Jan Czekaj: Bilans zamknięcia

Podsumowanie rządów PiS nie wygląda tak, jak przedstawia to premier Morawiecki. Skłonność do mijania się z prawdą oraz dążenie do przedstawienia świetlanych wyników rządów PiS przeważają nad chłodną analizą danych.

Publikacja: 03.11.2023 03:00

Jan Czekaj: Bilans zamknięcia

Foto: Dominik Pisarek

W związku z oczekiwaną zmianą rządzącej koalicji w wypowiedziach polityków i publicystyce pojawiają się próby pokazania rzeczywistego stanu gospodarki i finansów publicznych na koniec upływającej kadencji Sejmu. Chociaż w tej dyskusji wypowiada się wiele osób, to za najważniejsze należy uznać wypowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego oraz szefa Polskiego Funduszu Rozwoju Pawła Borysa, prawdziwych twórców polityki gospodarczej i finansowej państwa w trakcie ostatnich ośmiu lat.

Jeżeli chodzi o rzeczywisty stan gospodarki, która – jak twierdzi premier Morawiecki – została przejęta w 2015 roku w opłakanym stanie, czego wyrazem było podstawowe hasło wyborcze PiS: „Polska w ruinie”, a dziś znajduje się w budzącym zachwyt Europy i świata rozkwicie, to jest to obraz z gruntu fałszywy. Prawdopodobnie premier nie przywiązuje wagi do danych publikowanych przez GUS i przedstawia wyimaginowany obraz tworzony na potrzeby propagandy. Zobaczmy zatem, jak przedstawiają się dane GUS na początku i na końcu rządów Zjednoczonej Prawicy.

Głębokie spowolnienie

W roku 2015, a więc w roku przejęcia władzy przez PiS, po światowym kryzysie finansowym i kryzysie strefy euro, polska gospodarka znajdowała się w stanie przyspieszającego ożywienia. W roku 2014 PKB wzrósł o 3,7 proc., a w 2015 – o 4,4 proc.

W roku 2023, po ośmiu latach rządów PiS, polska gospodarka znajduje się w stanie głębokiego spowolnienia, a tempo wzrostu w br. wyniesie prawdopodobnie nie więcej niż 0,5 proc. Te dane chyba nie wymagają komentarza.

Jednym z najsłabszych elementów sytuacji gospodarczej w okresie rządów PiS były inwestycje. W roku 2015 udział nakładów inwestycyjnych w PKB wynosił 20,4 proc., podobnie jak w całej UE. Już w pierwszym roku rządów ten wskaźnik spadł do 18,5 proc. i przez cały czas rządów PiS wykazywał tendencję spadkową. Według szacunków SGH na koniec 2023 roku wskaźnik ten ukształtuje się na poziomie około 16,5 proc. i będzie jednym z najniższych w UE. Niski udział inwestycji w PKB będzie w najbliższych latach jednym z najważniejszych czynników ograniczających tempo wzrostu PKB.

Wieloletni regres inwestycji, przy równoczesnym wzroście udziału inwestycji w PKB krajów UE, ograniczy także możliwości doganiania wysoko rozwiniętych krajów, a wręcz może prowadzić do spadku pozycji Polski w rankingu krajów UE pod względem PKB na mieszkańca.

W tym kontekście dziwić mogą wypowiedzi premiera Morawieckiego, który twierdzi, że w okresie rządów PiS Polska przeżywała niebywały boom w działalności inwestycyjnej, nie pokazując projektów, jakie zostały zrealizowane, zwłaszcza tych ujętych w „Strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju”, która do dziś stanowi podstawowy dokument określający kierunki rozwoju polskiej gospodarki, właściwie do 2030 roku.

Stan finansów publicznych

Najbardziej kontrowersyjną, obok inwestycji, dziedziną gospodarki jest sektor finansów publicznych. Premier Morawiecki, z właściwym sobie brakiem dbałości o zgodność głoszonych opinii z faktami, formułuje nieprawdziwą tezę o fatalnym stanie finansów publicznych w 2015 roku i znakomitym ich stanie w 2023.

Sektor finansów publicznych w roku 2015 wcale nie był w tragicznym stanie. Deficyt budżetowy w tym roku wyniósł 42,7 mld zł, co stanowiło 2,6 proc. PKB. W roku 2022 relacja deficytu budżetowego do PKB wyniosła 3,7 proc., a planowany na 2023 rok deficyt ma stanowić około 2,8 proc.

Jest jednak pewien problem, który musimy wziąć pod uwagę, jeżeli chcemy ocenić rzeczywisty stan sektora finansów publicznych na koniec rządów PiS. Chodzi o realizowaną od drugiego kwartału 2020 roku politykę marginalizacji budżetu, który pokazuje jedynie część deficytu i długu publicznego.

Jeżeli uwzględnimy łączny deficyt i dług sektora finansów publicznych, to mówienie o dziurze budżetowej, wbrew temu, co twierdzi premier Morawiecki, jest uzasadnione. Na podstawie danych publikowanych przez Ministerstwo Finansów można stwierdzić, że rzeczywista relacja deficytu sektora finansów publicznych do PKB wyniesie około 6 proc. W roku 2024 relacja ta istotnie się pogorszy.

Od 2015 roku do pierwszego kwartału 2020 różnica między deficytem budżetu a deficytem sektora finansów publicznych według definicji UE (EDP) utrzymywała się na poziomie około 50 mld zł (od 46 do 58 mld zł). Sytuacja zmieniła się radykalnie w drugim kwartale 2020 roku, kiedy w związku z przyjętym sposobem finansowania skutków pandemii różnica ta wzrosła do 158 mld zł, a następnie pogłębiała się w kolejnych latach. Na koniec 2021 roku osiągnęła 200,5 mld zł, a na koniec 2022 roku – 302,6 mld zł. Według uzasadnienia do projektu budżetu na rok 2024 na koniec 2023 roku różnica ta wyniesie 393,4 mld zł.

Co to oznacza? Tyle, że planowany przez rząd rzeczywisty deficyt w roku 2023 wyniesie około 186 mld zł, a nie – jak zapisano w znowelizowanej ustawie budżetowej – 90 mld zł, czyli o 96 mld zł więcej. Relacja deficytu do PKB będzie zatem wynosiła około 6 proc., a nie tak jak wynika z ustawy budżetowej.

W roku 2024 „uzdrawianie” finansów publicznych ma osiągnąć wyższy poziom – różnica ta wzrośnie do 464,7 mld zł. Planowany deficyt budżetowy ma w 2024 roku ma wynieść 164 mld zł. Rzeczywiste zadłużenie państwa polskiego wzrośnie o 338 mld zł, co oznacza, że rzeczywisty deficyt sektora finansów publicznych w 2024 będzie wyższy niż założony w budżecie o 174 mld zł i wyniesie około 10 proc. PKB.

Jeżeli deficyt sektora finansów publicznych stanowiący 10 proc. PKB nie zasługuje na miano dziury budżetowej, to co na nią zasługuje? Może deficyt na poziomie 20 proc. PKB, który zapewne byłby w zasięgu ustępującego rządu, gdyby wyborcy przedłużyli mu mandat.

Co oznaczają te dane? Interpretacja jest prosta. Budżet państwa przestał pełnić jakąkolwiek funkcję informacyjną, a sytuacja sektora finansów publicznych jest znacznie gorsza, niż można by sądzić, analizując budżet państwa. W tym kontekście twierdzenia premiera Morawieckiego o doskonałej sytuacji finansowej państwa są groteskowe. Do końca czerwca dług sektora finansów publicznych według metodologii UE wzrósł o 69 mld zł. W tym czasie deficyt budżetu państwa wykazywany przez Ministerstwo Finansów wyniósł 12,7 mld zł, czyli zaledwie 18,4 proc. rzeczywistego deficytu sektora finansów publicznych. W całym 2023 roku oraz w 2024, jeżeli zrealizowane zostaną plany rządu, sytuacja będzie już poważna.

Dług drożej zaciągany

Zadziwiające są także wypowiedzi prawej ręki premiera w kształtowaniu polityki finansowej państwa prezesa PFR Pawła Borysa, który apeluje do opozycji, aby nie mówiła o trudnej sytuacji budżetu, gdyż może to wpłynąć na oprocentowanie obligacji skarbowych. Pan prezes Borys zapomina jednak o trzech kwestiach, które podają w wątpliwość szczerość jego troski o stan finansów publicznych.

Po pierwsze, nie przypominam sobie, chociaż samokrytycznie stwierdzam, że nie śledziłem wszystkich wypowiedzi pana prezesa, aby w roku 2015, kiedy PiS szedł do wyborczego zwycięstwa pod hasłem „Polska w ruinie”, ostrzegał przed niebezpieczeństwem przedstawiania złego, nieadekwatnego do rzeczywistości, stanu polskiej gospodarki.

Po drugie, pan prezes Paweł Borys ma niezwykle niskie mniemanie o analitykach i inwestorach rynków finansowych, skoro uważa, że nie potrafią dotrzeć do informacji na temat rzeczywistego stanu finansów państwa, a swoją wiedzę na ten temat czerpią z propagandowych wypowiedzi polityków rządzącej partii. Panie prezesie, rekomenduję więcej wiary w kolegów z rynku finansowego, do których i pan się zaliczał i, być może, będzie chciał wrócić do ich grona.

Po trzecie, prezes Borys nie wykazywał takiej troski o stan finansów publicznych od drugiego kwartału 2020 roku, kiedy – sądzę, że z niemałym wkładem pana prezesa – wprowadzona została w życie nowa doktryna polityki finansowej państwa, polegająca na wyprowadzaniu poza budżet państwa znaczącej części wydatków publicznych. Pan prezes zapewne miał świadomość oczywistej zależności, w myśl której oprocentowanie obligacji emitowanych przez instytucje komercyjne (PFR, BGK) jest niemal zawsze wyższe niż oprocentowanie obligacji skarbowych. Ta prawidłowość dotyczy także Polski, nawet jeżeli rządzącą partią jest PiS.

Tymczasem, jak wynika z wcześniej przytoczonych danych, wartość pozabudżetowego zadłużenia państwa na koniec czerwca wynosiła 339,6 mld zł, a do końca roku ma wzrosnąć według Ministerstwa Finansów do 393,4 mld zł. Szacunkowo można przyjąć, że różnica pomiędzy oprocentowaniem obligacji emitowanych przez PFR czy BGK wynosi w granicach od 0,5 do 1 pkt proc. na niekorzyść tych obu instytucji. Co to oznacza dla finansów państwa? Otóż, w latach 2016–2023 koszty odsetek będą wyższe od 7 mld zł do 14 mld zł, niż byłyby, gdyby dług ten był zaciągany przez ministra finansów.

Przyjmując średnią tych wartości, straty polskiego państwa sięgną ponad 10 mld zł, czyli ponad 1 mld zł rocznie w trakcie ośmiu lat. Przypomnijmy, w roku 2024 różnica ta ma wzrosnąć do 464 mld zł, a więc roczne straty będą odpowiednio wyższe (od 2,3 do 4,6 mld zł).

Skoro odpowiedzialni za politykę finansową państwa uważali, że te dodatkowe koszty należy ponieść, to warto zapytać, jakie cele lub korzyści osiągnęło (lub miało osiągnąć) państwo dzięki przyjęciu takiej strategii polityki finansowej. Ja takich korzyści dla państwa i obywateli nie widzę i, jak dotąd, nikt nie starał się mnie przekonać, że takie rozwiązanie jest korzystne.

Dostrzegam natomiast, że rozwiązanie to było korzystne dla rządzących. Pozwoliło bowiem wyjąć spod kontroli parlamentarnej potężne zasoby finansowe, które można było wydatkować według widzimisię rządzących. Zapewne w tych warunkach łatwiej było sfinansować wiele nietrafionych z publicznego punktu widzenia wydatków, z wydatkami na zakup respiratorów na czele.

Finansowe sieroty po covidzie

Jak się okazuje, pandemia się skończyła, ale fundusze jej przeciwdziałające mają się dobrze i służą finansowaniu wydatków niemających nic wspólnego z Covid-19. Np. Fundusz Przeciwdziałania Covid-19, zarządzany przez BGK, według raportu NIK jest wydatkowany na cele niemające nic wspólnego z pandemią, ale wiele z ostatnimi wyborami do parlamentu. Pozostawione do swobodnej dyspozycji premiera środki były w okresie kampanii wyborczej w znacznej części wydatkowane tak, aby ułatwić wyborcze zwycięstwo PiS.

Bilans zamknięcia rządów PiS nie wygląda tak, jak przedstawia to premier Morawiecki. Skłonność do mijania się z prawdą oraz dążenie do przedstawienia świetlanych wyników rządów PiS przeważają nad chłodną analizą przytoczonych wyżej danych. Nie wyobrażam sobie, aby premier Morawiecki nie rozumiał albo nie wierzył danym przygotowywanym przez Ministerstwo Finansów.

Prof. dr hab. Jan Czekaj był członkiem Rady Polityki Pieniężnej w latach 2003–2010, pracuje w Katedrze Rynków Finansowych Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie

W związku z oczekiwaną zmianą rządzącej koalicji w wypowiedziach polityków i publicystyce pojawiają się próby pokazania rzeczywistego stanu gospodarki i finansów publicznych na koniec upływającej kadencji Sejmu. Chociaż w tej dyskusji wypowiada się wiele osób, to za najważniejsze należy uznać wypowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego oraz szefa Polskiego Funduszu Rozwoju Pawła Borysa, prawdziwych twórców polityki gospodarczej i finansowej państwa w trakcie ostatnich ośmiu lat.

Pozostało 96% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację