W tym roku rynek nieruchomości odczuje skutki zawirowań z początku pandemii – uważa Marcin Krasoń, ekspert obido.pl. – Problemy z formalnościami spowodowały wtedy spadek liczby pozwoleń na budowę i liczby rozpoczynanych budów. Teraz będziemy więc mieli spadek liczby mieszkań oddanych do użytkowania.
Ekspert zastrzega, że pandemia tylko uwydatniła istniejące problemy – z brakiem sensownych działek czy wydłużającymi się procedurami. – I te problemy pozostaną. W najlepszym scenariuszu czeka nas stabilizacja podaży. O jakimś skokowym jej wzroście możemy tylko pomarzyć – ocenia Marcin Krasoń.
Nie spodziewa się on znaczącej zmiany struktury oferty deweloperów. – To proces wieloletni, a nie skokowy. Pandemia nieco przesunęła preferencje w kierunku powierzchni dodatkowych, jak balkon, taras, ogródek. Ze względu na pracę i naukę zdalną zwiększyło się też zapotrzebowanie na większą liczbę pokoi. Ale to tylko kontynuacja długoletniego trendu. Polacy od dawna chcą mieszkać w coraz większych mieszkaniach – zaznacza.
Plany i wyzwania
Na rynku odbiją się też podwyżki stóp procentowych. Zdaniem Marcina Krasonia niewielka część klientów ze względu na zmniejszenie zdolności kredytowej może na jakiś czas odłożyć zakupy.
– Patrząc na historię polskiego rynku, stopy procentowe po tych czterech podwyżkach są nadal relatywnie niskie. W czasie poprzedniego boomu mieszkaniowego (2005–2008) były sporo wyższe – mówi. – Na dodatek dziś mamy wyższą inflację, znacznie niższe stawki depozytów w bankach. Kombinacja tych czynników sprawia, że inwestycyjny popyt na mieszkania, które są traktowane jako lokata kapitału, wcale nie maleje.