Prawie 30 lat. Blisko 30 tysięcy tekstów. Opisywały naszą historię i współczesność, wyzwania i zagrożenia, meandry polityki i puls kultury, portretowały wielkich i przeciętnych, pokazywały życie tuż za rogiem i na antypodach. Trudno w jubileuszowym artykule przywołać nawet najważniejszych autorów „Plusa Minusa". Warto jednak przypomnieć jego początki oraz spróbować odpowiedzieć na pytanie, jak to się stało, że te tysiące tekstów ukazały się właśnie tu.
Weekendowe wydania dzienników, choć niby są tygodnikami, w znacznym stopniu żyją rytmem gazety. Taki tygodnik ma jednak ambicje, żeby rzeczywistość opisywać bardziej refleksyjnie, dać czytelnikom na weekend trochę oddechu. Polityczna gorączka? Spadki na giełdzie? Zapraszamy do gazety. U nas więcej dystansu, szersze horyzonty – zachęcają redaktorzy.
Tak jak Maciej Łukasiewicz, twórca i pierwszy szef „Plusa Minusa", w artykule wstępnym do inauguracyjnego numeru z 23 stycznia 1993 r.: „Pragniemy go tak redagować, by przynajmniej część tekstów żyła dłużej niż gazeta, która – jak mówi dziennikarskie porzekadło – żyje tylko jeden dzień".
– To było dzieło Maćka i jego oczko w głowie – wspomina ówczesny sekretarz redakcji „Rzeczpospolitej" Jerzy Paciorkowski. – A ponieważ był człowiekiem konsekwentnym, to jeśli obiecał czytelnikom, że na łamach będzie dużo polityki, wysokiej kultury i historii, to tak było, mimo wątpliwości niektórych kolegów z kierownictwa gazety.
A wątpliwości się pojawiały. – Kiedyś na planowanie „Plusa" wparował redaktor naczelny Dariusz Fikus i od progu zaczął rzucać pomysłami na teksty – wspomina Dariusz Markiewicz, wtedy sekretarz dodatku. – Maciek chwilę posłuchał i zapytał: „Darek, czy ty nie masz swojej roboty?". Odpowiedziało mu trzaśnięcie drzwiami.