Dlaczego Chinom nie opłaca się inwazja na Tajwan

Przemiany poczucia tożsamości mieszkańców Tajwanu w ostatnich latach są przełomowe. Zmiany następują zwłaszcza w młodym pokoleniu, które nie ma już styczności z ludźmi pamiętającymi okres lat 40. i 50. XX wieku. Statystyki pokazują, że nowe pokolenia identyfikują się coraz częściej jako Tajwańczycy, a nie „kulturowi Chińczycy".

Publikacja: 26.08.2021 22:22

Zasieki na wyspie Dadan należącej do Republiki Chińskiej (Tajwan). I widok na położone kilka kilomet

Zasieki na wyspie Dadan należącej do Republiki Chińskiej (Tajwan). I widok na położone kilka kilometrów od jej brzegów miasto Xiamen (Chińska Republika Ludowa)

Foto: Getty Images

 

Na niecały rok przed zimowymi igrzyskami olimpijskimi w Pekinie wzmogła się narracja o chińskiej inwazji na Tajwan. Pierwszy odezwał się tygodnik „The Economist", pisząc, że Chiny zrobią wszystko, aby wcielić wyspę, co ma wymiar legitymizujący reżim w Pekinie – w myśl słów „Nasza władza wynika z percepcji naszej władzy" wypowiadanych przez Gorbaczowa w serialu „Czarnobyl". Jednak koszty wizerunkowe inwazji przed igrzyskami byłyby znacznie wyższe niż w innym czasie. Narracje płynące do nas z mediów są jednak nielogiczne z punktu widzenia dynamiki gry geopolitycznej, a przy tym niespójne. Scenariusz siłowego podporządkowania Tajwanu jest dla Chin w oczywisty sposób szkodliwy, co skrzętnie pomija wielu autorów. To dla ChRL pewna recepta na światowy ostracyzm, problemy z pozyskiwaniem surowców energetycznych oraz inne, z natury nieprzewidywalne, retorsje.

Kto lubi się straszyć

Chiny dziś nie muszą robić nic. Sprzyjają im tzw. trendy historyczne, o których w czasie obchodów stulecia Komunistycznej Partii Chin mówił Xi Jinping. Siła ekonomiczna i militarna państwa – zwłaszcza w obliczu szalejącej na świecie pandemii Covid-19 – każdego dnia ulega zwiększeniu. Chiny utrzymują z Tajwanem satysfakcjonujące kontakty gospodarcze, a przed zamieszaniem z koronawirusem i pacyfikacją zamieszek w Hongkongu w 2019 roku nie istniały zasadnicze zadrażnienia. Jednym słowem inwazja na Tajwan nie była i nie jest Chinom potrzebna z jakichkolwiek przyczyn strategicznych czy taktycznych. Tej powolnej integracji sprzyjał wzrastający w szybkim tempie poziom życia społeczeństwa Chin kontynentalnych. Utrzymanie status quo było i jest prostą receptą na dalszy szybki ich rozwój i zajęcie pozycji niekwestionowanego supermocarstwa.

To Stanom Zjednoczonym mogłoby zależeć na tym, aby Chiny dały się sprowokować do rozwiązania siłowego. Poświadczanie u światowej opinii publicznej agresywnych intencji Pekinu może stanowić pretekst do sprzedaży Tajwanowi broni. Podgrzewanie tej kwestii nosi znamiona celowego drażnienia przeciwnika, który z przyczyn wizerunkowych nie może zareagować adekwatnie. Podobną dynamikę miał tzw. trzeci kryzys w Cieśninie Tajwańskiej na przełomie lat 1995 i 1996. Wtedy to m.in. inscenizujący inwazję spot wyborczy starającego się o reelekcję na fotel prezydenta Tajwanu Lee Teng-hui uruchomił chińskie ćwiczenia rakietowe w cieśninie. Dynamikę przepychanek między Stanami a Chinami można nieco żartobliwie podsumować słowami: „wojskowi i dzieci lubią się straszyć" – jak skwitował geopolityczne „stroszenie" polski publicysta Wojciech Żukrowski.

Podobnie jak Korea Północna, Tajwan jest obszarem buforowym i „ziemią niczyją". Oznacza to, że ChRL i Stanom Zjednoczonym zależy bardziej na przewidywalności sytuacji niż na przejęciu kontroli nad Tajwanem. W roli „pływającego lotniskowca" Chin otworzy ich flocie wyjście na Pacyfik. Jako „lotniskowiec US Navy" to wielki „szach" dla ChRL, gdyby doszło do rozstrzygnięć siłowych. Obie strony znakomicie rozumieją takie kalkulacje i żadna nie zamierza zrobić niczego, co stronę przeciwną mogłoby zmusić do naruszenia tej równowagi.

Jak wskazuje Elbridge Colby, były asystent sekretarza obrony Stanów Zjednoczonych, inwazja to dla stron zadanie niesymetryczne: Chiny muszą zająć Tajwan bez narażania się, a Tajwan i „podmioty wspierające" muszą tylko sprawić, że inwazja będzie odstraszająco kosztowna. Colby podaje przykład: Niemcy nie były w stanie zrealizować skutecznej inwazji na Wielką Brytanię nawet w szczycie swojej siły. Colby zauważa jednak inną rzecz, niebezpieczną dla Stanów Zjednoczonych. Mówi: „Zobaczcie, jak arogancko Chiny zachowują się teraz. A co dopiero będzie, jeśli faktycznie staną się dominującą siłą. (...) Lepiej zastopować

to teraz, z zachowaną wiarygodnością

i silnym Tajwanem, niż z pokonanym Tajwanem i zniszczoną wiarygodnością".

Samowystarczalność energetyczna

Dzięki tzw. rewolucji łupkowej Stany Zjednoczone osiągnęły samowystarczalność energetyczną. Są więc odporne na jakiekolwiek wydarzenia na Bliskim Wschodzie. W zupełnie innej sytuacji są Chiny: na rok 2020 importują około 70 proc. zużywanej ropy naftowej. Podobnie jest z innymi surowcami energetycznymi. Chiny chcą skrócić ten okres zależności i jak nikomu innemu na świecie zależy im na wdrożeniu alternatywnych technologii energetycznych. Na miejscu KPCh poruszyłbym niebo i ziemię (tj. uruchomiłbym wszelkich agentów wpływu), aby poprzez globalną kampanię ideologiczną przyspieszyć opracowanie i wdrożenie geopolitycznie bezpiecznych dla Chin źródeł energii. Przy czym taki imperatyw bezpieczeństwa energetycznego to problem nie tylko Chin.

Amerykańscy sojusznicy w regionie są w równym stopniu co Chiny zależni od ropy z rejonu Bliskiego Wschodu. Waszyngton może tą samą dźwignią dyscyplinować nie tylko przeciwnika, ale i Japonię, Koreę Południową czy Tajwan. To instrument wpływu znacznie skuteczniejszy niż wszystkie lotniskowce US Navy, gdyż może on spełniać warunek braku rozliczalności, tj. ukrycia faktycznego inicjatora zakłóceń dostaw. To fundament wszelkich konfliktów, a już na pewno geopolitycznych, czego przykładów historia dostarcza aż nadto.

Załóżmy teraz, że to Chiny zrobią agresywny ruch, a Stany Zjednoczone decydują, by w ramach retorsji Chińczyków „poddusić". Czy zdławią przepustowość szlaków handlowych w rejonie cieśniny Malakka, nawet wybiórczo? To skonfliktowałoby Amerykanów z wieloma państwami regionu. Ich prosperity, w tym zdolność produkcji żywności, zależy od drożności arterii handlowych. Takie uderzenie po kieszeni powstrzyma militarny ruch Amerykanów lepiej niż Chińska marynarka wojenna dorównująca US Navy.

Wymiana ciosów między mocarstwami musi być tajna w tym sensie, że bieg wydarzeń musiałby uniemożliwić przypisanie winy i wysuwanie roszczeń odszkodowawczych. W dobie tzw. wojen nieliniowych, tj. takich, w których nie ma określonej, widocznej linii rozdzielającej siły walczących stron, rzecz musiałaby się dokonać tak, aby zrzucić odpowiedzialność moralną i gospodarczą daleko od sprawcy zaburzeń. Oznacza to, że bieg wydarzeń musiałby uniemożliwić przypisanie Chinom winy za destabilizację światowego łańcucha dostaw, który i tak jest niebezpiecznie rozchwiany w wyniku zaburzeń spowodowanych przez pandemię. Jestem pewien, że w biurku prezydenta Stanów Zjednoczonych spokojnie już czeka przepisane na czysto dramatyczne przemówienie zawierające frazy „day of infamy" (dzień hańby) i „righteous might" (prawa siła).

Dla Chin zaś awantura wokół Tajwanu to natychmiastowa reakcja Japonii i Korei Południowej, gdyż dla tych gospodarek i społeczeństw drożność szlaków morskich to kwestia życia i śmierci. Pekinowi natomiast takie otwarcie drogi na Pacyfik nic nie daje. Nie zyskają „bezpiecznego wyjścia", gdyż jego pozyskanie wymagałoby jednoczesnego zneutralizowania Japonii i wszystkich krajów leżących obok szlaku żeglugowego do Zatoki Perskiej. Aby zaspokoić swoje potrzeby, Chiny potrzebują sześć supertankowców wiozących z zatoki po 2 mln baryłek ropy. Każdy. Codziennie. Japonia tylko dwa, ale w tym kontekście zupełnie inaczej rozumiemy mocne oświadczenie rządu w Tokio z lipca: w przypadku inwazji Japonia pomoże militarnie Tajwanowi. Funkcjonujący od 2013 roku chiński ropociąg przez Mjanmę (Birmę), omijający cieśninę Malakka, tylko symbolicznie zbliża Pekin do rozwiązania problemu.

W 1908 roku brytyjski pierwszy lord admiralicji Jackie Fisher przepowiedział: „Wojna z Niemcami zacznie się w chwili ukończenia budowy Kanału Kilońskiego". Łączący Bałtyk i Morze Północne kanał uruchomiono w sierpniu 1914 roku. To i ja coś przepowiem: wojna między ChRL i Stanami Zjednoczonymi rozpocznie się w chwili uzyskania niezależności energetycznej przez Pekin.

W klasycznym traktacie „Sztuka wojny" przypisywanym Sun Zi natkniemy się na spostrzeżenie o obszarach buforowych i szerzej kluczowych. W rozdziale dziesiątym pojawia się koncepcja dwóch tzw. miejsc węzłowych: cieśnin lądowych oraz obszarów strategicznych. Pierwsze to obszary strategicznych przepływów towarów i wojsk: rozmaite „bramy" i „cieśniny lądowe", o których mówi dr Jacek Bartosiak. Drugie to obszary generowania prosperity. To też nadzwyczajnie produktywne i skomunikowane obszary. Trzy ilustracje: skomunikowane siecią rzeczną zlewisko rzeki Missisipi i zbieg dróg wodnych w Nowym Orleanie to najbardziej produktywny obszar naszej planety, a zarazem klucz do zrozumienia amerykańskiej polityki bezpieczeństwa w regionie. Podział Mazowsza między trzech zaborców pod koniec XVIII wieku oraz podział Prus Wschodnich po II wojnie światowej to rozprzęgnięcie lokalnych „generatorów produktywności", które zasilają siłę państwotwórczą.

W przypadku Tajwanu obszar strategiczny to zbudowana ręką człowieka zdolność produkcji zaawansowanej elektroniki, m.in. wafli krzemowych przez giganta TSMC. Rozregulowanie homeostatu światowej gospodarki w ostatnich dwóch latach jasno pokazuje, że nikt nie pozwoli Chinom na militarne przejęcie tak kluczowej dla całego świata zdolności produkcyjnej.

Wypadki hongkońskie

Dla mieszkańców Tajwanu probierzem tego, jak będzie przebiegać ewentualne pokojowe zjednoczenie, zawsze był i jest sposób, w jaki ChRL postępuje w Hongkongu. Trudno, by skala i przebieg protestów w 2019 roku,

w tym m.in. wtargnięcie tłumu na dworzec lotniska międzynarodowego, nie robiły wrażenia na mieszkańcach Tajwanu. Tym nabierającym niepowstrzymanego pędu tajemniczym siłom historycznym, które pchały Hongkong do jawnej rewolty, władze ChRL musiały przeciwstawić coś o równej inercji. Na miejscu decydentów KPCh bardzo bym się przestraszył i nie przebierał w środkach celem zahamowania rozpędzających się wydarzeń.

Chiny mają luksus oraz tradycję braku ograniczeń istniejących w państwach demokratycznych, których decydenci są „nękani" cyklami wyborczymi. Chińczycy mogą planować w czasowej perspektywie niedostępnej albo i wręcz niezrozumiałej dla lokatorów Białego Domu czy nas, Polaków. Dzięki kontroli przekazu medialnego KPCh ma do czynienia ze zdyscyplinowanym społeczeństwem w pełni akceptującym decyzje polityczne tak długo, jak długo KPCh zapewnia prosperity. Pekin może więc poczekać na „zjednoczenie" kolejne 100 lat.

Z drugiej strony politykę zachodnich demokracji (w tym samego Tajwanu) kształtuję cykl wyborczy, kadencyjność przywódców i opinia społeczna, na które to wszystkie czynniki KPCh może wpływać, co zresztą robi. W interesie tajwańskiej prezydent Tsai Ying-Wen byłoby uczynić zamieszki w Hongkongu bardziej spektakularnymi, co w oczywisty sposób dawałoby jej dodatkowe punkty w rozgrywce o głosy wyborców. Tsai stoi na czele DPP (Demokratycznej Partii Postępu), będącej rywalem Kuomintangu, który, zwłaszcza po tzw. protestach studenckich z 2014 roku, obwiniany jest o zbyt szybkie kroki w kierunku integracji.

W 2019 roku sytuacja eskalowała, wydawało się, że władzom chińskim ledwo udało się zdławić rozruchy zmierzające być może nawet do jakiejś formy zbliżonej do zadeklarowania niepodległości. Sam, będąc z kolei na miejscu Amerykanów, z uśmiechem na ustach dolewałbym oliwy do ognia. Można by postawić hipotezę, że eskalacja protestów w Hongkongu w zamieszki była próbą odwrócenia trendów integracyjnych między Tajwanem a ChRL. Wydarzenia miały miejsce jakieś pół roku przed wyborami prezydenckimi na Tajwanie. Reelekcję uzyskała Tsai Ying-Wen, szermująca retoryką utrzymania status quo, co jest jednoznaczne z kontynuowaniem trendu powstawania tożsamości tajwańskiej, a osłabieniem chińskiej (hańskiej).

Przemiany poczucia tożsamości mieszkańców Tajwanu w ostatnich latach są istotne i zasadniczo przełomowe. Zmiany następują zwłaszcza w młodym pokoleniu, które nie ma już styczności z ludźmi pamiętającymi okres lat 40. i 50. XX wieku. Statystyki pokazują, że nowe pokolenia identyfikują się coraz częściej jako Tajwańczycy, a nie „kulturowi Chińczycy". Najświeższym epizodem tej historii jest nowy wzór paszportu, w którym angielski napis Republika Chińska została zastąpiony przez Tajwan. Dotychczasowa nazwa została zmniejszona i zapisana znakami chińskimi.

Zwykło się mówić, że siły zbrojnej używa się w ostateczności, gdy już zawiodą wszystkie inne środki – a Chiny mają ich dużo. Pełna lub częściowa blokada morska to instrument zbyt toporny. Nawet straszenie jakąś formą nacjonalizacji (konfiskaty) gigantycznych tajwańskich inwestycji w ChRL wydaje się zbędne. Narzędzia ekonomiczne, takie jak dyplomacja turystyczna czy regulowanie obrotu towarowego między Tajwanem a kontynentem, jest z kolei bronią nieprzewidywalnie obosieczną. Na początku 2021 roku władze ChRL zatrzymały import ananasów z Tajwanu, co naraziło rolników na straty. Mieszkańcy wyspy natychmiast spontanicznie zainicjowali udaną akcję kupowania i jedzenia ananasów. To nie tylko zneutralizowało oddziaływanie chińskie, ale też wzmocniło u Tajwańczyków poczucie jedności i odrębności interesów narodowych.

Tymczasem z kontynentu słyszymy świeże publiczne oświadczenie pierwszego sekretarza KPCh, który z okazji stulecia istnienia partii przypomniał, że Tajwan to wewnętrzna sprawa Chin,

które zastrzegają możliwość użycia siły. Dodał też, że za zniszczenie narodowej jedności należy winić siły zewnętrzne, na których ingerencję Pekin zawsze zareaguje, a ponowne zjednoczenie jest manifestacją niepowstrzymanych sił historycznych.

Siły historii

Choć z logiki geopolitycznych uwarunkowań nie wynika, żeby Chiny zdecydowały się na inwazję, oczywiście może pojawić się nagle tzw. pułapka sytuacyjna, która zmusi jedną lub więcej ze stron do działań, na które pozostali będą musieli zareagować eskalacją, na zasadzie domina. Takie złamanie logiki wydarzeń jest z samej natury nieprzewidywalne. Odzyskanie Hongkongu i Tajwanu to nie dla Chin, ale dla KPCh kwestia legitymizacji o głębokich podłożach historycznych. Siły odśrodkowe wewnątrz Chin i siły zewnętrzne z pewnością będą lewarować na ten „historyczny mus" i „siłę historyczną", by popsuć Pekinowi szyki.

Siły historyczne to bardzo ugruntowana w chińskiej filozofii koncepcja związana z oscylacją potencjału do oddziaływania. Maksyma otwierająca słynną powieść „Dzieje Trzech Królestw", a jednocześnie będąca mottem mojej książki „Chiny – zrozumieć imperium", głosi: „Takie są trendy dziejów. To, co długo zjednoczone, musi się podzielić. To, co długo podzielone, musi się zjednoczyć".

Aby należycie zrozumieć geopolityczny taniec, którego stawką jest dominacja nad światem, należy tu też wspomnieć koncepcję Mocy, centralny punkt traktatu „Sztuka wojny". Traktat ten jest kamieniem węgielnym i fundamentem chińskiej myśli strategicznej i państwotwórczej. Trendy historyczne to owa Moc działająca w domenie geopolityki. To potencjał tworzony wpływaniem na cykle zdarzeń i zjawisk oraz lewarowaniem mechanizmów ekonomii oraz ludzkiej natury. Moc może osiągać stan swojej Pełni i Pustki – maksymalnego i minimalnego nasilenia. Chińczycy podejmą działanie, gdy równowaga tych stanów będzie maksymalnie dla nich korzystna. Zidentyfikują ten moment zgodnie z ich chińską logiką, a nie naszą zachodnią. Patrząc na trendy wydarzeń i budowanie lub hamowanie ich niepowstrzymanej inercji. To absolutnie kluczowa koncepcja dla tego, w jaki sposób chińscy decydenci widzą świat i wpływają na niego. W rozdziale V traktatu czytamy: „A kto na Mocy polega, ludzi pcha do walki, aż na podobieństwo bali i kamieni się toczą. Naturą onych nieporuszoność jest, gdy na płaskiej ziemi leżą, pędu zaś na pochyłości nabierają" (Sun Zi, V.12).

Zjednoczenie całych Chin to aspiracja każdego reżimu, który pretenduje do władania Państwem Środka. Ma ona wręcz niezwykłą siłę i jest esencją tego, jak Chińczycy postrzegają historię. Dla KPCh zjednoczenie całości terytoriów chińskich ma znaczenie nie tylko geopolityczne, ale też mistyczne. Wcielenie Tajwanu byłoby finalnym potwierdzeniem tego, że KPCh dysponuje Mandatem Niebios. Republice Chińskiej, którą powołano do życia po upadku dynastii Qing w 1911 roku, ta misja dziejowa się nie udała.

Kiedy Chiny zadecydują się działać? Tak oto rzecze mistrz Sun: Gdy nieustannie oscylujące parametry sił i słabości uczestników Wielkiej Gry o władzę nad światem ustawią się na mgnienie tak, by zdarzenie wcześniej nie do pomyślenia umożliwiło nokaut. To przypomnę na koniec: jedną z takich chwil może być właśnie osiągnięcie energetycznej samowystarczalności.

Piotr Plebaniak jest socjologiem od 17 lat mieszkającym na Tajwanie. Jest autorem m.in. „Sun Zi i jego Sztuka wojny. Filozofia i praktyka oddziaływania na bieg zdarzeń" (2020)

Na niecały rok przed zimowymi igrzyskami olimpijskimi w Pekinie wzmogła się narracja o chińskiej inwazji na Tajwan. Pierwszy odezwał się tygodnik „The Economist", pisząc, że Chiny zrobią wszystko, aby wcielić wyspę, co ma wymiar legitymizujący reżim w Pekinie – w myśl słów „Nasza władza wynika z percepcji naszej władzy" wypowiadanych przez Gorbaczowa w serialu „Czarnobyl". Jednak koszty wizerunkowe inwazji przed igrzyskami byłyby znacznie wyższe niż w innym czasie. Narracje płynące do nas z mediów są jednak nielogiczne z punktu widzenia dynamiki gry geopolitycznej, a przy tym niespójne. Scenariusz siłowego podporządkowania Tajwanu jest dla Chin w oczywisty sposób szkodliwy, co skrzętnie pomija wielu autorów. To dla ChRL pewna recepta na światowy ostracyzm, problemy z pozyskiwaniem surowców energetycznych oraz inne, z natury nieprzewidywalne, retorsje.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI Act. Jak przygotować się na zmiany?
Plus Minus
„Jak będziemy żyli na Czerwonej Planecie. Nowy świat na Marsie”: Mars równa się wolność
Plus Minus
„Abalone Go”: Kulki w wersji sumo
Plus Minus
„Krople”: Fabuła ograniczona do minimum
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Viva Tu”: Pogoda w czterech językach