Mirosław Żukowski: Zafałszowany obraz igrzysk. Hunwejbini klikbajtu w polskim internecie

Igrzyska olimpijskie spędzone przed telewizorem i ekranem komputera w towarzystwie polskich mediów skłaniają mnie do refleksji słodko-gorzkich.

Publikacja: 14.08.2024 04:30

Mirosław Żukowski: Zafałszowany obraz igrzysk. Hunwejbini klikbajtu w polskim internecie

Foto: REUTERS/Sarah Meyssonnier

Słodycz to telewizyjny przekaz – coraz doskonalszy i pozwalający na wybory, o jakich jeszcze niedawno nikomu się nie śniło. Możliwość śledzenia zawodów w wybranym sporcie, a nawet w wybranej konkurencji, co umożliwiła jedna z platform, jest czymś, o czym marzyłem od dawna, patrząc przede wszystkim na lekkoatletykę.

To dowód, że nowe technologie pod naciskiem nowych odbiorców nie wymuszają wyłącznie przekazu pod hasłem „Szybciej, szybciej, szybciej”, lecz są także w stanie zaspokajać potrzeby widzów traktujących igrzyska jak święto, przy którym warto chwilę pomyśleć, oraz dostrzec estetyczne walory sportu, szczególnie podanego w tak pięknym opakowaniu, jakim był Paryż. Z telewizyjnego punktu widzenia to były znakomite igrzyska.

Czytaj więcej

Igrzyska w Paryżu były listem miłosnym. Teraz dostaniemy hollywoodzki blockbuster

Niestety, gdyby ktoś śledził je tylko w polskim internecie, doszedłby do zupełnie innych wniosków. Główne portale sportowe zajęły się – w stopniu o wiele większym niż poważne internetowe media zagraniczne – tym, czym żywią się od lat: poszukiwaniem kontrowersji oraz dostarczaniem paliwa dla wszelkiej maści nienawistników i pospolitych durniów, jak chociażby przy okazji kobiecego turnieju bokserskiego. Bywały takie poranki, szczególnie w pierwszych dniach rywalizacji, gdy przeglądając tytuły w polskim internecie, można było dojść do wniosku, że te igrzyska to dopust Boży w skłóconym kraju oraz w mieście, gdzie lepiej nie wychodzić z domu po zmroku.

Z powodu klikbajtów zmieni się stosunek sportowców do dziennikarzy

I żeby było jasne: dziennikarze odpowiadają za to w niewielkim stopniu. Ich teksty tytułowane są w redakcjach przez anonimowych hunwejbinów klikbajtu w sposób skandaliczny, a zajawki mające zachęcać do czytania często wypaczają intencje autorów. Nawet bardzo dobrzy dziennikarze są wobec tych praktyk bezradni. Rozmawiałem już z kilkoma, którzy sportowców za to przepraszali. Nie mam nadziei, że coś się w tym względzie zmieni, i nawet taki incydent, jak precedensowe przeprosiny redaktora naczelnego „Przeglądu Sportowego” Kamila Wolnickiego za jeden z tytułów w Onecie, nie skłonią do opamiętania.

Zasady gry na tym rynku są właśnie takie. Już się do tego przyzwyczailiśmy i jedynie ponadnormatywna styczność ze sportowymi portalami z okazji igrzysk skłania mnie do tych smutnych refleksji.

Czytaj więcej

Paryż 2024. Srebrny finał mało udanych igrzysk

Anonimowi ludzie zamieniający dziennikarzy w dostarczycieli poszukiwanego przez reklamodawców kontentu dyktują i będą dyktować swoje prawa, są na rynku bardziej poszukiwani i lepiej opłacani niż dziennikarze.

Reguły gry się nie zmienią, zmienia się już natomiast stosunek sportowców do dziennikarzy, bo to na nich spada odpowiedzialność za naginanie prawdy. Najbardziej świadomi zawodnicy przyznają, że w kontaktach z mediami są ostrożni, bo nie mają do dziennikarzy zaufania, a nie każdy jest Ewą Swobodą, która – podobnie jak kiedyś narciarski skoczek Piotr Żyła – chce i umie budować swój wizerunek w zgodzie z nowymi standardami.

Obraz igrzysk w Paryżu był w polskich mediach internetowych nieprawdziwy i zwulgaryzowany

Z drugiej strony widoczna jest też reakcja dziennikarskiej młodzieży, która – zdając sobie sprawę z potrzeb klikbajtu – podejmuje grę podobną do tej, jaką uprawiali z cenzurą w czasach PRL jej dziś już dużo starsi koledzy. Tylko wówczas chodziło o to, by napisać i nie zdjęli, a dziś by napisać i nie podkręcili. Więc może lepiej samemu znaleźć coś, co spodoba się współczesnym cenzorom, niż ryzykować, że już oni sami coś wymyślą.

Efekt finalny jest taki, że obraz igrzysk w polskich internetowych mediach był nieprawdziwy i zwulgaryzowany. Oczywiście przy obecnych możliwościach translatorskich internetu można prawdy poszukiwać gdzie indziej, ale to jednak dość przykra konstatacja.

Nie zazdroszczę młodszym kolegom, którzy muszą grać w tę grę, bo mają dzieci i kredyty. Coraz mniej jest miejsc, do których mogą uciec, wystarczy poczytać dane o sprzedaży poważnej prasy. Jak tak dalej pójdzie, niedługo polski sportowy internet będzie taki jak jego flagowy produkt – Fame MMA.

Słodycz to telewizyjny przekaz – coraz doskonalszy i pozwalający na wybory, o jakich jeszcze niedawno nikomu się nie śniło. Możliwość śledzenia zawodów w wybranym sporcie, a nawet w wybranej konkurencji, co umożliwiła jedna z platform, jest czymś, o czym marzyłem od dawna, patrząc przede wszystkim na lekkoatletykę.

To dowód, że nowe technologie pod naciskiem nowych odbiorców nie wymuszają wyłącznie przekazu pod hasłem „Szybciej, szybciej, szybciej”, lecz są także w stanie zaspokajać potrzeby widzów traktujących igrzyska jak święto, przy którym warto chwilę pomyśleć, oraz dostrzec estetyczne walory sportu, szczególnie podanego w tak pięknym opakowaniu, jakim był Paryż. Z telewizyjnego punktu widzenia to były znakomite igrzyska.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Jan Zielonka: Demokratyczny chaos niweluje przewagę Zachodu nad Rosją
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Najnowszy sondaż: PiS tuż za PO. Przełom przyniosą wybory prezydenckie
Komentarze
Katarzyna Kucharczyk: Bolesna kara za macierzyństwo
Komentarze
Estera Flieger: Spory osłabiają koalicję? Akurat w wyborach prezydenckich może przekuć je w sukces
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego wycofanie kontrasygnaty przez Donalda Tuska nie musi być dobrą wiadomością
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Czy Polska nie wpuści Ukrainy do Unii Europejskiej z powodu Wołynia?