Komu zależy na dłuższej wojnie w Ukrainie? Putin wie, jak w Rosji namówić do wojska

Kreml wypłaca rodzinom poległych żołnierzy tyle pieniędzy, że nawet te żyjące w najbiedniejszych regionach stać na kupno samochodu, mieszkania albo spłatę długów. Czy trwale podniesie to ich status materialny – jeszcze się okaże. Na pewno jednak poszerza się krąg tych, którym zależy, by wojna z Ukrainą prędko się nie skończyła.

Publikacja: 20.12.2024 11:50

Plakaty werbunkowe zachęcają do podjęcia „prawdziwie męskiej pracy” (na zdjęciu w Sankt Petersburgu

Plakaty werbunkowe zachęcają do podjęcia „prawdziwie męskiej pracy” (na zdjęciu w Sankt Petersburgu w maju 2023 r.). Czytaj: daj się zabić na wojnie, a twoim bliskim dobrze zapłacimy. Według rozmaitych szacunków w Ukrainie zginęło już od ponad 80 tys. do ponad 115 tys. żołnierzy rosyjskiej armii

Foto: Konstantin Lenkov/Shutterstock

Niewielki parterowy dom ogrzewany piecem. Na dachu leżą płaty odpadającego eternitu. To tutaj, w wiosce na obrzeżach Bijska w Kraju Ałtajskim, w azjatyckiej części Rosji, mieszkał z matką i bratem Aleksander Łobaczew. W wieku zaledwie 25 lat w marcu 2022 r. zginął podczas szturmu na stację kolejową gdzieś na wschodzie Ukrainy. Kilka miesięcy temu matkę Aleksandra odwiedzili dziennikarze jednego z rządowych kanałów telewizyjnych. Kobieta na tle wiszącego na ścianie ogromnego zdjęcia syna ze łzami w oczach opowiadała o swoim pierworodnym. Następnie w materiale pokazano nowiutkie trzypokojowe mieszkanie w bloku, które pani Łobaczewa kupiła za kilkanaście milionów rubli, jakie otrzymała od państwa za śmierć syna. Kobieta z rozżaleniem przyznała jednak, że pieniędzy nie starczyło jej już na remont dachu starego domu, a urzędnicy nie chcą jej pomóc, mimo że jest matką bohatera wojennego. „Nigdy nikogo o nic nie prosiłam. Byliśmy szczęśliwi. Stało się jednak to, co się stało, i nie rozumiem takiego podejścia. Pan prezydent zawsze podkreśla, żebyśmy zwracali się do władz z naszymi kłopotami” – mówiła do kamery.

Możliwe, że jej problem uda się rozwiązać. Wszystko przez to, że niedługo wysyła ona na front swojego drugiego, młodszego syna. Wystarczy, że zginie albo zostanie inwalidą, a pieniądze na dach się pojawią.

Czytaj więcej

GPS. Śmiertelnie groźna broń Moskwy

Rosja nie stawia już na patriotyzm i religijny ton. Teraz nęci przyszłych żołnierzy pieniędzmi

Na początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę Kreml, próbując przekonywać obywateli do wstępowania w szeregi armii, uderzał w patriotyczne i bogoojczyźniane tony. Patriarcha rosyjskiej Cerkwi Cyryl I publicznie zapewniał, że „poświęcenie dla ojczyzny w trakcie wykonywania wojskowych obowiązków zmywa wszystkie grzechy”. Innym razem najazd na Ukrainę nazwał „świętą wojną”. W kościelnych dokumentach młodzi ludzie byli przekonywani, że zaciągając się do wojska, wypełniają „Boży mandat”. Z drugiej strony państwowa propaganda porównywała to, co dzieje się w Ukrainie, do wielkiej wojny ojczyźnianej, zachęcając, by iść w ślady tych, którzy bronili wtedy ojczyzny przed nazistami.

W ostatnim czasie przekaz zaczął się jednak zmieniać. Na plakatach, w ogłoszeniach i nagraniach dominują informacje o tym, jak dobrze płaci armia. W zeszłym roku ministerstwo obrony rozpoczęło kampanię rekrutacyjną skierowaną do obywateli, którzy mają dość swojej dotychczasowej pracy. Zamiast niej władze proponują, by „zostali prawdziwym mężczyznami” i realizowali się w armii. Na koniec specjalnego filmu pojawia się komunikat o wysokości miesięcznego żołdu.

Podobne kampanie prowadzą regionalne władze. W Tatarstanie zorganizowano 12-godzinny maraton telewizyjny pod tytułem „Dołącz do armii zwycięzców”, w trakcie którego widzów nęcono „bezprecedensowym wsparciem” finansowym. Z kolei w mroźnym Norylsku rządzący rozesłali do przedsiębiorstw listy, w których apelują, by poinformowały wszystkich swoich pracowników o zarobkach, jakie oferuje armia. Na rosyjskie realia nie są to wcale małe kwoty.

Obecnie minimalny miesięczny żołd rosyjskiego żołnierza walczącego w Ukrainie wynosi równowartość niemal 2,2 tys. dol. – To ponadtrzykrotność średniej rosyjskiej pensji. W przypadku najuboższych regionów kraju – nawet sześciokrotność tamtejszej średniej. Do tego dochodzą tzw. złote bonusy za podpisanie kontraktu z wojskiem – mówi „Plusowi Minusowi” Wasilij Astrow, ekonomista i specjalista ds. Rosji z Wiedeńskiego Instytutu Międzynarodowych Studiów Ekonomicznych.

W przypadku Moskwy jej mer Siergiej Sobianin ustalił wysokość tego jednorazowego dodatku na kwotę 2 mln rubli (18,7 tys. dol.). W przypadku Tatarstanu to 1,5 mln rubli (14 tys. dol.), Czelabińska – 705 tys. rubli (7 tys. dol.), a Jamalsko-Nienieckiego Okręgu Autonomicznego – 1 mln rubli (ok. 9 tys. dol.). W Tatarstanie za przyprowadzenie do punktu rekrutacyjnego kolegi rekrut dostaje ponadto 100 tys. rubli (ok. 950 dol.). Kreml „zadbał” także o tych, którzy na froncie odniosą rany. W połowie listopada 2024 r. Władimir Putin podpisał dekret, na mocy którego jednorazowe świadczenie dla ciężko rannych, którzy zostali inwalidami, zwiększono z 3 do 4 mln rubli (ok. 37,5 tys. dol.). Pozostali ranni w zależności od tego, jak poważne są ich obrażenia, dostaną od 3 mln do 100 tys. rubli i tutaj nastąpiło pewne obniżenie wypłat. Wcześniej każdy kontuzjowany mógł liczyć na 3 mln.

Kilka dni później Duma zdecydowała o przedłużeniu wakacji kredytowych z 30 do 180 dni dla weteranów „specjalnej operacji wojskowej”, jak Moskwa nazywa inwazję na Ukrainę. Pod koniec listopada Putin podpisał dekret, zgodnie z którym państwo anuluje niespłacone kredyty do wysokości 10 mln rubli, co do których rozpoczęto już windykację, każdemu, kto podpisze roczny kontrakt z armią. Ten krok jest skierowany szczególnie w stronę młodych, którzy nie mając oszczędności, zaciągają pożyczki na kupno auta czy remont mieszkania. Rosyjski Bank Centralny szacuje, że 65–70 proc. wszystkich mieszkańców kraju jest zadłużonych w jakiejś formie.

Ponadto weteran może liczyć m.in. na pomoc w znalezieniu pracy, rozpoczęciu studiów czy zdobyciu mieszkania. – Są jeszcze dodatki za dni spędzone na linii frontu, za zajęcie terenu czy przejęcie wrogiego sprzętu – wylicza w rozmowie z „Plusem Minusem” Laura Solanko, ekspertka ds. rosyjskiej gospodarki z Instytutu Gospodarek Wschodzących Banku Finlandii.

W przypadku śmierci żołnierza rodzina otrzyma wypłatę z ubezpieczenia (nie mniej niż równowartość 26 tys. dol.) oraz tzw. grobowe, czyli odszkodowanie za śmierć (ok. 48 tys. dol.). Łącznie bliscy poległego mogą dostać nawet równowartość ok. 150 tys. dol. I choć początkowo było mnóstwo problemów z wypłatą tych środków, to obecnie władze usprawniły system przekazywania pieniędzy.

Dzięki tym finansowym strumieniom Kreml, mimo trzeciego roku wojny i ogromnych strat na froncie, nie musi, przynajmniej na razie, posuwać się do przeprowadzania drugiej fali mobilizacji, co mogłoby wywołać społeczne niezadowolenie. „New York Times”, powołując się na dane amerykańskich władz, pisze, że miesięcznie Rosja rekrutuje obecnie od 25 do 30 tys. nowych żołnierzy. Tym samym, jak stwierdził głównodowodzący połączonych sił zbrojnych NATO w Europie gen. Christopher Cavoli, jej siły lądowe są o 15 proc. większe niż przed atakiem na Ukrainę.

„Dla rosyjskich obywateli decyzja, by wspierać wojnę, nie jest już motywowana polityczną retoryką i propagandą, lecz czystym pragmatyzmem” – pisze w swoim opracowaniu Carnegie Endowment for International Peace. Według ekspertów większość z tych, którzy zgłaszają się masowo do armii, to ubodzy mężczyźni w średnim wieku, dla których podpisanie kontraktu to często ostatnia szansa na ucieczkę od długów. W rozmowie z „New York Timesem” Artiom, żołnierz, który uciekł z Rosji, przyznaje, że 60 proc. mężczyzn w jego byłej jednostce zapisało się do wojska, ponieważ miało problemy finansowe, kredyty i było alkoholikami.

„Oszczędzał, ale nigdy mu nie starczało, więc poszedł na wojnę. Gdzie mógłby tyle zarobić w Czuwaszji? (niewielka republika w europejskiej części Federacji Rosyjskiej – red.)” – pyta retorycznie prosząca o zachowanie anonimowości siostra 21-letniego wojskowego w rozmowie z Radiem Wolna Europa. Dla takich ludzi pieniądze oferowane przez Kreml to sumy, które mogą całkowicie zmienić życie.

W Rosji mężczyźnie nie opłaca się żyć. Jak zginie na wojnie w Ukrainie, to jego dzieci dostaną nowe mieszkanie

Transfery finansowe nie tylko wpływają na wielkość armii, ale stały się de facto podstawą swego rodzaju rewolucji socjalnej i nowej umowy, jaką Putin zawarł z mieszkańcami Rosji. Sprowadza się ona do tego, że jeśli pójdą ginąć, ich rodziny będą mogły zdecydowanie poprawić swoją sytuację bytową. Perfidia całej sytuacji polega na tym, że to Kreml, rozpętując wojnę, wielu z nich wepchnął w jeszcze większą biedę.

– Jeśli przestawiasz gospodarkę na zmilitaryzowaną, to w państwie, gdzie rząd odpowiada za utrzymanie 50 proc. ludności, taka „umowa” wydaje się dosyć racjonalna. Część Rosjan jest gotowa oddać nogę albo życie, żeby wywalczyć dla swoich dzieci awans społeczny. Brzmi to strasznie, ale to jeden z niewielu racjonalnych sposobów, by poprawić życie rodziny – tłumaczy „Plusowi Minusowi” Kuba Benedyczak, dziennikarz redakcji zagranicznej TVP Info oraz autor wydanej niedawno książki „Oddział chorych na Rosję”.

„Śmierć na froncie jest ekonomicznie bardziej opłacalna niż reszta życia danego mężczyzny” – mówi w rozmowie z „Wall Street Journal” znany rosyjski ekonomista i politolog dr Władisław Inoziemcew, który nazwał to zjawisko „ekonomią śmierci”. W artykule na portalu Riddle.ru porównuje, ile zarobiłby hipotetyczny Rosjanin w wieku 35–40 lat, który poszedłby na wojnę z regionu, gdzie średnia pensja wynosi ok. 35 tys. rubli (305 dol.) i po pięciu miesiącach zginął, a ile zarobiłby ten sam człowiek, zostając w domu. W ciągu kilku miesięcy walk żołnierz dostanie żołd i bonus, a po śmierci rodzinie zostaną wypłacone wszystkie wspomniane już dodatki, plus żona poległego przejdzie na jego emeryturę wojskową, a dzieci dostaną rentę. Na te same pieniądze w cywilu mężczyzna musiałby pracować ponad 30 lat. Jeśli wcześniej nie umarłby np. z przepicia.

Do takiej kalkulacji wprost zachęcają władze. W październiku 2024 r. podczas spotkania z dziećmi jeden z gubernatorów regionu leżącego w Dalekowschodnim Okręgu Federalnym mówił, że „owszem, twój tata zginął heroiczną śmiercią, ale dzięki temu ty masz nowe mieszkanie”.

Jak zauważają eksperci, „ekonomia śmierci” przyczynia się do redystrybucji dóbr niewidzianej w Rosji od lat 90. – Putin i jego grupa zmieniają państwo i społeczeństwo. Ci, którzy wcześniej otrzymywali niewiele, teraz otrzymują więcej i są beneficjentami wojny – mówi „Plusowi Minusowi” socjolog Oleg Żurawliow z rosyjskiego Laboratorium Socjologii Publicznej.

Jak ustalił Instytut Gospodarek Wschodzących Banku Finlandii, w regionach, gdzie odsetek poległych na wojnie jest największy, nagle ogromnie wzrosły depozyty bankowe. W Tuwie, w której wskaźnik ubóstwa jest trzy razy większy niż krajowa średnia, kwota depozytów jest o 151 proc. większa niż w styczniu 2022 r. W przypadku równie ubogiej Buriacji wzrost wyniósł ponad 80 proc. – O ile w latach 2013–2021 udział zarobków w rosyjskim PKB spadł z 53 do niespełna 39 proc., o tyle teraz wzrósł do 45 proc. Pracownicy zarabiają więcej i nie dotyczy to tylko pieniędzy z wypłat za poległych żołnierzy. To, że wiele ludzi chce pójść na wojnę, powoduje znaczny wzrost płac w wielu branżach – mówi „Plusowi Minusowi” dr Władisław Inoziemcew.

W tym samym czasie w wielu miasteczkach i wioskach w najbiedniejszych regionach zaczął się budowlano-remontowy boom. Jak pisze „Wall Street Journal”, w Kyzylu, stolicy graniczącej z Mongolią republiki Tuwy, wyrastają kolejne kompleksy mieszkalne. O jedną trzecią szybciej niż średnio w kraju przybywa mieszkań po sąsiedzku w Buriacji. W rozmowie z „New York Timesem” pewien mieszkaniec Osetii Północnej opisał z kolei swoją rozmowę z hydraulikiem, który kilka lat temu z braku pracy myślał o emigracji. „Nigdy nie miałem tyle pracy w swoim życiu” – miał mu niedawno powiedzieć mężczyzna, którego zatrudniają wdowy po żołnierzach kupujące nowe albo remontujące stare mieszkania.

54-letnia Ludmiła, mieszkanka maleńkiej buriackiej wioski tuż przy granicy z Mongolią, opowiedziała dziennikarzom, że na wojnie straciła syna i męża. Za „grobowe” kupiła dwa mieszkania w stolicy republiki Ułan-Ude. Pieniędzy starczyło jeszcze na nowy samochód dla córki. „Mój mąż i syn zarobili te pieniądze swoją krwią” – przyznała.

Siostra poległego oficera z Machaczkały w Dagestanie wspomina z kolei, że póki jej brat żył, powtarzał jej, że „grobowe” zapewni byt ich matce i jego córce. I choć dziewczyna gniewała się na niego za takie słowa, to obecnie podkreśla, że te pieniądze bardzo im się przydały. Według mieszkanki niewielkiego fabrycznego miasta na Syberii, która rozmawiała z „New York Timesem”, na ulicach pojawia się coraz więcej drogich samochodów i motocykli, a ubodzy do tej pory mieszkańcy noszą modne ubrania i torby pełne zakupów. Poza tym pieniądze idą na nowe zęby, implanty piersi albo wakacje.

Badacz Uniwersytetu Jerzego Waszyngtona Iwan Grek obliczył, że odsetek osób spłacających długi wzrósł do 21 proc. z wcześniejszych zaledwie 9 proc. W Republice Ałtaju leżącej przy granicy z Kazachstanem dochody właścicieli restauracji i barów wzrosły o 56 proc. w porównaniu z zeszłym rokiem. Z kolei z rządowych statystyk wynika, że w tym roku Rosjanie kupili o 74 proc. samochodów więcej niż w 2023 r.

Obserwując te zjawiska, należy zadać sobie pytanie, czy „ekonomia śmierci” pomaga zasypywać nierówności społeczne, które są w Rosji jednymi z największych na świecie. Szczególnie gdy weźmie się pod uwagę to, że tylko w zeszłym roku z tytułu śmierci żołnierzy Kreml wypłacił kilkanaście miliardów dolarów. – Moim zdaniem jest zbyt wcześnie, by to rozstrzygnąć. Nie wiemy, na co ci wszyscy ludzie wydadzą te pieniądze. Mogą kupić mieszkania i samochody, a mogą je przeznaczyć na wydatki domowe. Jeśli zainwestują je w edukację dzieci albo swój biznes, wtedy będzie to długoterminowa zmiana statusu. Wiele zależy też od stanu gospodarki w przyszłości. Ponadto biednych faktycznie jest mniej, ale miliarderzy też bogacą się na wojnie – tłumaczy Żurawliow.

Podobnego zdania jest Kuba Benedyczak. – Widzimy pewne zjawiska, choć poczekałbym jeszcze z wnioskami. Natomiast to pierwszy raz w historii Rosji, kiedy ktoś choć trochę zajmuje się weteranami i ich rodzinami. Przez te kwoty drabinka społeczna odrobinę się przesuwa – mówi dziennikarz.

Czytaj więcej

Giną wrogowie Izraela. Czy poza zemstą Tel Awiw osiąga inne cele?

Rosyjscy alkoholicy, bezrobotni i przestępcy zmieniają się w narodowych bohaterów, czyli wielkie kariery weteranów oraz przypadek Artioma Żogi

Nowa umowa” Putina nie tylko zapewnia szanse na wzbogacenie się najbiedniejszym Rosjanom w zamian za ich życie, ale także pozwala im podnieść ich status społeczny. Wielu z alkoholików, bezrobotnych i przestępców za sprawą kremlowskiej propagandy zmienia się w narodowych bohaterów. Ci, którzy przeżyją na froncie, są zapraszani do szkół i urzędów, biorą udział w państwowych uroczystościach. Polegli mogą liczyć na pamiątkowe tablice, wystawy i plakaty.

Po inwazji na Ukrainę Kreml uruchomił program „Czas bohaterów”, którego celem jest przygotowanie weteranów „specjalnej operacji wojskowej” do objęcia w przyszłości państwowych stanowisk. Szkolenie ma trwać dwa lata. W czerwcu 2024 r. brało w nim udział 83 byłych żołnierzy, którzy mieli się wykazać bohaterstwem na froncie. – W jakim stopniu weterani mogą naprawdę liczyć na specjalne traktowanie, to się jeszcze okaże. Jednakże widać, że obecny reżim traktuje to jako pewną opcję – zauważa Laura Solanko z Instytutu Gospodarek Wschodzących Banku Finlandii.

Do tej pory stanowiska we władzach lokalnych różnego szczebla otrzymało dziesięciu żołnierzy. Dwóch z nich zostało przewodniczącymi rad miejskich w Niżnym Nowogrodzie (mieście leżącym 400 km na wschód od Moskwy) i Krasnowiszersku (jeszcze tysiąc kilometrów dalej na północny wschód), a trzeci zastępcą przewodniczącego w Błagowieszczeńsku (nad Amurem, przy granicy z Chinami). Kolejni pełnią funkcję wiceburmistrzów w kaukaskim Stawropolu oraz w Tomarowce w obwodzie biełgorodzkim na zachodzie Rosji. – Jak dotąd weterani nie otrzymują bardzo wpływowych stanowisk. To raczej symbol, że państwo dobrze cię traktuje. Niemniej zyskują pewne znaczenie – podkreśla Oleg Żurawliow.

Paru byłych wojskowych załapało się jednak na rządowe posady. Jeden został przewodniczącym zgromadzenia regionalnego w Kraju Ałtajskim (południowa Syberia), inny zastępcą gubernatora w Chabarowsku (miasto nad Amurem), a kolejny ministrem regionalnego rządu w syberyjskiej Jakucji. Niektórzy weterani znajdują pracę także w rosyjskich kolejach państwowych i innych przedsiębiorstwach podlegających władzom. Dla ludzi wcześniej pozbawionych perspektyw oznacza to ogromny awans społeczny.

Najwyżej jak do tej pory zaszedł Artiom Żoga. Jego awans na prezydenckiego przedstawiciela w Uralskim Okręgu Federalnym stał się propagandową wizytówką „Czasu bohaterów”. 49-latek najpierw przez kilka lat dowodził oddziałem prorosyjskich separatystów w Donbasie, a potem uczestniczył w pełnoskalowej inwazji na Ukrainę. „Jego przypadek ma pokazać, że system karier dla weteranów świetnie działa. To najważniejszy cel dla władz. Żoga to świetny przykład, gdy ktoś pyta, kto spośród żołnierzy awansował” – mówi niezależnemu portalowi Meduza źródło w prezydenckiej administracji.

Komentując „Czas bohaterów”, eksperci są raczej zgodni, że w rzeczywistości uda się z niego skorzystać niewielkiej grupie z całej wielotysięcznej rzeszy byłych żołnierzy. Głównym powodem jest to, że lokalne elity nie chcą się dzielić władzą z „nowymi”. Portal Moscow Times pisze, że w tegorocznych wyborach regionalnych miały miejsce przypadki, gdy urzędnicy sabotowali start weteranów albo ich kampanie.

Wreszcie nie wszyscy, którzy wrócą z wojny, dożyją awansu. – Większość z nich wcześniej umrze z powodów zdrowotnych, od alkoholu albo narkotyków. Ponadto są zbyt słabo wykształceni, by obejmować atrakcyjne posady i urzędy – zauważa w rozmowie z „Plusem Minusem” dr Paweł Łuzin, ekspert ds. rosyjskiej polityki obronnej i zagranicznej.

Inflacja to nie problem, ale finansowe aspiracje Rosjan rosną. Wojna w Ukrainie może przez to trwać w nieskończoność

Redystrybucja dóbr w ramach „ekonomii śmierci” poza strumieniem nowych żołnierzy może przynieść Kremlowi także kłopoty. Jak piszą analitycy portalu Re: Russia, tak rozdmuchane wydatki obejmujące bonusy, dodatki i odszkodowania wypłacane rodzinom poległych zwiększają deficyt budżetowy, nakręcając i tak już bardzo wysoką inflację, którą bank centralny próbuje zwalczać coraz wyższymi stopami procentowymi. – Inflacja to ważny problem, ale nie tylko wydatki na rzecz wojska na nią wpływają. Należy z nią walczyć poprzez ograniczanie ceł czy zmniejszenie kursu dolara poprzez przywrócenie decyzji o sprzedaży waluty – wylicza Inoziemcew. W obliczu celu, jakim jest podbój Ukrainy, Kreml nie wydaje się jednak aż tak przejmować inflacją. Dużo ważniejszy dla władz może być kłopot z rozbudzonymi finansowymi aspiracjami Rosjan. A co, jeśli Kreml w pewnym momencie będzie zmuszony obniżyć wypłacane świadczenia, podobnie jak to zrobił w przypadku rannych żołnierzy? Eksperci z Johns Hopkins University wyliczyli, że łącznie spełnienie obietnic finansowych dla wszystkich rannych i zabitych wyniesie 6 proc. z liczącego 414 mld dol. budżetu za rok 2024.

A jak zareagują setki tysięcy żołnierzy, gdy działania zbrojne wreszcie dobiegną końca, a oni wrócą do Buriacji, Czuwaszji czy Jakucji, nie będą już mieli wartych tysiące dolarów dodatków i do drzwi znów zapuka bieda? W końcu o wiele łatwiej podwyższać kolejne wypłaty i świadczenia, niż je ograniczać. – Pewnego dna ci ludzie wrócą i przyniosą ze sobą kulturę przemocy. Będą też oczekiwali specjalnego traktowania. Utrzymanie tych ludzi w zadowoleniu będzie bardzo ważne dla reżimu. Części z nich zostaną zaoferowane nowe posady, bo Rosja cierpi na brak rąk do pracy. Jednakże czy to wystarczy? – zastanawia się Laura Solanko.

Czytaj więcej

Izrael na cenzurowanym

W tym kontekście groźne może być także przekazanie w ich ręce nawet niewielkiej władzy w ramach „Czasu bohaterów”. – Ci, co piastują pewne stanowiska, mogą stać się przedstawicielami mieszkańców i stworzyć jakiś ruch. Przed wojną ważną częścią opozycji byli miejscy radni. Co się stanie, jeśli weterani stworzą swoje własne grupy? – pyta Żurawliow.

W obliczu takich scenariuszy dla Putina najbardziej opłacalną opcją może być jak najdłuższe prowadzenie wojny. – To tworzy błędne koło. Putinowi trudno będzie zakończyć wojnę, bo uruchomił gospodarkę wojenną, którą napędzają działania zbrojne i która zapewnia miejsca pracy. To dla nas zła wiadomość i zły prognostyk – konkluduje Kuba Benedyczak.

Niewielki parterowy dom ogrzewany piecem. Na dachu leżą płaty odpadającego eternitu. To tutaj, w wiosce na obrzeżach Bijska w Kraju Ałtajskim, w azjatyckiej części Rosji, mieszkał z matką i bratem Aleksander Łobaczew. W wieku zaledwie 25 lat w marcu 2022 r. zginął podczas szturmu na stację kolejową gdzieś na wschodzie Ukrainy. Kilka miesięcy temu matkę Aleksandra odwiedzili dziennikarze jednego z rządowych kanałów telewizyjnych. Kobieta na tle wiszącego na ścianie ogromnego zdjęcia syna ze łzami w oczach opowiadała o swoim pierworodnym. Następnie w materiale pokazano nowiutkie trzypokojowe mieszkanie w bloku, które pani Łobaczewa kupiła za kilkanaście milionów rubli, jakie otrzymała od państwa za śmierć syna. Kobieta z rozżaleniem przyznała jednak, że pieniędzy nie starczyło jej już na remont dachu starego domu, a urzędnicy nie chcą jej pomóc, mimo że jest matką bohatera wojennego. „Nigdy nikogo o nic nie prosiłam. Byliśmy szczęśliwi. Stało się jednak to, co się stało, i nie rozumiem takiego podejścia. Pan prezydent zawsze podkreśla, żebyśmy zwracali się do władz z naszymi kłopotami” – mówiła do kamery.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Plus Minus
Czy Święta Bożego Narodzenia są w stanie wrócić do swych chrześcijańskich korzeni?
Plus Minus
Kim naprawdę był i z czego się śmiał Stanisław Tym? Satyra pomagała mu ukryć pesymizm
Plus Minus
Prof. Andrzej Nowak: Brutalna pobudka do działania może być dla PiS-u ozdrowieńcza
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: W tym metropolicie pokładam ogromne nadzieje. Może on zmienić Kościół na lepsze
Plus Minus
Kataryna: Na jakie pomysły ws. wyborów prezydenckich wpadnie rząd Donalda Tuska?
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10