Samorząd oczekuje, że „zembalówka", czyli 4 x 400 zł brutto dodatku z tzw. znaczonych pieniędzy z Narodowego Funduszu Zdrowia, jaki zagwarantował pielęgniarkom były minister zdrowia Marian Zembala, od 1 września zostanie włączona do wynagrodzenia zasadniczego. Rada uważa, że w styczniu 2019 r. powinna zostać wypłacona dodatkowa, piąta, transza dodatku, a rząd powinien w kolejnych latach zabezpieczać w budżecie środki na podwyżki dla tej grupy zawodowej. Samorząd podtrzymuje też stanowisko z lutego w sprawie projektu nowelizacji ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego pracowników wykonujących zawody medyczne. Uważa, że pielęgniarka lub położna z tytułem magistra i specjalizacją powinna zarabiać co najmniej dwukrotność przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw ogłaszanego przez prezesa GUS, z tytułem magistra lub specjalisty – 1,75, a bez tytułu specjalisty – 1,5. Z kolei związkowcy twierdzą wprost, że projekt nowelizacji dyskryminuje pielęgniarki, położne i ratowników.
– Propozycje Ministerstwa Zdrowia, które chce zachęcać do studiowania pielęgniarstwa, m.in. oferując stypendia, w żaden sposób nie spowodują odwrócenia negatywnych trendów zmniejszania się liczby pielęgniarek i położnych – zauważa szefowa OZZPiP Krystyna Ptok.
Zgodnie z analizą ministerialną na 200 tys. pielęgniarek i położnych pracujących w zawodzie blisko 173 tys. mieści się w przedziale wiekowym 41–60 lat. To oznacza, że w 2033 r. będzie brakowało 169 tys. przedstawicieli tych zawodów. Żeby zapobiec katastrofie, w latach 2018–2033 do zawodu powinno wejść blisko 70 tys. osób, co oznacza, że prawo wykonywania zawodu powinno uzyskiwać rocznie dwa razy więcej osób (nie 4,3 tys., lecz blisko 8 tys.). Według związkowców resortowi brakuje pomysłu na to, jak zatrzymać absolwentów w zawodzie.
– Tak jak poprzednie rządy, tak i ten chce zaradzić zapaści w pielęgniarstwie, stosując półśrodki. Tylko że już dłużej tak się nie da – ostrzega Krystyna Ptok. I podkreśla, że protesty na Lubelszczyźnie i Podlasiu, o jakich od tygodnia informują lokalne media, to oddolne działania samych pielęgniarek. – Wbrew temu, co sądzi resort, związek nie stoi za dostarczaniem zwolnień lekarskich przez nawet kilkaset pielęgniarek w szpitalach w Lublinie, w Choroszczy i na Suwalszczyźnie. Tym bardziej powinien wyciągnąć z tego wnioski – mówi Krystyna Ptok. I nie wyklucza ogólnopolskiego protestu pielęgniarek i położnych.