Ebola - czy epidemia gorączki krwotocznej dotrze do Europy i USA?

Przypadki gorączki krwotocznej w Europie i USA ?są nieuniknione – sądzą eksperci WHO - pisze Piotr Kościelniak.

Publikacja: 11.10.2014 04:12

Ebola - czy epidemia gorączki krwotocznej dotrze do Europy i USA?

Foto: AFP

Według symulacji epidemiologów Światowej Organizacji Zdrowia i amerykańskiej CDC (Centers for Disease Control and Prevention) już za trzy miesiące zakażonych wirusem Ebola będzie 1,5 miliona ludzi. Dwóch na trzech umrze.

Scenariusz rozwoju epidemii? Taki jak w przypadku ostatnich przypadków w Stanach Zjednoczonych i Hiszpanii. Do lekarzy zgłosi się zakażony, który na skutek ich błędu nie zostanie odizolowany.

Pobierz grafikę w pliku pdf

W Dallas w Teksasie pod obserwacją jest kilkadziesiąt osób, które miały kontakt z Thomasem Erikiem Duncanem (zmarł w środę), który przyleciał do USA z Liberii z przesiadką w Brukseli. Ukrył przed służbami epidemiologicznymi swój stan zdrowia i fakt kontaktu z osobą prawdopodobnie zakażoną. Efektem jest obserwacja osób, które miały z nim kontakt. Oraz osób, które miały kontakt z osobami, które miały... I tak dalej.

Drugi, bardziej niepokojący scenariusz to wydarzenia w Madrycie. Zakaziła się tam pielęgniarka, która opiekowała się dwoma pacjentami z ebolą zakażonymi w Afryce (też już nie żyją). U 40-letniej Teresy Romero wystąpiły niepokojące objawy, a testy potwierdziły zakażenie.

Wybuchła panika. Ludzie dzwonią do informacji szpitalnej z pytaniem, czy bezpieczne jest korzystanie z wind w domu, gdzie mieszkała pielęgniarka. Obserwowanych jest 50 osób. Romero, jej meża i cztery inne osoby zamknięto w izolatkach. Sąd nakazał uśpić psa kobiety. Z gorączką zgłosiła się do szpitala koleżanka Teresy, również pielęgniarka w tym szpitalu.

I tu zaczynają się zagadki, które dowodzą, jak niewiele wiemy o zagrożeniu. Romero zapewnia, że działała zgodnie z przyjętymi zasadami. Do pokoju chorych weszła dwa razy – zawsze w ubraniu ochronnym – raz, żeby pomóc, raz, żeby sprzątnąć i zdezynfekować pomieszczenie. Nie ma pojęcia, jak się zakaziła. Prawdopodobnie dotknęła twarzy.

– To nie jest niespodzianka. Tych przypadków będzie więcej – uważa prof. Peter Piot, wirusolog WHO. – Najmniejszy błąd może być śmiertelny. Na przykład przetarcie dłonią oczu.

Ale może to również oznaczać coś znacznie groźniejszego – przenoszenie się wirusa drogą powietrzną. Według obecnej wiedzy ebola przenosi się przez bezpośredni kontakt z płynami ustrojowymi. Gdyby przenosiła się drogą kropelkową, pandemia śmiertelnej gorączki krwotocznej byłaby pewna. Potrzebne są do tego mutacje genetyczne wirusa – im więcej osób zakażonych, tym taka mutacja jest bardziej prawdopodobna

Z taką tezą wystąpił Michael Osterholm, epidemiolog z Uniwersytetu Minnesoty, na łamach „New York Timesa". Uznał, że „jest to ewentualność, o której eksperci od eboli nie chcą mówić głośno". I przypomniał przeprowadzone w Kanadzie w 2012 roku badania na zwierzętach. W jednym pomieszczeniu – lecz w oddzielnych zagrodach – trzymano świnie i małpy. Świnie zakażono wirusem Ebola. Zachorowały również małpy, które nie miały żadnego fizycznego kontaktu ze świniami. Część naukowców uznała, że musiało dojść do zanieczyszczenia klatek odchodami lub krwią. Osterholm uważa jednak inaczej.

A jak jest u nas? – Stopień zagrożenia wirusem Ebola w Polsce jest bardzo niewielki, jednak powinniśmy być przygotowani na ewentualny import – mówił podczas specjalnej konferencji w środę prof. Mirosław Wysocki, dyrektor Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny.

Instytut dysponuje jedynym w kraju laboratorium, gdzie można potwierdzić zakażenie. – Na szczęście jak do tej pory tych kilka podejrzeń, które mieliśmy od września, wypadło negatywnie – powiedział prof. Wysocki. – To m.in. przypadki podróżnych z Afryki. Trzy tygodnie temu było takie podejrzenie w Cieszynie, ale na szczęście się nie potwierdziło.

Dobra wiadomość jest taka, że dzięki tym przypadkom Polska przetestowała procedury na wypadek przywleczenia wirusa z zagranicy. Ale też wyszło na jaw, że nie dysponujemy specjalnymi kombinezonami chroniącymi lekarzy.

Brak takiego ubioru ochronnego był zapewne przyczyną zakażenia Teresy Romero. Dwie pary rękawiczek, maska, gogle i skafander osłaniający całe ciało – tak wygląda ubiór ochronny używany przy kontakcie z chorymi.

Ale to za mało. Tam, gdzie naukowcy pracują z wirusami Ebola, Marburg czy Lassa, obowiązuje tzw. czwarty poziom bezpieczeństwa. Ich ubiór ochronny powinien być hermetyczny, a w środku powinno panować nadciśnienie – aby w razie przebicia nie zassać wirusów do środka. Musi też mieć odizolowany obieg powietrza.

Jak się okazuje, dopiero teraz zapadła decyzja o zakupie takich kombinezonów dla polskich lekarzy. – Po analizie przypadku zarażenia się pielęgniarki w Hiszpanii sprawdziliśmy obowiązujące w Polsce procedury i podjęliśmy decyzję o zakupie nowych kombinezonów – poinformował konsultant krajowy w dziedzinie chorób zakaźnych prof. Andrzej Horban.

Jeżeli rację mają prof. Piot i Osterholm, ich przetestowanie to tylko kwestia czasu.

Według symulacji epidemiologów Światowej Organizacji Zdrowia i amerykańskiej CDC (Centers for Disease Control and Prevention) już za trzy miesiące zakażonych wirusem Ebola będzie 1,5 miliona ludzi. Dwóch na trzech umrze.

Scenariusz rozwoju epidemii? Taki jak w przypadku ostatnich przypadków w Stanach Zjednoczonych i Hiszpanii. Do lekarzy zgłosi się zakażony, który na skutek ich błędu nie zostanie odizolowany.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Nauka
Obraz, notatki na marginesach. Co staropolskie książki mówią o ich czytelnikach?
Nauka
Etiopskie kazania. Nieznane karty z historii zakodowane w starożytnym języku
Nauka
Niezwykły fenomen „mlecznego morza”. Naukowcy bliżej rozwiązania zagadki
Nauka
„Wpływ psów na środowisko jest bardziej zdradliwy niż się uważa”. Nowe wyniki badań
Nauka
Zanika umiejętność pisania. Logika i gramatyka zaczynają przerastać młode pokolenie