła zmieniło świat. Może nawet bezpowrotnie. Podobnie inne jego wisty w sprawie Meksyku, Kanady czy Panamy. W jakiej jesteśmy zatem sferze? Realnej polityki czy kultury wrzasku? Jeśli w istocie nie ma między nimi związku, to będziemy cierpieli. Bowiem powiedzieć będzie można wszystko. Kompletnie bez związku ze sprawczością. A ta ostatnia też oderwie się od słów. I to będzie nasz koniec.

Stany Zjednoczone Ameryki, a za nimi cały świat, żyją medialną awanturą między dwoma raperami Kendrickiem Lamarem i Drakiem. Otóż pierwszy wywrzeszczał o drugim, że jest pedofilem, i to nie w prywatnej wymianie grzeczności, ale w słuchanym przez dziesiątki milionów ludzi przeboju „Not like us”. Sprawa zresztą nie jest nowa; ciągnie się od ponad dziesięciu lat, a panowie konsekwentnie wymierzają sobie klapsy w kolejnych utworach. Kiedyś współpracowali, Lamar otwierał nawet jako support sceniczne występy Drake’a. Teraz jednak łączy ich głównie zajadłość: Drake wrzeszczy (do końca życia będę uważał, że w przypadku rapu trudno mówić o śpiewie), że Lamar źle traktuje swoje partnerki, ten ostatni zaś wprost wywrzaskuje o domniemanej pedofilii Drake’a.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Plus Minus
O czym Brazylia przypomniała Muskowi? Mimo wyraźnych poglądów, zdarza mu się ugiąć
Plus Minus
Falafel w taco – najgorsze danie dla Trumpa
Plus Minus
Zakupy pod dyktando AI. Wolna wola czy wolne żarty?
Plus Minus
Martwa natura Putina. Ekologiczna katastrofa w Rosji jest groźna także dla nas
Plus Minus
Tomasz Terlikowski: Polscy politycy skręcają w kierunku, który potępia papież