Niemen pokazał na Zachodzie, że jest duchowym siłaczem

Piąta rocznica śmierci. Wielkiego muzyka wspomina Józef Skrzek, który grał z nim w czasach kontraktu z amerykańską wytwórnią płytową CBS w latach 70.

Publikacja: 17.01.2009 00:41

Czesław Niemen zmarł 17 stycznia 2004 r.

Czesław Niemen zmarł 17 stycznia 2004 r.

Foto: Rzeczpospolita

Kiedy Czesław Niemen zaangażował do współpracy Józefa Skrzeka i przyszłych muzyków SBB, miał już ugruntowaną pozycję twórcy przebojów, ale i rockowego „Bema pamięci rapsodu żałobnego”.

– Uważano go za gwiazdę, a pozostał skromnym człowiekiem – mówi Józef Skrzek. – Pochodziłem ze zwykłej górniczej rodziny, ale odziedziczyłem po dziadkach dom, dlatego gdy zaprosił mnie do mieszkania przy Teatrze Wielkim, przeżyłem szok: powinien mieć pałac, a miał kawalerkę, czyli prawie nic. Jednak nie przykładał wagi do spraw materialnych, zarażał wszystkich swoją witalnością.

Przed wyjazdem do Niemiec nowa grupa Niemena, a grali w niej również Helmut Nadolski, Jerzy Piotrowski i Antymos Apostolis, wyjechała na próby do Łagowa.

– Wylądowaliśmy w pięknym zamku joannickim położonym pomiędzy dwoma jeziorami – kontynuuje lider SBB. – Mieliśmy próby w jednym z apartamentów, a w przerwach Czesław chodził na ryby. Wracał z pełną siatką, wpuszczał je do wanny i obserwował. A jak już się napatrzył – wypuszczał z powrotem do jeziora. Kiedy wyjechał do Norymbergi z moimi kolegami, a ja nie dostałem paszportu, dał dowód solidarności. Przysłał faks do Pagartu z groźbą, że jeżeli nie przyjadę na sesję, agencja będzie musiała zapłacić gigantyczne odszkodowanie. Dostałem paszport w godzinę.

Na tamten czas przypadła rewolucja w muzyce Niemena.

– Nagrań Czesława z tamtych lat się nie puszcza, bo nie są komercyjne, przerobił przecież „Dziwny jest ten świat” nie do poznania w „Strange Is the World”, wydał „Ode to Venus” i „Marionetki” – uważa Skrzek. – Pamiętam znamienną scenę ze studia w Monachium. Przyjechał włoski producent, liczył na hity w stylu lat 60., jakie nasz lider grał wcześniej. Kiedy zaczęliśmy grać, widziałem jego zażartą dyskusję z Czesławem. Włoch już więcej nie wrócił, bo nie było szans na przeboje, z wielką pasją graliśmy rocka.

Rok 1972 to był czas koncertów z Jackiem Bruce’em i The Mahavishnu Orchestra.

– Były basista The Cream zachowywał się jak gwiazdor, siedział z panienkami, popijał whisky, do nas raczył powiedzieć „Hello” – wspomina lider SBB. – Co innego Mahavishnu. Z nimi spotkaliśmy się na festiwalu przed olimpiadą w Monachium, przez tydzień siedzieliśmy w jednym hotelu. Ian Hammer gadał do nas po czesku, my do niego po polsku, a John McLaughlin i Czesław rozmawiali jak równy z równym, bo żaden nie był pozerem. Emanowała od nich czystość. Ani nie palili, ani nie pili, co wśród muzyków w tamtych czasach było rzadkością.

Na „Marionetkach” Niemen śpiewał poezje Norwida, Iwaszkiewicza, Leśmiana.

– Wszyscy byliśmy zafascynowani anglosaskim rockiem, a Czesław jako jedyny potrafił dodać do niego coś własnego, polskiego – mówi Skrzek. – Tomik Norwida miał przy sobie zawsze niczym Pismo Święte. Był ciekaw nowości w kinie i teatrze. Miał w tym świecie przyjaciół, widywałem go z Jerzym Skolimowskim, Aliną Janowską. Bardzo mi imponował jego spokój. Nie pamiętam, żeby się kiedyś uniósł, krzyknął czy podniósł na kogoś rękę, choć ćwiczył na hantlach i miał imponujące bicepsy. Był siłaczem duchowym.

Kultura
Afera STOART: czy Ministerstwo Kultury zablokowało skierowanie sprawy do CBA?
Kultura
Cannes 2025. W izraelskim bombardowaniu zginęła bohaterka filmu o Gazie
Kultura
„Drogi do Jerozolimy”. Wystawa w Muzeum Narodowym w Warszawie
Kultura
Polska kultura na EXPO 2025 w Osace
Kultura
Ile czytamy i jak to robimy? Młodzi więcej, ale wciąż chętnie na papierze