Trudno dziś jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy ucieczka Tomasza Szmydta to efekt zaburzeń psychicznych sfrustrowanego sędziego, czy może sprawa ma głębsze dno. W przypadku człowieka, który prosi o azyl polityczny u brutalnego dyktatora Łukaszenki, szkaluje swój kraj w białoruskich mediach i gwałtownie wywraca swoje życie do góry nogami, można sensownie podejrzewać, że utracił rozum.
Jednak znaków zapytania jest więcej, zwłaszcza gdy okazuje się, że sędzia orzekający w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Warszawie wydawał poświadczenia bezpieczeństwa w zakresie dostępu do informacji niejawnych oraz tajemnic NATO, z udziałem szefów ABW, SKW, a także był związany z ważnymi instytucjami państwowymi.
Czytaj więcej
O ewentualnym wniosku sędziego Tomasza Szmydta o rezygnację z urzędu sędziego Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie nie wie Krajowa Rada Sądownictwa - ustaliła "Rzeczpospolita". Sędzia miał poprosić o azyl na Białorusi.
100 twarzy Tomasza Szmydta
Tomasz Szmydt po raz pierwszy zetknął się z Ministerstwem Sprawiedliwości w 2011 r., kiedy szefem resortu był Jarosław Gowin. Jako aktywista stowarzyszenia Themis, wspólnie z kolegami przedstawił propozycje reform. Za rządów PiS trafił do resortu, po tym jak Patryk Jaki, rozkręcając komisję ds. reprywatyzacji, poszukiwał administratywistów. Później kariera Szmydta szybko się rozwijała; został nawet dyrektorem w Biurze Krajowej Rady Sądownictwa. Stał się jedną z sędziowskich twarzy „dobrej zmiany”, symbolizującej szeroką wymianę zepsutych elit w sądownictwie. Jego dobrze rozwijająca się kariera została przerwana przez tzw. aferę hejterską. Do mediów trafiła korespondencja grupy sędziów skupionych wokół wiceministra Łukasza Piebiaka, kompromitując wykuwające się nowe sędziowskie elity.