To jest klasyczny „wbros dezy" – mamrotał do kamery nowy premier Rosji, wyglądający trochę jak przypadkowy i niechlujny przechodzień. Dziennikarze prosili go o skomentowanie jakiejś mało istotnej – patrząc na to po upływie lat – wiadomości. Znacznie ważniejsza w tym wypadku okazała się odpowiedź.
Był rok 1999, słuchałem nowego szefa rządu, czyli Władimira Putina, i zupełnie go nie zrozumiałem. Zacząłem dzwonić do moskiewskich kolegów i prosić o przetłumaczenie z „putinowskiego" na rosyjski. Czym u licha jest „wbros dezy"? W końcu jeden z nich ulitował się nade mną i wyjaśnił, że to „bezpieczniacki" slang, czyli język używany przez byłych i obecnych oficerów służb specjalnych (w przypadku Putina było to KGB, ale i jej następczyni FSB, której był szefem, gdzie mówiono w ten sam sposób). A oznacza „wbrosywanie" dezinformacji, czyli podsuwanie mediom fałszywych informacji (dezinformacji).
W ten sposób dowiedziałem się wszystkiego – już w 1999 r. – o nowej gwieździe rosyjskiej polityki, bo wtedy w Rosji jeszcze była polityka. Po pierwsze, że Putin był oficerem KGB, a po drugie, że na świat patrzy cały czas tak, jak nauczono go w firmie. Rosyjscy dziennikarze zareagowali tak samo jak ja, ale dla nich nie było w tym nic dziwnego, wręcz przeciwnie. No bo w końcu, w jaki inny sposób może analizować polityczne wydarzenia oficer Komitetu, no przecież nie jak duchowny Cerkwi prawosławnej...
Czytaj więcej
Wraz z kolejną rosyjską agresją wraca pytanie, jakie są terytorialne apetyty prezydenta Władimira Putina. Gdzie zatrzymają się jego czołgi, gdy już ruszą.
Mściwe KGB
Niestety, nikt z nas wtedy nie wyciągał z tego faktu (niezależnie, czy przyjął go ze zdziwieniem, czy jako rzecz normalną) daleko idących wniosków. Życie polityczne Rosji było barwne, toczyło się szybko, w ciągu roku było trzech premierów, któżby się przejmował dziwacznymi wypowiedziami jednego z nich. Tyle że po kolejnym roku – już pod rządami Putina prezydenta – kraj wyglądał jakby go ściął mróz, a w każdym razie jego scenę polityczną.