Szczególnie po prawej stronie modne jest przekonanie, że rosyjska agresja na Ukrainę wcale nie unieważnia obaw o naszą suwerenność. Że „rozpuszczenie się w federalistycznej Europie" wcale nam nie zagwarantuje bezpieczeństwa. Przeciwnie, federalistyczna Unia to marzenie Putina. Powodem ma być popularny aksjomat, że federalizacja Europy oznaczać musi stworzenie systemu, w którym o wszystkim decydują Niemcy. A oni, to kolejny aksjomat części prawicy, chcą podporządkować sobie Europę, by następnie podzielić się nią z Rosją. Dowodem mają być liczne błędy Niemiec w polityce wschodniej, z budową obu Nord Streamów na czele. Na dodatek każda oznaka wahania ze strony Berlina w sprawie pomocy dla Ukrainy czy nałożenia ostrzejszych sankcji na Rosję odbierana jest jako argument za prawdziwością tej tezy. Wszystko dlatego, że – jak zakładają zwolennicy tej teorii – Niemcy bardziej nienawidzą Polski niż Rosji. I gotowi są sprzedać nas i inne kraje za cenę swojego dobrobytu, który opiera się na okazyjnym zakupie surowców z Rosji.
Czytaj więcej
Według brytyjskiego „The Economist" agresja Rosji na Ukrainę jest najbardziej usieciowioną (z ang...
Takie myślenie obarczone jest jednak kilkoma mankamentami. Po pierwsze, pełna federalizacja UE to scenariusz, który w ciągu najbliższych lat nie może się ziścić. Owszem, padł postulat federalizacji Europy w niedawnej umowie koalicyjnej w Berlinie, ale nawet w Niemczech nie ma pełnej zgody na taki plan. Nie mówiąc już o tym, że musiałyby go zaakceptować inne kraje Unii. Tymczasem nie widać entuzjazmu dla likwidacji państw narodowych i zastąpienia ich niesuwerennymi krajami związkowymi pod władzą Brukseli (czyli tak naprawdę Berlina). Po drugie, zbytnim uproszczeniem jest twierdzenie, że federalizacja ma na celu budowę kolejnej Rzeszy Niemieckiej. Polacy mają swoje doświadczenia historyczne, ale to nie znaczy od razu, że każdy model integracji prowadzić musi do likwidacji państw narodowych z wyjątkiem niemieckiego i narzuceniu wszystkim dyktatu Berlina. Po trzecie, w pewnych sprawach UE de facto jest federacją – wiele spraw już zostało scedowanych na Brukselę. W części z nich to działa i widać, że warto zacieśniać integrację, w innych się to nie sprawdziło. Można więc straszyć federalizacją, ale ona sama z siebie nie jest ani obiektywnie dobra ani zła. Globalizacja sprawia, że to większe podmioty będą miały lepsze szanse w globalnej konkurencji, a nie małe autarkiczne państewka.
Po drugie, zbytnim uproszczeniem jest twierdzenie, że federalizacja ma na celu budowę kolejnej Rzeszy Niemieckiej. Polacy mają swoje doświadczenia historyczne, ale to nie znaczy od razu, że każdy model integracji prowadzić musi do likwidacji państw narodowych z wyjątkiem niemieckiego i narzuceniu wszystkim dyktatu Berlina.
Po czwarte wreszcie, w samych Niemczech nie ma jednomyślności co do przyszłego kierunku ani wobec oceny przeszłości. Coraz częściej pojawia się słuszna krytyka Angeli Merkel, która podeszła do Kremla – jak się okazuje – zupełnie łatwowiernie. Samokrytykę złożył też prezydent Frank-Walter Steinmeier, przyznając, że budowa Nord Stream 2 była błędem.