Wychodzę z założenia, że typografia nigdy nie jest niewinna. To, jakimi literami złożone są teksty w książkach, reklamy, dokumenty państwowe, szyldy sklepowe, identyfikacje wizualne wydarzeń czy instytucji, jest wynikiem bardziej lub mniej świadomych decyzji, dotyczących projektu kulturowego, w który wpisują się autorzy tych realizacji lub organizacje stojące za nimi. Litery nie biorą się znikąd – ktoś je kiedyś zaprojektował, ktoś zamówił, ktoś wprowadził do obiegu, a następnie wielu innych stosowało do różnych celów. Im bardziej owe znaki są pozornie neutralne – jak antykwa, którą znajdziemy w każdej współcześnie wydanej polskiej książce i prawdopodobnie w znakomitej większości książek zapisanych alfabetem łacińskim – tym bardziej zakamuflowana jest treść kulturowa, która się z nimi wiąże. To, że na co dzień czytamy i piszemy takim właśnie rodzajem pisma, nie jest wynikiem dziejowej konieczności, ewolucji czy kwestią wygody, lecz rezultatem procesów historycznych i kulturowych, które rozgrywały się w Europie przez kilka stuleci. W innych przypadkach litery, same w sobie, są czytelnymi, samowystarczalnymi symbolami, działającymi niezależnie od tekstu, który jest nimi zapisany. Czasem też obrastają one znaczeniami, które zmieniają się w czasie, w zależności od kontekstu i sposobu użycia. Kroje pism stają się elementami tożsamości miast – odzyskiwane z przestrzeni publicznych, rozprzestrzeniają się w drukach jako łączniki między fizyczną tkanką miasta a jej graficzną reprezentacją. Napisy w przestrzeni publicznej, ich wygląd, ułożenie, stają się obiektem kontrowersji, przedmiotem kontroli, do której prawo roszczą sobie profesjonaliści, oraz oporu będącego elementem odzyskiwania przez jednostki tej przestrzeni dla siebie i swoich własnych interesów.
Dlaczego typografia jest uwikłana w tak wiele sporów i jest nośnikiem tak wielu znaczeń? Prawdopodobnie dlatego, że jest ściśle związana z językiem, przez co współuczestniczy w wyrażaniu treści przekazywanych za pomocą tekstu. Znajduje się więc w sferze dyskursywnej. Jednocześnie jest też elementem wizualnym, zależnym od stylu, gustu i formy. Tym samym wkracza w inny, niedyskursywny porządek ocen estetycznych oraz nawiązań stylowych. Przed rewolucją przemysłową litery były elementami stylu: profesjonalny słownik typograficzny mówi wręcz o krojach barokowych, renesansowych, gotyckich itd. Podobne nazewnictwo jest zwierciadlanym odbiciem określeń stylowych w zachodniej architekturze. Pozostałością połączenia liternictwa z architekturą jest określenie „styl międzynarodowy", które odnosi się do typografii i projektowania graficznego w USA i Europie Zachodniej po II wojnie światowej. Był to graficzny odpowiednik stylu międzynarodowego w architekturze, którego flagowymi przykładami były amerykańskie realizacje niemieckiego architekta Miesa van der Rohego. Współcześnie typografia jest coraz częściej elementem społecznej dystynkcji, o której pisał Pierre Bourdieu w książce „Dystynkcja: społeczna krytyka władzy sądzenia" – markerem odróżniającym grupy społeczne: tam gdzie jedni widzą brzydotę napisów, inni odnajdują ukryte wartości. Przekonanie o wyższości pewnych gustów nad innymi jest przecież motorem różnego rodzaju kampanii na rzecz „ekologii wizualnej", mających „oczyścić" przestrzenie publiczne z „nieestetycznych" i niepoddających się zasadom porządku oraz organizacji przestrzennej szyldów, banerów czy innych elementów związanych z reklamą i drobną przedsiębiorczością.
Drukować każdy może
To, co mnie najbardziej interesuje, to nie semiotyczne analizy krojów pism, wyabstrahowane ze społecznego i kulturowego kontekstu, lecz typografia uwikłana w życie społeczne: spory, debaty, towarzyszące jej narracje. Z zestawu pytań, które można zadać, przyglądając się uważnie typografii, wybrałam zagadnienie tożsamości zbiorowych, w których powstawaniu, umacnianiu i dyskutowaniu biorą udział litery.
Przykłady literniczych reform Atatürka bądź Hitlera są wyraziste, pochodzą też z czasów, kiedy utopijne projekty modernistyczne, zakładające eliminację granic państwowych i różnic między narodami czy klasami społecznymi, ścierały się z ideami nacjonalistycznymi i państwowotwórczymi. Wiele zależało od decyzji odgórnych: w przypadku Turcji i Niemiec na początku XX wieku rządzący mogli z dnia na dzień zakazać obywatelom używania takich, a nie innych liter lub przeciwnie – nakazać to. Współcześnie typografia jest dziedziną dużo bardziej demokratyczną. Nie chodzi tutaj wyłącznie o kwestię demokracji jako ustroju politycznego, ale także o demokratyzację samego procesu tworzenia i używania drukowanych liter (metalowe czcionki, matryce linotypowe, komputerowe fonty). Komputer jako narzędzie projektowania oraz pojawienie się druku cyfrowego powodują, że praktycznie każdy może złożyć i rozpowszechnić tekst lub ogłoszenie, co było niemal niewykonalne w czasach przedcyfrowych, kiedy produkcja druków ograniczała się do kręgów profesjonalnych. Ponadto przemiany technologiczne ułatwiły projektowanie nowych krojów i wydawanie ich w formie fontów, czyli cyfrowych nośników pisma. Doprowadziły także do tego, że każdy użytkownik sieci ma do wyboru tysiące krojów. Ograniczeniem bywa cena oraz to, czy dany font dostosowany jest do konkretnego języka – w przypadku języka polskiego chodzi o to, czy posiada odpowiednie znaki diakrytyczne. Oczywiście do dyspozycji projektantów i osób, które rozpowszechniają teksty lub napisy w przestrzeni publicznej, pozostaje wybór wciąż bardzo popularnych narzędzi „analogowych": od puszki z farbą w sprayu do samoprzylepnych liter kupowanych w sklepach z artykułami papierniczymi. Pisząc o przestrzeni publicznej, mam na myśli nie tylko ulicę lub plac, lecz także wszelkie konteksty, gdzie pismo służy do komunikacji z osobami, których autor (nadawca) nie zna bezpośrednio. Zatem korespondencja prywatna nie odbywa się w przestrzeni publicznej, podobnie jak nie należą do niej osobiste zapiski bądź pliki tekstowe, które ktoś posiada w komputerze. Kiedy jednak taki dokument zostaje wydrukowany w pewnej liczbie egzemplarzy i rozwieszony na osiedlu, albo też w formie pliku PDF – umieszczony na ogólnodostępnej stronie internetowej – mamy już do czynienia z publikacją. Współcześnie odpowiedzialność za kształt i wygląd tekstów oraz napisów w przestrzeni publicznej jest zatem zdecentralizowana i – przynajmniej teoretycznie – może należeć do każdego.
Mimo owej decentralizacji i demokratyzacji należy podkreślić, że sukces pisma, czyli jego rozpowszechnienie, ściśle łączy się z uwikłaniem w relacje władzy. Chodzi przede wszystkim, używając języka marksowskiego, o posiadanie środków produkcji – czy to prywatnych, czy publicznych. Istotne jest także posiadanie władzy, pozwalającej na instytucjonalne wdrożenie jakichś rozwiązań na szerszą skalę. Należy bowiem pamiętać o tym, że produkcja i dystrybucja drukowanych (lub jakkolwiek inaczej produkowanych) tekstów czy inskrypcji wymaga znacznych nakładów finansowych, przekraczających możliwości pojedynczych ludzi. Wprawdzie, jak już powiedziałam, w momencie pojawienia się komputerów i druku cyfrowego zdolności do indywidualnej produkcji i dystrybucji stają się większe, jednak pozostają one w stosunkowo małej skali.
Mniej więcej od połowy XX wieku w różnych miejscach na świecie zaczęły pojawiać się ruchy kontrkulturowe oraz społeczne sprzeciwiające się dominującym systemom (chociażby ruch studencki w 1968 roku we Francji bądź kultura punk), także za pomocą samodzielnie drukowanych i dystrybuowanych materiałów. W tym przypadku jednak napięcie pomiędzy oficjalnym, profesjonalnym systemem tworzenia, druku i dystrybucji a tym nieoficjalnym, oddolnym, jest kluczowym problemem, pozwalającym zrozumieć, dlaczego napisy na murach mogą generować zmianę społeczną i polityczną. Co więcej, uwzględnienie czynnika władzy pomaga wyjaśnić źródła sukcesu danego pisma we współczesności – lub jego braku. Wprawdzie środki produkcji, czyli oprogramowanie komputerowe, są współcześnie łatwo dostępne, jednak do promocji danego kroju potrzebne jest zaangażowanie: albo znacznego dużego kapitału, albo instytucji publicznych. Wyjaśnia to fakt, dlaczego współcześnie tworzone kroje narodowe de facto się takimi nie stają – brakuje im powszechności.