Dzisiejsi 30-latkowie nie oglądali popisów Bogusława Kaczyńskiego w telewizji, nie chadzali na organizowane przez niego festiwale. Ale starsi dobrze go pamiętają, legenda trwa, czego dowodem ogromne zainteresowanie wydaną właśnie „Primadonną” napisaną przez Bartosza Żurawieckiego.
Książka wzbudza skrajne opinie – od queerowych zachwytów po oburzenie, najostrzej wyrażone przez Sławomira Pietrasa, przyjaciela Bogusia, który jednak przed laty wbił mu nóż w plecy, sprzątnąwszy sprzed nosa stanowisko dyrektora Teatru Wielkiego w Warszawie. Teraz stwierdził, że najchętniej powiesiłby autora książki głową w dół na drzwiach wydawnictwa.
Idylliczne dzieciństwo
„Primadonna” czytana bez zacietrzewienia dowodzi, że autor zebrał obfitą faktografię i opinie wielu osób. W porównaniu z wydaną dwa lata temu inną książką o Bogusławie Kaczyńskim napisaną przez Annę Lisiecką – nieznośnie polukrowaną i powielającą to, co on sam o sobie mówił – tu mamy opowieść zdecydowanie prawdziwszą, nawet jeśli Żurawieckiemu nie udało się wyjaśnić do końca wszystkich tajemnic swojego bohatera.
W jego życiu jest co prostować, począwszy od dzieciństwa. Bogusław Kaczyński urodził się w Białej Podlaskiej w 1942 roku. O koszmarze wojny i biedzie pierwszych lat po jej zakończeniu nigdy jednak nie wspominał. W jego opowieściach dzieciństwo to podarowany przez ojca biały baranek oraz oswojona sarenka śpiąca z nim w łóżku, a także ulice pełne fantazyjnych drewnianych domków i dworków. Ojciec miał ponoć ziemiańskich przodków (był lakiernikiem w miejscowej fabryce), matkę zapamiętał w balowej sukni z czarnego jedwabiu przetykanego złotą nicią i z girlandą jedwabnych róż.
Był oczywiście cudownym dzieckiem. Publicznie zagrał, gdy miał od trzech do pięciu lat (wiek zmieniał się w różnych wywiadach). Przepowiadano mu wielką karierę pianistyczną, co doprowadziło Kaczyńskiego – choć jak pokazuje „Primadonna”, z kłopotami – do studiów w ówczesnej PWSM w Warszawie.