Piłki zostały rzucone

O rozkwicie dyscyplin sportu mogą decydować ludzkie charaktery, migracje i klimat. Ale też polityka międzynarodowa, wojny i okupacja.

Publikacja: 10.10.2014 02:10

Złoczowski Zukerkandel szerzył wiedzę o palancie i futbolu w całej Galicji

Złoczowski Zukerkandel szerzył wiedzę o palancie i futbolu w całej Galicji

Foto: POLONA

Mundial za nami, euro przed nami. Euro za nami, mundial przed nami. Piłkarskim rytmem żyje większość europejskich, w tym polskich, kibiców sportu. Szczęśliwi ci, którzy mają w rozgrywkach swoich reprezentantów. Reszcie pozostają kolejki ligowe – tam nasi zawsze górą. Oczywiście „nasi" z perspektywy narodowej, a nie lokalnej.

Futbol zawojował Europę, Amerykę Południową, Afrykę, wdarł się do Azji. Co jednak, gdyby piłka potoczyła się inaczej? Czy w świecie równoległym miejsce futbolu mogłoby zająć na przykład rugby? Czy baseball – jeden z ukochanych sportów Ameryki – mógłby przypłynąć nad Wisłę i uszlachetnić naszego palanta?

A jednak jest okrągła

Wygląda na to, że jedną z pierwszych piłek (do „nogi") przywiózł na polskie ziemie do Krakowa Henryk Jordan – społecznik, propagator ćwiczeń fizycznych, a wówczas również miejscowy radny. Był rok 1899 – wtedy właśnie na Błoniach otwarto park Jordana – miejsce, gdzie młodzież mogła biegać, pływać, gimnastykować się i także pokopać.

Za datę pierwszego meczu piłkarskiego na polskich ziemiach uznano 14 lipca 1894. Historyczne wydarzenie miało miejsce podczas drugiego zlotu Towarzystwa Gimnastycznego Sokół. Krakowiacy (białe koszulki i czarne spodenki) zmierzyli się z gospodarzami lwowiakami (białe koszulki i szare spodenki). Oni też mieli już prawdziwą futbolówkę przywiezioną z Wysp Brytyjskich przez miejscowego działacza Edmunda Cenara.

A gdyby Jordan i Cenar przywieźli piłki jajowate zamiast okrągłych? Jeszcze w połowie XIX wieku sporty futbolowe w ich ojczyźnie, Wielkiej Brytanii, szły ręka w rękę. A raczej noga w nogę, bo właśnie ręce doprowadziły piłkę nożną i rugby do rozłamu – spór szedł m.in. o łapanie piłki podczas gry. Podział zapoczątkowało powołanie w 1863 roku angielskiej Football Association. Wkrótce, w 1871 roku, powstała Rugby Football Union. Obie dyscypliny w formie zbliżonej do współczesnej ruszyły w świat.

Rugby poza krajami imperium dobrze przyjęło się m.in. we Francji, która była wówczas, po wojnie francusko-pruskiej, w przyjaznych stosunkach z Anglią. Zwolennikiem wyspiarskiej gry był m.in. Pierre de Coubertin, twórca idei nowożytnych igrzysk olimpijskich, stąd być może w latach 1900–1924 rugby było dyscypliną olimpijską. Polski jednak nie zawojowało.

– Społeczeństwo było wrogo nastawione do gry w piłkę – przypomina historyk Robert Gawkowski. – Sport nie polegał wówczas na rywalizacji, ale na współpracy. Razem. Walka, nawet o piłkę, była zła, bo „my Polacy powinniśmy iść ręka w rękę". W domyśle także po to, by walczyć z zaborcą. Dwie polskie drużyny walczące przeciwko sobie były źle widziane, a przecież w rugby ta rywalizacja wydaje się jeszcze bardziej zacięta – to oczywiście tylko jedna z hipotez.

Dlatego też z początku niewiele oddziałów towarzystwa Sokół zaakceptowało piłkarzy. Gimnastyka, lekkoatletyka, pływanie, wspinaczka – to chętniej. Tego nastawienia nie odwrócił pierwszy, trwający zaledwie sześć minut, mecz. Stał się symbolem, ale nie odmienił losów piłki nożnej w Polsce. Sokół dalej preferował gimnastykę, a piłka toczyła się powoli, tempa nabrała dopiero z pojawieniem się pierwszych klubów na początku XX wieku. Wtedy powstały Pogoń i Czarni Lwów, Cracovia, Wisła Kraków, Macabi Kraków, Hasmonea Lwów, ST Ukraina Lviv.

– Ukraińskie i żydowskie odpowiedniki Sokoła też nie darzyły sympatią futbolu – zauważa Gawkowski, podkreślając, że te pierwsze mecze cechowała zacięta walka. – Mogło to sprawiać wrażenie kłębowiska ludzi ganiających z dzikim wzrokiem za piłką. Działacze starali się wyeliminować tę agresję, nieraz w sposób zadziwiający. Władze Jutrzni, czyli stowarzyszenia klubów sportowych związanych z Bundem, żydowską partią socjalistyczną, postulowały wprowadzenie sędziów, którzy mieliby przyznawać noty za piękno kolektywnej gry. Czyli wynik wynikiem, a współpraca swoją drogą. Zresztą później Jutrznia, która z tego samego powodu nie lubiła też boksu, zmieniła optykę. Uznała, że klasie robotniczej walczącej o lepsze jutro potrzeba umiejętności walki – mówi historyk.

Rugby miało swoją niewielką szansę – w 1921 roku w Warszawie powstał klub Orzeł Biały założony przez Louisa Amblarda, francuskiego dyrektora Szkoły Języków Obcych. Żołnierze francuskiej misji wojskowej w Polsce oraz repatrianci próbowali zaszczepić tę dyscyplinę naszym kadetom.

– Tu z kolei autorom przyświecała idea podniesienia wartości bojowej polskiego żołnierza – uważa Gawkowski.

Jak informuje Polski Związek Rugby na ogłoszenie w prasie warszawskiej odpowiedziało kilkunastu „ludzi silnych, odważnych chętnych do uprawiania nowej dyscypliny sportu". Tym sposobem udało się wyszkolić łącznie 30 graczy. A tylu to już dwie drużyny. Pierwszy oficjalny mecz Polaków przed publicznością odbył się na boisku Pogoni Lwów 9 lipca 1922 roku. Zmierzyły się właśnie dwa zespoły Orła Białego – Biali i Czarni. W kolejnych latach rozegrano kilka spotkań międzypaństwowych z drużynami rumuńskimi (porażki były zwykle bardzo dotkliwe), w 1929 roku zaś udało się przeprowadzić mistrzostwa Polski. Ale to było wszystko. Powołany w 1926 roku Polski Związek Rugby został po kilku latach zawieszony w wyniku bezczynności. Orzeł Biały przetrwał niespełna dziesięć lat, upadł wkrótce po wyjeździe Francuzów – pionierzy nie dokończyli roboty. Krótki żywot miało także 25 innych klubów, których istnienie udokumentowano w latach 1921–1937.

Jeszcze w 1924 roku na okładce jednego z numerów sportowego tygodnika „Stadjon" zamieszczono duże zdjęcie z londyńskiego meczu rugby. Jednak wewnątrz pisma widać już, że to piłka nożna wiedzie prym wśród gier zespołowych.

Reaktywacja polskiego rugby nastąpiła dopiero w 1955 roku, kiedy zostało wpisane na listę oficjalnie uprawianych dyscyplin przez przewodniczącego Głównego Komitetu Kultury Fizycznej (ciała, które na wzór radziecki zastępowało wówczas związki sportowe).

Niedawno dyscyplina – w odmianie siedmioosobowej – powróciła do programu olimpijskiego. W 2016 roku w Rio de Janeiro tytułu mistrza olimpijskiego (z 1924 roku!) będą bronić Amerykanie. Dla rugby to dobry znak, podobnie jak zmiana najważniejszego turnieju w Europie – Pucharu Pięciu Narodów – w Puchar Sześciu Narodów. W 2000 roku do stawki dołączyli Włosi. Nawet oni przekonali się do gry ręką.

Od palanta do baseballu

W październiku 1608 roku statek emigrancki »Mary and Margaret« przywiózł na swoim pokładzie pierwszych polskich osadników do Jamestown w stanie Wirginia. Michał Łowicki, kupiec, Zbigniew Stefański z Włocławka, dmuchacz szkła, Jan Mała z Krakowa, mydlarz, Stanisław Sadowski z Radomia, budowniczy młynów, oraz Jan Bogdan z Kołomyi, cieśla okrętowy, zostali zapewne zwerbowani w Gdańsku przez spółkę Virginia Company i należeli do ekipy fachowców specjalnie »zamówionych« przez gubernatora Johna Smitha dla zapewnienia rozwoju będącej jeszcze w powijakach gospodarki nowo założonej kolonii. W dziesięć lat później polskich rzemieślników z Jamestown obarczono odpowiedzialnością za pierwszy na kontynencie amerykańskim strajk w przemyśle, a z racji uprawiania przez nich gry w palanta – także za wynalezienie baseballu" – pisze Norman Davies w „Bożym igrzysku".

Dyskusje, która z gier mogła dać początek tej dyscyplinie, trwają. Najczęściej wymieniane bywają krykiet oraz rounders – gra uprawiana w Anglii od czasów dynastii Tudorów.

Jednak Światowa Federacja Baseballu wspomina także o niemieckiej grze w schlagball, która miała z kolei swoje odpowiedniki w Rosji (łapta), Rumunii (oina) i Polsce (palant). Wszystkie te nacje przekonują, że to imigranci z ich kraju nauczyli Amerykanów odbijać piłkę kijem.

Pierwsze wzmianki świadczące o występowaniu palanta w Polsce pojawiły się w 1427 roku – rzecz była przykra, dotyczyła pobicia jednego z mieszkańców Krakowa przez żaków kijami palantowymi. W 1610 roku pojawił się natomiast opis tej gry sporządzony przez włoskiego lekarza Hipolita Guarinoniego, w którym dokładnie opisywał jej przebieg, twierdząc, że „najsprawniejsi w niej byli Polacy i Ślązacy, jakoż mniemam, że ona stamtąd mogłaby pochodzić". Istotnie, swego czasu palant był u nas bardzo popularny. W dwudziestoleciu międzywojennym znalazł się w programie szkolnym.

O tym, że baseball jest „bratem palanta", przekonywał  Eugeniusz Piasecki, przedwojenny teoretyk wychowania fizycznego, autor m.in. wydanego w 1932 roku opracowania „Dalsze badania nad genezą ćwiczeń cielesnych: palant polski". Badacz wymienia wiele odmian palanta, w które grywano w Europie, Azji, Afryce i Ameryce Północnej, takich jak krykiet czy baseball.

Ten ostatni rozwinął się w USA w drugiej połowie XIX wieku, jednak w takiej postaci zawitał do Polski dopiero 100 lat później.

– Co musiałoby się stać, żeby baseball zyskał w Polsce popularność? – zastanawia się Paweł Rojek, członek zarządu Polskiego Związku Baseballu i Softballu, trener drużyny Centaury Warszawa. – Po drugiej wojnie światowej Polska musiałaby znaleźć się w amerykańskiej strefie wpływów, musieliby stacjonować tu amerykańscy żołnierze – odpowiada.

Jednak nawet w Europie Zachodniej baseball nie stał się sportową religią. Dobrze radzą sobie Holandia i Włochy, gonią Czechy, próbują Hiszpanie. Daleko im jednak do Japończyków, gdzie (czy to w wyniku powojennej obecności wojsk USA na Okinawie, czy japońskiej fascynacji Ameryką) w baseball gra się tak, jak u nas w piłkę. Wystarczy skrzyknąć drużynę i iść na jedno z wielu boisk.

Paweł Rojek szacuje, że w Polsce liczba grających w baseball we wszystkich kategoriach wiekowych, zbliża się do tysiąca. Mało, choć wszystko wskazuje na to, że latorośl ma się dziś lepiej niż protoplasta – miejsca do gry w palanta można policzyć na palcach jednej ręki.

Sędzia kalosz

Powstaje za to coraz więcej lodowisk ku radości, między innymi, hokeistów. Dawniej hokej był ściśle uzależniony od warunków pogodowych – nie było krytych obiektów – mimo to zdołał zyskać dużą popularność. Widać to na przykładzie sąsiadów – w Czechach, Słowacji, Rosji, Skandynawii dyscyplina ma bardzo mocną pozycję. W Polsce słabszą, choć nie zawsze tak było.

– Bardzo silna była Warszawa – mówi o hokejowych początkach Robert Gawkowski. – Pierwsze drużyny powstały tu w latach 1916–1917. Najmocniej rywalizowali Akademicy (czyli AZS), Polonia i Korona.

W 1925 roku delegaci czterech warszawskich klubów powołali do życia Polski Związek Hokeja na Lodzie. Około 1930 roku w Warszawie było 12 zespołów. Sekcje rozwijały się także w innych miastach – Lwowie, Wilnie, Krakowie, Krynicy, Katowicach, Łodzi, Poznaniu. W debiucie na mistrzostwach Europy w 1926 roku Polska zajęła szóste miejsce. Pięć lat później sami gościliśmy czołowe zespoły. W Krynicy (gdzie mistrzostwa Europy odbyły się w ramach mistrzostw świata) Polska została drugą drużyną kontynentu, podobnie jak dwa lata wcześniej w Budapeszcie.

Emocje podczas krynickiego turnieju musiały być niemałe, o czym świadczy atmosfera na trybunach podczas kluczowego spotkania Polska – Czechosłowacja. Część kibiców gości nie zdołała się pomieścić na stadionie, a niesportowe zachowanie miejscowej publiki nie przyniosło nam chluby. Za to zapewniło miejsce w słownikach – w pewnej chwili na lodzie wylądował bowiem kalosz, który leżał na tyle długo, by utrwalić się w powiedzeniu powtarzanym później na wszystkich trybunach.

– Prawdopodobnie była to pierwsza w polskiej historii rozróba z udziałem kibiców – podejrzewa Gawkowski. – Sprawę udało się szczęśliwie załagodzić. Czechosłowacy dostali na przeprosiny kwiaty i słodycze.

W polskich miastach wylewano tymczasem lodowiska do gry – w Warszawie były m.in. w zakolu Wisły na Czerniakowie, na płycie stadionu Wojska Polskiego, na terenie kortów Polonii (prezes klubu gen. Kazimierz Sosnkowski zorganizował tam nawet oświetlenie i nagłośnienie), w pobliżu Ogrodu Krasińskich, w Dolinie Szwajcarskiej, na Torwarze...

W efekcie tej popularności w drugiej połowie lat 20. AZS Warszawa uznawany był za jeden z czołowych zespołów Europy. W 1924 roku tygodnik „Stadjon" z dumą opisywał alpejskie tournée stołecznej drużyny, która wzięła udział w międzynarodowych turniejach w Chamonix i Davos. Zdjęcie zamieszczone na okładce zrobiono w chwili, gdy – jak głosi podpis – „Tupalski strzela bramkę".

Tamten mecz rozgrywano pod gołym niebem, dziś do hokeja – także na poziomie amatorskim – trzeba kosztownej infrastruktury.

– Przed wojną i krótko po niej hokej był bardzo popularny na podwórkach. Wystarczyło wylać wodę na boisku i grać. Jednak młodzi nie mogli zrobić następnego kroku, rozwijać umiejętności. Jednym z powodów był brak obiektów, zwłaszcza gdy dyscyplina przeniosła się na kryte lodowiska – mówi Władysław Zieleśkiewicz, autor „Historii polskiego hokeja".

Popularność przepadła – nie pomogło nawet cudowne zwycięstwo nad ZSRR w roku 1976 podczas rozgrywanych w Katowicach mistrzostw świata.

W tym czasie w Czechach i na Słowacji powstawały nowe hale i dziś ten sport ustępuje tam tylko piłce nożnej.

– Przez lata obie dyscypliny się uzupełniały – zimą piłkarze grywali w hokeja. Wkrótce jednak pojawiła się specjalizacja, wygrał sport łatwiejszy do masowego uprawiania – mówi Zieleśkiewicz, przypominając przy tym, że po drugiej wojnie Polska straciła dwa silne ośrodki hokejowe – Lwów i Wilno.

Legioniści wykombinowali

Wypada też podkreślić międzywojenne znaczenie piłki ręcznej, zwłaszcza w wersji 11-osobowej. U zarania tej dyscypliny na polskich ziemiach także stanęła polityka. Jako pierwsi zagrali w nią polscy legioniści internowani w Szczypiornie pod Kaliszem podczas kryzysu przysięgowego w roku 1917.

„Nasi sportowcy wykombinowali niedawno nową grę w piłkę" – zapisał w dzienniku jeden z nich, Ludwik Dudziński. „Zasady tej gry różnią się od używanych w footballu, są ciekawsze i rozwijają równomiernie całe ciało, podczas gdy w footballu pracuje się przeważnie nogami. Jeśli kiedyś wyjdziemy żywi z obozu, a nowa rozumniejsza gra zyska prawa obywatelstwa u innych miłośników sportu, wówczas ten jeden choćby wynalazek będzie nas bronił przed zarzutami bezowocnego pobytu w Szczypiornie".

Legioniści grywali w 11-osobową odmianę handballu, nazywaną niemiecką (w odróżnieniu od siedmioosobowej – duńskiej), nie ma jednak jasnego potwierdzenia, że podchwycili ją od niemieckich wartowników obozu. Za łapaniem piłki przemawiały względy praktyczne – jeńcy musieli oszczędzać buty, a szmacianka nie bardzo chciała się toczyć.

– W 11-osobową piłkę ręczną grywano na tych samych boiskach, co w piłkę nożną, co więcej „szczypiorniak" nie był obcy futbolistom. Jednak tu też nastąpiła profesjonalizacja i czasy, gdy sam zawodnik grywał w piłkę nożną, ręczną i hokeja, minęły – mówi Zieleśkiewicz, który jest również autorem monografii „90 lat piłki ręcznej w Polsce".

Minął też 11-osobowy szczypiorniak. Wyparła go odmiana 7-osobowa.

W takich okolicznościach piłka nożna nabierała rozpędu, budząc coraz więcej emocji na boisku i – rzecz jasna – poza nim. Tygodnik „Stadjon" nr 18 z 1929 roku donosił: „Na posiedzeniu zarządu Ligi Polskiego Związku Piłki Nożnej cały zarząd zgłosił swą rezygnację. Chodzi o to, że kilka klubów ligowych jest niezadowolonych z działalności kolegium sędziów oraz wydziału gier i dyscypliny i domaga się unieważnienia rozgrywek tegorocznych".

Autor jest dziennikarzem sportowym

Mundial za nami, euro przed nami. Euro za nami, mundial przed nami. Piłkarskim rytmem żyje większość europejskich, w tym polskich, kibiców sportu. Szczęśliwi ci, którzy mają w rozgrywkach swoich reprezentantów. Reszcie pozostają kolejki ligowe – tam nasi zawsze górą. Oczywiście „nasi" z perspektywy narodowej, a nie lokalnej.

Futbol zawojował Europę, Amerykę Południową, Afrykę, wdarł się do Azji. Co jednak, gdyby piłka potoczyła się inaczej? Czy w świecie równoległym miejsce futbolu mogłoby zająć na przykład rugby? Czy baseball – jeden z ukochanych sportów Ameryki – mógłby przypłynąć nad Wisłę i uszlachetnić naszego palanta?

A jednak jest okrągła

Wygląda na to, że jedną z pierwszych piłek (do „nogi") przywiózł na polskie ziemie do Krakowa Henryk Jordan – społecznik, propagator ćwiczeń fizycznych, a wówczas również miejscowy radny. Był rok 1899 – wtedy właśnie na Błoniach otwarto park Jordana – miejsce, gdzie młodzież mogła biegać, pływać, gimnastykować się i także pokopać.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Plus Minus
„Cannes. Religia kina”: Kino jak miłość życia
Plus Minus
„5 grudniów”: Długie pożegnanie
Plus Minus
„BrainBox Pocket: Kosmos”: Pamięć szpiega pod presją czasu
Plus Minus
„Moralna AI”: Sztuczna odpowiedzialność
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Plus Minus
„The Electric State”: Jak przepalić 320 milionów