Obietnica podniesienia wysokości świadczenia 500+ do 800+ jest naturalną konsekwencją sytuacji gospodarczej i nacisku inflacji. Jeśli program ma dalej działać i przyczyniać się do lepszej sytuacji materialnej rodzin, trzeba podnieść wysokość wypłat. To nie jest szczególna łaska ze strony władzy, tylko konieczna korekta z punktu widzenia założeń tego pomysłu. O tym, czy były one sensowne, czy nie, i czy warto je zmienić, można dyskutować, ale jeśli jako emanacja dobrej woli państwa ma pozostać ten właśnie instrument, zwaloryzowany być musi.
Nie jest to więc specjalnie zaskakujące, że aby zachować podstawowe przesłanie programu, prezes zapowiada podniesienie wysokości transferów. Może dziwić, że robi to tak późno i moment zmian wyznaczył dopiero na styczeń, ponad dwa miesiące po wyborach.
Czytaj więcej
Rząd w najbliższych dniach ustali harmonogram realizacji propozycji z „programowego ula”. Koalicja Obywatelska chce przyjęcia 800+ już od 1 czerwca.
Bo też nikt specjalnie nie ukrywa, nawet sam lider PiS, że 500+ to narzędzie wyborcze. Ma jednak tę zaletę, że budzi w obywatelach radość, że choć raz z okazji wyborów oni coś wymiernego dostają, zamiast dokładać się do interesu.
Pytanie, czy strategia przyjęta tym razem, czyli zaproponowanie przez Kaczyńskiego kontraktu „podwyżka za głosy”, jest lepsza niż natychmiastowe procedowanie zmian. Bo gdyby podnieść świadczenie od razu, można by chyba liczyć na wdzięczność wyborców. A może nie?