„Rz" poznała zasady wynagradzania lekarzy rodzinnych za wykrycie nowotworu u pacjenta. Jeśli będą podejrzewać u pięciu chorych raka i założą im zielone karty onkologiczne, a specjalista potwierdzi choć jedną diagnozę, dostaną najwyższą premię. Najniższą, gdy na 15 pacjentów z kartami nowotwór potwierdzi się tylko jedna.
Twarde negocjacje
Takie warunki przedstawia minister zdrowia organizacjom lekarzy rodzinnych. Rozmowy toczą się od zeszłego tygodnia i być może potrwają do końca listopada. Lekarze twardo bowiem negocjują stawki premii za wykrywalność nowotworów.
– Od nich zależy, czy zostaniemy zmotywowani do pracy. Dochodzi nam wiele obowiązków sprawozdawczych, poszerza się nam zakres badań diagnostycznych i na to też potrzeba nam środków, inaczej nie utrzymamy przychodni – tłumaczy Jacek Krajewski, prezes Porozumienia Zielonogórskiego.
– Dobrym pomysłem jest nagradzanie najlepszych tropicieli nowotworów – ocenia Leszek Borkowski, prezes fundacji Razem w Chorobie. Zaznacza jednak, że minister powinien uważać, by nie wylać dziecka z kąpielą. – Lekarzom z gorszymi wskaźnikami trzeba dać spokój. Jeśli zobaczą, że im nie idzie wykrywalność, to nie zechcą w ogóle zakładać kart pacjentom, aby nie psuć sobie opinii – dodaje Borkowski.
Ministerstwo Zdrowia zamierza nie tylko premiować, ale i szkolić lekarzy rodzinnych. Jeśli na 15 założonych kart onkologicznych specjalista nie potwierdzi żadnej diagnozy, lekarz pierwszego kontaktu będzie musiał iść na szkolenie do NFZ.