Dzień 20 lutego 2015 r. był przełomową datą w historii polskiego prosumeryzmu. Sejm wbrew stanowisku ówczesnego rządu ostatecznie przyjął wówczas tzw. poprawkę prosumencką. Miała ona zakotwiczyć w ustawie o odnawialnych źródłach energii (OZE) taryfy gwarantowane – pierwszy prawdziwy system wsparcia dedykowany mikrowytwórcom energii.
Rok po tym wydarzeniu można powiedzieć, że ta kotwica odpłynęła, a statek z prosumentami dryfuje. Mechanizm taryf gwarantowanych, choć miał wejść w życie z początkiem bieżącego roku, w dalszym ciągu nie obowiązuje.
Poprawka prosumencka nie jest regulacją idealną. Po uchwaleniu ustawy pojawiło się wiele wątpliwości prawnych rzutujących na opłacalność inwestycji w przydomowe mikroinstalacje.
Dyskusję wokół poprawki i fakt wprowadzenia jej do ustawy należy jednak uznać za punkt zwrotny w debacie na temat kierunków rozwoju krajowej energetyki. To właśnie dzięki niej w świadomości Polaków zakorzeniło się – powszechne na Zachodzie – pojęcie prosumenta, powstałe z połączenia słów: producent i konsument.
Okazało się, że wytwarzanie prądu nie musi być kojarzone z ogromnym, dymiącym kominem, a bezpieczeństwo energetyczne można wzmacniać za pomocą tysięcy przydomowych mikroelektrowni.