Pierwszy rok pandemii był dla nafciarzy próbą ognia, którą nie wszyscy przetrwali. Jedną z metod na utrzymanie się na powierzchni były fuzje: przykładowo, jesienią ubiegłego roku ConocoPhillips wyłożyło 9,7 mld dol. na Concho Resources, Chevron przejął Noble Energy, Devon Energy postanowiło wchłonąć WPX Energy. Na tym tle fuzja Orlenu i Lotosu wydaje się być z pozoru naturalnym ruchem. Ale wszyscy też doskonale wiemy, że wizja połączenia obu polskich gigantów powstała na długo przed wybuchem pandemii.
Czytaj więcej
Przejęcie gdańskiego koncernu jest już o krok. Udziały w rafinerii chce kupić Saudi Aramco, stacje paliw – MOL, biznes asfaltowy i logistykę – Unimot, a biopaliwowy Rossi Biofuel Zrt.
Płocki koncern od niemal dwóch dekad szykuje się do ekspansji wykraczającej poza granice kraju, czego dowodem była, przynajmniej na początku niezbyt udana, inwestycja w litewskich Możejkach. Pochłonięcie Lotosu, a w przyszłości zapewne próba powtórzenia tej sztuki z PGNiG, ma doprowadzić do zbudowania potencjału kapitałowego i organizacyjnego, pozwalającego grać w międzynarodowej lidze.
Z perspektywy przeciętnego kierowcy nie zmienia się wiele – jedna państwowa firma przejmuje drugą. Konkurencja rynkowa między nimi była zgoła fikcją, jak zresztą cała rywalizacja na polskim rynku paliw, z którego już kilka lat temu wypadli wszyscy mniejsi gracze, a globalne koncerny poprzestają raczej na przyczółkach zbudowanych jeszcze w latach 90. Całość jest tak obłożona akcyzami i podatkami, że nawet duże światowe wahania cen ropy odbijają się na rynku słabiutkim echem, wystarczy porównać np. ceny litra bezołowiowej 95: w 2018 r. kosztował on nieco mniej niż 5 zł, o złotówkę taniej niż dziś, choć ceny baryłki ropy były niemal dokładnie takie same jak obecnie – ciut ponad 70 dol.
Fuzja ma zatem znaczenie przede wszystkim dla przyszłości płockiego koncernu. Firmy z tej branży mają dziś dwie drogi rozwoju: albo biernie przyglądać się temu, jak stopniowo spadać będzie zainteresowanie konsumentów tradycyjnymi paliwami kopalnymi, i zwijać się wraz z popytem, albo uciekać do przodu – w kierunku innowacyjnych i zielonych rozwiązań. Ta druga droga związana jest z potężnymi inwestycjami, na które trzeba zebrać kapitał i know-how. Orlen najwyraźniej próbuje właśnie w tę stronę.