Mirosław Żukowski: Zakochani w sobie z wzajemnością. Trwa wojna na trupie sportu

Wszystko wskazuje na to, że medalowa klęska podczas igrzysk w Paryżu, zamiast być okazją do krytycznej refleksji, stała się pretekstem do wojny, której ofiarą będzie polski sport. Bo charaktery Sławomira Nitrasa i Radosława Piesiewicza porozumieniu nie sprzyjają.

Publikacja: 22.08.2024 04:30

Minister sportu i turystyki Sławomir Nitras

Minister sportu i turystyki Sławomir Nitras

Foto: PAP/Piotr Nowak

Prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego (PKOl) Radosław Piesiewicz i minister sportu Sławomir Nitras strzelają do siebie ogniem ciągłym i widać wyraźnie, że żaden z nich nie zamierza brać jeńców. Oczywiście Piesiewicza należy rozliczyć z każdej złotówki wydanej na organizację wyjazdu do Paryża, sprawdzić, za kogo zapłacił i czy było to uzasadnione, ale czynienie go twarzą olimpijskiego niepowodzenia jest merytorycznie nieuzasadnione.

Nie jest on twarzą klęski, tak jak nie byłby twarzą sukcesu, gdyby się on zdarzył – choć bez wątpienia na to liczył i wiele zrobił, aż do granic śmieszności, by się do tego przygotować.

Czytaj więcej

Stefan Szczepłek: Kultura prostactwa i obciachu w polskim sporcie

Jednak to nie PKOl wybiera prezesów związków sportowych, trenerów kadry czy szefów wyszkolenia, a to oni mają decydujący wpływ na codzienne funkcjonowanie sportu. PKOl ma jedynie zorganizować wyposażenie, wyjazd, pobyt i powrót reprezentacji z igrzysk oraz ewentualnie wypłacić nagrody medalistom. 

Kim jest Radosław Piesiewicz i co obiecał, żeby wygrać wybory na prezesa PKOl

Piesiewicz prezesem PKOl został dzięki poparciu PiS-u. Obiecał związkom sportowym duże pieniądze od spółek Skarbu Państwa, słowa dotrzymał i w zamian za to prezesi uczynili go władcą polskiego olimpizmu. Mało tego – kilku z nich publicznie mówiło, że na taki PKOl czekali przez całe życie. 

Dziś minister sportu nic nie mówi o ich odpowiedzialności za wynik, a to nie tylko najwłaściwszy, lecz praktycznie jedyny adres, pod którym należy kierować zarzuty. Były pieniądze z budżetu i od spółek Skarbu Państwa, był PKOl z ich marzeń, a medalowy dorobek 35 lat po ustrojowej transformacji jest taki sam, jak w Melbourne 11 lat po zakończeniu II wojny światowej. Luksusy Piesiewicza i jego rodziny nie mają na to żadnego wpływu, choć denerwuje jego dobre samopoczucie i brak pokory.

Czytaj więcej

Igrzyska w Paryżu były listem miłosnym. Teraz dostaniemy hollywoodzki blockbuster

Prezesi związków sportowych muszą teraz wybierać, Piesiewicz dał im to zresztą jasno do zrozumienia: trwacie przy mnie w podzięce za to, co wam zapewniłem, czy idziecie za Nitrasem, bo teraz to on będzie dzielił państwowe pieniądze na sport. Z poznawczego punktu widzenia to nawet ciekawe, czy nastąpi coś, co w polityce nazywa się odwróceniem sojuszy.

Radosław Piesiewicz kontra Sławomir Nitras. Kto ma mocniejsze karty w walce o polski sport?

Nitras ma w tej rozgrywce o wiele mocniejsze karty, Piesiewicz bez pieniędzy ze spółek Skarbu Państwa i bez poparcia środowiska sportowego byłby bezzębnym tygrysem. Ale walczy, mając za sobą argument, że zgodnie z prawem prezesem PKOl jest do 2027 roku, a więc jeszcze przez prawie trzy lata. Potrzebna więc będzie w polskim sporcie kohabitacja. Jak to wygląda, widzimy od października na znacznie poważniejszym podwórku. 

Czytaj więcej

Mirosław Żukowski: Zafałszowany obraz igrzysk. Hunwejbini klikbajtu w polskim internecie

Najsmutniejszą refleksją z pola walki na wyniszczenie jest to, że ludzie odpowiedzialni za polski sport, zamiast skupić się na analizie tego, co stało się w Paryżu, zmuszeni są do opowiedzenia się po jednej ze stron. Rozliczenia z nadużyciami PiS-u trwają na wielu frontach i sport jest jednym z nich. Prawie nigdzie nie idzie to szybko, a charaktery Piesiewicza i Nitrasa – obaj wyglądają na zakochanych w sobie z wzajemnością wprost śmiertelną – porozumieniu nie sprzyjają. Jeśli ta sytuacja potrwa dłużej, może się okazać, że za cztery lata, po igrzyskach w Los Angeles, zatęsknimy za wynikiem z Paryża.

Prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego (PKOl) Radosław Piesiewicz i minister sportu Sławomir Nitras strzelają do siebie ogniem ciągłym i widać wyraźnie, że żaden z nich nie zamierza brać jeńców. Oczywiście Piesiewicza należy rozliczyć z każdej złotówki wydanej na organizację wyjazdu do Paryża, sprawdzić, za kogo zapłacił i czy było to uzasadnione, ale czynienie go twarzą olimpijskiego niepowodzenia jest merytorycznie nieuzasadnione.

Nie jest on twarzą klęski, tak jak nie byłby twarzą sukcesu, gdyby się on zdarzył – choć bez wątpienia na to liczył i wiele zrobił, aż do granic śmieszności, by się do tego przygotować.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Paryż 2024
Igrzyska w Paryżu były listem miłosnym. Teraz dostaniemy hollywoodzki blockbuster
Opinie polityczno - społeczne
Stefan Szczepłek: Kultura prostactwa i obciachu w polskim sporcie
Opinie polityczno - społeczne
Kamil Kołsut: Julia Szeremeta zjednoczyła Polaków, a teraz Polskę dzieli
analizy
Jacek Nizinkiewicz: Czy Donald Trump oddałby Polskę Władimirowi Putinowi? Co wiemy po debacie
Opinie polityczno - społeczne
Paweł Łepkowski: Donald Trump z Kamalą Harris na mocny remis w niegrzecznej debacie
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: gdzie „Pan Bóg i Polacy” widzą prezesa IPN?