Niedawno Urząd Marszałkowski Małopolski wykazał się pogardliwym stosunkiem do Teatru im. Słowackiego, szukając pretekstu do zwolnienia dyrektora. Teraz z nonszalancją podchodzi do Opery Krakowskiej, gdzie kontrakt Bogusława Nowaka wygasa latem, a nawet nie pojawiają się nazwiska ewentualnego następcy.
Taki sposób podejmowania decyzji spowoduje, że Operę Krakowską o ustabilizowanej pozycji artystycznej czeka trudny, może nawet kryzysowy sezon następny lub i dwa, bo w takich instytucjach niczego nie robi się w sposób nagły. Trudno jednak dziwić się niekompetencji małopolskich urzędników. Przykład idzie z góry, przecież minister Piotr Gliński z równą niefrasobliwością zwleka z decyzją w sprawie Opery Narodowej.
Na razie publiczność może cieszyć się niewystawianą nigdy w Krakowie „Turandot”. Wybór tej opery Pucciniego zawsze świadczy o ambicjach teatru, sam dobór wykonawców jest wyzwaniem. W Operze Krakowskiej opowieść o chińskiej księżniczce, która skazywała na śmierć pretendentów do jej ręki, bo nie potrafili rozwiązać trzech zagadek, stanowi zwieńczenie rządów dyrektora Bogusława Nowaka. Za jego kadencji teatr ciekawie rozszerzał repertuar, postępy poczyniły orkiestra i chór, czego ta premiera stała się kolejnym dowodem.
Czytaj więcej
Stefania Grodzieńska wraca na scenę stołecznej Syreny jako bohaterka musicalu „Piplaja” - bardzo współczesnego, choć opowiadającego o losach tej artystki.
„Turandot” bywa inscenizowana w sposób monumentalny. W Krakowie realizatorzy nie starają się oszołomić widzów tłumami, bogactwem strojów. Dziecięcy chór śpiewa poza sceną, część muzyków rozlokowano na antresoli pod sufitem. Dyrygent Tomasz Tokarczyk potrafi natomiast wydobyć z muzyki Pucciniego wiele subtelnych niuansów. Skromny liczbowo zespół baletowy l za sprawą choreografii Moniki Myśliwiec odgrywa istotną rolę w spektaklu.