Wie pan, ja w wieku dziewięćdziesięciu lat niespodziewanie stałam się gwiazdą mediów – mówi Lidia Eberle, z domu księżna Lwow. – Od kilku lat dziennikarze dosłownie mijają się u mnie w drzwiach, robią zdjęcia, wykładają dyktafony, rozstawiają kamery i proszą, żeby opowiadać o starych czasach, powojennej walce z komunistami, o „Łupaszce", aresztowaniu, śledztwie, wyroku śmierci i pobycie w więzieniu – mówi.
Lidia Lwow-Eberle, córka białych Rosjan, którzy do Polski wyjechali po rewolucji październikowej, w czasie wojny walczyła pod dowództwem majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki" w 5. Wileńskiej Brygadzie AK, a później razem ze swoim dowódcą biła się z komunistami. Po aresztowaniu przez UB została skazana na karę śmierci. Z więzienia wyszła po śmierci Stalina. – Za komuny oczywiście nie można było o tym wszystkim głośno mówić, dopiero po 1989 roku zaczęliśmy się spotykać z kolegami z oddziału – opowiada. – Ukazały się pierwsze książki na temat „Łupaszki", ale tak naprawdę mało kogo interesowały te powojenne historie. Dopiero od kilku lat wszystkich zaczęło to ciekawić – dodaje.
Nazwa „żołnierze wyklęci" miała być oskarżeniem w stosunku do elit III RP, które, choć od przełomu minęło już kilka lat, wciąż milczały na temat antykomunistycznego podziemia
Zainteresowanie losami Lidii Lwow-Eberle nie jest przypadkowe. Podobne doświadczenia ma wielu żyjących jeszcze żołnierzy wyklętych. – W ciągu ostatnich czterech czy pięciu lat sytuacja nagle odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni – mówi Stanisław Maślanka, skazany na śmierć żołnierz podziemia antykomunistycznego, który z więzienia wyszedł dopiero w 1956 roku. – Kiedyś niemal nikt się nami nie interesował, teraz już nie nadążam odnotowywać wszystkich artykułów prasowych o nas, tak się ich namnożyło – tłumaczy.
Eksplozja zainteresowania
Jeszcze w 2011 roku, gdy Sejm przegłosował ustawę o ustanowieniu Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych, powojennym podziemiem zbrojnym interesowali się głównie historycy i niezbyt liczne grupy pasjonatów. – Pamiętam, że kiedy trzy lata temu skrzyknęliśmy się w internecie z grupką kilkunastu warszawskich znajomych, żeby 1 marca uczcić pamięć żołnierzy wyklętych, musieliśmy własnoręcznie odgarniać śnieg i śmieci z miejsc pamięci – mówi Wojciech Boberski ze Społecznego Komitetu Obchodów Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. – Tego samego dnia po południu chodziłem po urzędach i prosiłem, żeby wywieszono na nich flagi, a urzędnicy zupełnie nie wiedzieli, o co chodzi, i sprawdzali w internecie, czy nie robię ich w konia – wspomina.
Trzy lata później Komitet koordynuje obchody organizowane przez ponad sto różnych organizacji. Na jego stronie internetowej można znaleźć mapę Polski z zaznaczonymi miejscowościami, w których odbędą się okolicznościowe imprezy i uroczystości. Punktów jest tak dużo, że niemal nie widać spod nich mapy.