Internet ewoluuje w szybkim tempie. Obok tradycyjnego modelu, w którym człowiek komunikuje się z maszyną, coraz dynamiczniej rozwija się tzw. Internet Rzeczy (Internet of Things). Jak można go scharakteryzować? – Myślę, że najprostszy sposób, by uzmysłowić sobie, czym jest Internet Rzeczy, to spojrzenie na niego w kategoriach urządzeń mówiących do innych urządzeń za pośrednictwem czujników – mówi „Rz" Sean Costigan, starszy doradca w Emerging Security Challenges Working Group w Partnership for Peace Consortium.
Korzyści płynące z takiego rozwiązania są ogromne. Już dziś inteligentne samochody są w stanie czytać e-maile i wiadomości tekstowe kierowcom, którzy nie muszą odrywać rąk od kierownicy; inteligentne lodówki rozsądnie zarządzają ilością energii, którą zużywają; z kolei za sprawą inteligentnych urządzeń medycznych lekarze są w stanie nadzorować stan zdrowia pacjenta na odległość.
Prognozy dotyczące tempa rozwoju Internetu Rzeczy są imponujące. Według Intela w 2020 r. do sieci podłączonych będzie ok. 31 mld urządzeń; PriceWaterhouse szacuje, że będzie to 50 mld; z kolei IBM ocenia, że ta liczba sięgnie 100 mld. I tu pojawia się pytanie, czy wobec tego grozi nam nieuchronnie poczucie obecności Wielkiego Brata? – Sądzę, że istnieje wiele rodzajów ryzyka z tym związanych. Największym z nich jest możliwość powstania Internetu Popsutych Rzeczy, który w ostateczności nie będzie funkcjonował tak, jak to sobie wyobrażaliśmy – wskazuje Costigan. Dodaje przy tym, że ponieważ Internet Rzeczy dotyka fizycznego świata, pojawia się oczywiście zagrożenie związane z cyberprzestępstwami.
Dick Cheney obawia się ataku na swoje serce
Konsekwencje takich ataków mogą być dla ludzi znacznie poważniejsze niż w przypadku kradzieży pieniędzy z e-konta bankowego czy zainfekowania komputera złośliwym oprogramowaniem. Inteligentne samochody mogą paść ofiarą hakerów, którzy będą np. w stanie zdalnie uszkodzić hamulce lub przejąć kontrolę nad kierownicą. Wprawdzie dokonanie takiego ataku jest bardzo skomplikowane i często wymaga również fizycznego dostępu do silnika, to jednak wyniki badań ekspertów zajmujących się cyberbezpieczeństwem zaniepokoiły branżę motoryzacyjną.
Potencjalnie groźne skutki mogą wywołać również urządzenia medyczne. Badacze udowodnili, że stosunkowo prosto można włamać się do różnych rodzajów pomp insulinowych czy też rentgenów. W ten sposób cyberprzestępcy mogliby np. niepostrzeżenie zwiększyć ilość wstrzykiwanej insuliny czy też dawki promieniowania w czasie prześwietlenia danego pacjenta. O tym, że nie są to sytuacje nierealne, najlepiej świadczyć może przykład byłego wiceprezydenta USA, Dicka Cheney'a. W 2007 r. lekarze wyłączyli funkcje bezprzewodowe w jego defibrylatorze serca, żeby uniemożliwić przeprowadzenie zdalnego ataku.