„Dzięki NBP Polska jest na dobrej drodze, już od 4 miesięcy ceny się prawie nie zmieniły!” – baner tej treści przykrył pochodzącą z lat gierkowską prosperity fasadę naszego banku centralnego. Jako, że „prawie” czyni różnicę, zajrzałem do danych GUS.
Czytaj więcej
Choć inflacja szaleje od wielu kwartałów, a drożyzna pustoszy budżety gospodarstw domowych, prezes Adam Glapiński na fasadzie siedziby Narodowego Banku Polskiego przekonuje, że ceny w zasadzie się nie zmieniają. Oczywiście dzięki NBP.
Mówię: sprawdzam
Okazuje się, że cztery miesiące temu (w kwietniu) ogólny poziom cen podniósł się o 0,7 proc., licząc miesiąc do miesiąca. Gdyby to rozciągnąć na cały rok, mielibyśmy 8,7-proc. inflację. Najwyraźniej taka jest wartość owego „prawie”…
W maju i czerwcu faktycznie indeks cen konsumpcyjnych stanął w miejscu, a w lipcu nawet obniżył się o 0,2 proc. To ostatnie jednak nie „dzięki NBP”, ale sezonowemu spadkowi cen żywności. Każdy konsument wie, że latem owoce i warzywa tanieją jak szalone…
I choć faktycznie inflacja od marca hamuje, to trudno obwieszać nad nią zwycięstwo. Po pierwsze, w lipcu wyniosła 10,8 proc. rocznie, aż czterokrotnie więcej niż głosi oficjalny cel NBP. A po drugie, tempo tego hamowania jest z miesiąca na miesiąc coraz wolniejsze.