Z całą pewnością była to wielka manifestacja niezadowolenia znacznej części aktywnych obywateli, którzy zaniepokojeni autorytarnymi działaniami rządu chcą jego odsunięcia od władzy. Marsz nie byłby tak liczny, gdyby nie ustawa o „rosyjskich wpływach”, zwana lex Tusk. O tej ustawie powiedziane zostało już chyba wszystko. To uregulowanie ewidentnie godzi w szereg zapisów konstytucji. W brutalny sposób przekroczona została czerwona linia oddzielająca system demokratyczny od porządku o cechach autorytarnych.
Oczywiście ta zmiana nie została jeszcze wprowadzona w życie i nie jest pewne, czy tak się stanie. Musi jednak niepokoić, że uchwalenie ustawy nie napotkało na sprzeciw nikogo w obozie PiS-u. Za przejaw sprzeciwu nie sposób przecież uznać inicjatywę jej nowelizacji zgłoszoną (w kilka dni po jej podpisaniu) przez prezydenta Andrzeja Dudę.
Nasilona retoryka walenia w PiS to odpowiedź Donalda Tuska na ataki personalne
W następstwie marszu spadły nadzieje Prawa i Sprawiedliwości na zwycięstwo w wyborach. To jednak nie znaczy, że wzrastają szanse opozycji. Beneficjentem tego stanu rzeczy jest Platforma Obywatelska i personalnie Donald Tusk. Jednak nie można wykluczyć rozstrzygnięcia wyborczego, które da zwycięstwo PO, ale będzie ono niedostatecznie wyraziste, by partia ta mogła utworzyć rząd. Takiego scenariusza spodziewać się należy, w sytuacji gdy porażkę poniesie Trzecia Droga Władysława Kosiniaka-Kamysza i Szymona Hołowni oraz ewentualnie Nowa Lewica. Te dwa podmioty w marszu 4 czerwca praktycznie nie zaistniały.
Czytaj więcej
PiS i opozycja coraz częściej sprowadzają kampanię wyborczą do diabolizowania przeciwnika. Na tym tle propozycja referendum w sprawie uchodźców jest przynajmniej odbiciem rzeczywistego i poważnego sporu
Donald Tusk od początku dążył do tego, by wydarzenie miało charakter partyjnego przedsięwzięcia PO. Liderzy pozostałych opozycyjnych partii (swoistych przystawek) zostali zaproszeni na marsz „jak wszyscy inni”. I trzeba przyznać, że upartyjnienie marszu się powiodło. Tusk był głównym mówcą, retorycznie bardzo sprawnym, natomiast do mikrofonu nie został dopuszczony ani Władysław Kosiniak-Kamysz, ani Szymon Hołownia. Włodzimierz Czarzasty bez wdzięku wygłosił kilka banałów, ale nie było widać partyjnych haseł „przystawek”.