– Względy konstrukcyjne takiej broni powodują, że bez dokonania przeróbek nie sposób użyć do niej w celu oddania strzału nabojów scalonych, czyli takich, które używane są do broni współczesnej. Ładowana jest ona osobno z użyciem ołowianych kul, ładunków (czarnego prochu) oraz takich akcesoriów, jak przybitki, skałki czy kapiszony – uzasadniał SN [b](sygn. I KZP 29/09)[/b].
Przypomniał również, że wyjątkiem jest karabin Dreysego i nieliczne modele broni skonstruowanej przed 1850 r., w której używane były naboje scalone.
Wątpliwości co do broni i czarnego prochu trafiły do Sądu Najwyższego za sprawą jednego z kolekcjonerów. Latem ubiegłego roku Witold K. trafił przed oblicze sądu rejonowego oskarżony o posiadanie blisko 25 kg czarnego prochu.
Sąd uznał, że społeczna szkodliwość czynu jest minimalna, i umorzył postępowanie wobec kolekcjonera. Mężczyzna zaskarżył wyrok w całości, zarzucając sądowi pomyłkę. Nie godził się na umorzenie. Twierdził, że sąd błędnie przyjął, iż na posiadanie czarnego prochu wymaga się zezwolenia w sytuacji, w której zezwolenie nie jest potrzebne na posiadanie broni wytworzonej przed 1850 r. ani jej replik. Istotnym elementem amunicji do nich jest właśnie czarny proch.
Sprawa trafiła do sądu odwoławczego. Ten nabrał wątpliwości co do prawidłowej wykładni przepisów ustawy o broni i amunicji. Chodziło konkretnie o to, czy przepis ten stanowi równocześnie zezwolenie na posiadanie amunicji do broni wytworzonej przed 1850 r. lub jej repliki. O tym, że sprawa nie jest jednoznaczna, zdaniem sądu odwoławczego miały świadczyć rozbieżności w samym Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, któremu podlegała ustawa o broni i amunicji. SN nie miał wątpliwości: na czarny proch pozwolenie nie jest konieczne.