Jak bóbr przykazał

Jeden bóbr może powalić sporą osikę w kilkanaście minut, całe stado – zdziesiątkować zagajnik. Dawniej uważano te gryzonie za szkodniki, ale dziś leśnicy coraz częściej patrzą na nie jak na sprzymierzeńców

Publikacja: 11.03.2011 00:16

W 1966 r. bobrów było w Polsce 270, dziś jest ponad 40 tysięcy

W 1966 r. bobrów było w Polsce 270, dziś jest ponad 40 tysięcy

Foto: Archiwum

W polodowcowej kotlince, do której właśnie prowadzi nas dr Wojciech Misiukiewicz, badacz ssaków, kotlince, jakich tu, na Suwalszczyźnie, są setki, widnieje coś, co przypomina skłębione czupryny. To poplątane krzaki wierzb – poogryzane, poprzewracane, częściowo uschnięte. Przedzieramy się śladem naszego przewodnika przez ten świat badyli i co rusz grzęźniemy w którejś z błotnistych strug kluczących między kępami. Był tu podobno kiedyś kawał lasu olchowego. Był – ale za sprawą ostrych siekaczy bobrów już go nie ma.

Suwalszczyzna to polodowcowy świat morenowych pagórków, połyskujących w dolinach między nimi jezior, wśród których Hańcza, o głębokości 102 m, jest najgłębszym jeziorem w Polsce. Mieszane lasy siedzą niczym czapki na szczytach wzgórz, a z kolei liściaste lasy łęgowe znajdują dla siebie ulubione, bo wilgotne, miejsca w podmokłych dolinkach.

Właściwie – znajdowały. Odkąd w tych stronach nastąpił niebywały renesans bobrów, to one zaczęły na swoją modłę kształtować krajobraz. Niewielki las łęgowy mogą unicestwić w jeden, dwa sezony wegetacyjne, a w większych lasach powodują zalewy, sprawiając, że gatunki drzew nielubiących wody usychają. A nie ma tu już dziś rzek i rzeczułek wolnych od bobrów i ich budowli. Czarna Hańcza, Szeszupa, Marycha, a idąc dalej na południe, ku Puszczy Augustowskiej, Blizna i Rospuda. To wszystko istne bobrowiska.

Toteż w tutejszym krajobrazie pełno bobrowych zgryzów, jak leśnicy zwykli nazywać zaostrzone pniaki po ściętych drzewach, ponadgryzane, walające się konary wyglądające, jakby jakiś ludowy rzeźbiarz wziął się tu do roboty i jej nie ukończył.

Tak, z tymi bobrami jest tu dziś niemały zgryz. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu prawie ich tu nie było, a w pozostałych rejonach kraju nie było wcale. A dziś? Na każde 100 km kw. przypada ponad 50 bobrowych osad. Tymczasem, jak wyliczyli szwedzcy badacze, na taką powierzchnię powinny przypadać najwyżej ze cztery, aby równowaga w przyrodzie była zachowana. Na razie z równowagi wyprowadzeni są rolnicy, bo wokół jest dużo gospodarstw i niewielkich prywatnych lasków, które bobry, naturalni drwale, tną niemiłosiernie. Na dodatek potrafią zatamować odwadniający łąkę ciek wodny i spowodować jej zalanie. Co wtedy począć?

Bunkier z kominem

Żeby wiedzieć, co robić, trzeba badać życie tych zwierząt. Toteż każdej jesieni dr Misiukiewicz, pracownik Wigierskiego Parku Narodowego, ostrzy sobie zęby na bobry. Bo one w tym czasie intensywnie tną drzewa, przygotowując zapasy na zimę. Czyli – jak je Wojtek nazywa w swych pracach – magazyny żerowe. Zna na Suwalszczyźnie i w Puszczy Augustowskiej wszystkie bobrowe szlaki, tamy, zalewy i żeremia. Do jednego z nich właśnie nas prowadzi.

Oto w samym środku podmokłego, pełnego zaostrzonych bobrzymi zębami badyli światka ciemnieje domek bobrowy, czyli żeremie. Domek? Toż to prawdziwe domiszcze, które pewnie pomieściłoby ze dwóch, trzech ludzi. To w stronę tego obiektu budowlanego biegną promieniście liczne kanały – drogi dostawcze bobrów. Ruszamy jedną z nich.

Bobrowa chata to stos krótko poobcinanych, jakby bezładnie na kupę rzuconych gałęzi. Ale to pozorny bezład. Materiał został dobrany starannie pod względem grubości i długości. Wszystko spojone zeschłym błotem. Bobry to błoto zbijają w kule i niosą w przednich łapach niczym piłki. To jakby zaprawa murarska. – A to ich cegła! – Wojtek podnosi ze stosu gałązkę, która akurat została słabo wmurowana w ścianę żeremia.

Wydawałoby się, że bobry, jak ludzie, zaczynają budowę od fundamentów. Potem wznoszą ściany i kładą dach. Nic bardziej błędnego. Bobry – objaśnia Wojtek – są wzorcowymi norowcami. Drążą nory w urwistych brzegach zbiorników. A jak taki zbiornik – staw, rzeczka, oczko wodne – nie ma urwistego brzegu? To sobie taki zbudują z błota, patyków i wszystkiego, co się nawinie pod łapy i siekacze. W nim wydrążą norę – i to jest właśnie żeremie.

Może to i nie domek, ale ma komin. Wojtek pokazuje nam nikły obłoczek pary i rozedrganego powietrza dobywający się z jednego miejsca na szczycie rosochatej budowli. – Rodzina oddycha! – melduje.

Błotem w kamerę

Wojtek raz był we wnętrzu dużego żeremia, ale to nie było tu, na skraju wioski Piotrowa Dąbrowa, gdzie jesteśmy, tylko w całkiem innych stronach. Mówi, że to wcale przestronne i miłe miejsce. Natomiast zajrzeć do domku bobrzego pod obecność zamieszkującej go rodziny miał nadzieję, gdy przyjechała japońska ekipa kręcić film. Zapuścili niewielką kamerę – jeden z cudów współczesnej techniki – do wnętrza. Ale niczego nie zobaczyli. Bo ile razy kamera powędrowała w głąb bobrzego domostwa, na obiektywie lądowała bryła błota. Cóż, bobry nie lubią wścibskich.

Skąd w takim razie wiemy, jak wygląda ich życie rodzinne? Z obserwowania zwierząt kręcących się wokół domostwa. Pewne jest, że w rodzinie rządzi stary bóbr samiec. Dba o bezpieczeństwo i obronę przed intruzami. Rodzina bobrów podporządkowuje sobie 1 – 4 km biegu rzeki albo brzegu jeziora.

Domek spokojnie pomieści rodzinę liczącą przeważnie siedem, osiem zwierząt: parę rodzicielską i potomstwo z kilku miotów. Nie pomieści jednak spiżarni. Taka rodzina robi zwykle na zimę ogromne zapasy. Ale, co dziwne – większa robi mniejsze, a mniejsza większe. To jeden z zaskakujących wyników badań Wojtka Misiukiewicza i jego kolegów.

Okazuje się, że bobra można jeszcze bardziej niż budowniczym nazwać magazynierem. Badacze posegregowali kiedyś (według grubości, co pół centymetra) i policzyli wszystkie gałęzie z jednego magazynu. Doliczyli się ich... 53 tysięcy!

Wyszło, że mniej więcej jedna trzecia zawartości magazynu to grube gałęzie, reszta to drobnica. Wszystko ułożone porządnie: na cienkich gałązkach leżą coraz grubsze. W jednym z magazynów było w sumie 47 m sześc. Niejedną chatę dałoby się tym ogrzewać przez zimę. Ale bobrom jako żeru starczyło to tylko do stycznia. Co potem? Przedsiębiorcze zwierzaki zaczynają wyłazić przez przeręble, żeby dojadać. Wszakże nie zapadają one, jak większość gryzoni, w sen zimowy. Wprost przeciwnie. Już w środku zimy zaczynają gody.

Murowanie bez kielni

Malownicza rzeczka Maniówka toczy wody głęboko wciętym leśnym wąwozem. Wojtek prowadzi nas jego krawędzią wśród okrutnych wykrotów sobie tylko znanymi ścieżkami. Ale w większości wydeptanymi przez... bobry. Lądowe szlaki bobrów? Owszem. Wiadomo, że ci mali przedsiębiorcy spławiają ścięte gałęzie. Ale najpierw ciągną je lądem w górę rzeki do miejsca, w którym można je wygodnie spławić. W dół rzeki od tego miejsca musi być jakaś przeszkoda, o którą gałęzie się pozaczepiają. W tym miejscu ruszy budowa tamy.

Choćby takiej, na jakiej właśnie stajemy. Bez obaw, że wylądujemy w lodowatej wodzie, bo konstrukcja jest bardzo solidna. Można po niej chodzić jak po grobli. W tym miejscu wody rzeki cisną się między drzewami i to o ich pnie zawadzały gałęzie, dając początek tej hydrotechnicznej budowli. Wojtek przyznaje, że nigdy nie widział jeszcze samego początku budowy tamy. A może po prostu nie byłoby czego oglądać?

W pierwszym kroku wyręcza bobry natura, tworząc zator. Ale później gryzonie muszą ostro wziąć się do roboty. Taszczą tu kule błota, ściągają i przycinają gałęzie. Potrafią przytransportować kamienie. Niemal dosłownie murują. A że świat się zmienia, trzeba stosować nowoczesne technologie i sięgnąć po współczesne materiały. Stąd w tamach worki foliowe po nawozach, stare ubrania, zużyte dętki. Wojtek znalazł nawet mocno wmurowany w tamę nocnik dziecięcy.

Bywają tamy wielkie, ciągnące się po kilkadziesiąt metrów. Proste lub kręte. To zależy od właściwości terenu. Bobry mogą być dla nas wzorami budowniczych wznoszących swe dzieła w harmonii z naturą. Ale po co w ogóle wznoszą tamy, tarasując rzeki i strumienie?

– Po to – wyjaśnia nasz ekspert – by wejścia do ich domostw, czyli wloty nor, zawsze były pod wodą. Dla bezpieczeństwa. Nora wychodząca na powietrze jest dla bobra jak drzwi otwarte na oścież. Chcą te drzwi zamknąć... wodą. Ale to nie znaczy, że mieszkają w wodzie: wewnątrz bobrzego lokalu jest podwyższenie, rodzaj wystającej ponad poziom wody podłogi. Mają zwyczaj wchodzić do domu zawsze z wody. Nie umieją inaczej. Bywa, że prowadzi to do absurdu.

Kiedyś, gdy jedna z rzek wyschła, odsłaniając korzenie rosnących na jej terenie zalewowym drzew, bobry zaczęły zasiedlać jamy pomiędzy tymi korzeniami. Ale dochodziły do nich zawsze... przez kałużę. W dnie takiej kałuży drążyły tunel wiodący do drzewa. Wyryty w rozmokłym błocie korytarz natychmiast się jednak zawalał i zamieniał w nabiegły wodą rów, ale zwierzaki zawsze nim właśnie podążały do domu.

Miłosny żar pod lodem

Lepiej – proponuje nasz bobrowy ekspert – pomówmy o miłości. Jej zapowiedzią w świecie bobrów są... sople lodowe na tamach. Miłosnym łożem tych zwierząt jest bowiem lodowata woda. Gody następują w styczniu i lutym, w wodzie pod lodem. Ale to nie znaczy, że miłość nie jest gorąca, i jeżeli towarzyszą jej dreszcze, to nie z zimna, lecz z rozkoszy. Latorośle, zwykle trzy osobniki, rodzą się już w pełni wiosny.

Bobrza brać szybko się rozprzestrzenia. W 1966 roku bobrów było w Polsce 270, a dziś jest ponad 40 tysięcy! Kiedyś im w tej ekspansji pomagali ludzie, przesiedlając je w odległe okolice. Tą drogą zawędrowały nawet w Bieszczady. Ale dziś się je przenosi, żeby zmniejszyć ich populacje tam, gdzie jest stanowczo za duża. Odławianie tych pokaźnych, a w razie zagrożenia agresywnych zwierząt to cała operacja. Tu, na Suwalszczyźnie, zajmuje się tym wyspecjalizowana ekipa.

Główna broń bobrów, zęby, to ciekawe urządzenie techniczne. Dwa górne siekacze wysuwają się z głębokich zębodołów jak szable z futerałów. Wobec dwóch dolnych siekaczy są rodzajem mocnej dźwigni. Pomiędzy górnym a dolnym uzębieniem przy zamkniętej paszczy pozostaje luka, jakby otwór między szczękami obcęgów. To pozwala bobrowi nosić w zamkniętym pysku patyki. Zęby są jak przecinaki ostre, a uścisk szczęk mocny. Jeden bóbr może powalić osikę z pniem o średnicy 30 cm w kilkanaście minut.

Wojtek wymienia jeszcze inne techniczne udogodnienia, w które natura wyposażyła bobra. To choćby przejrzysta trzecia powieka, która pozwala bobrom widzieć pod wodą i nie zamoczyć oczu. To zamykające się automatycznie podczas nurkowania otwory: gębowy, nosowy i słuchowy. No i ten unikatowy wśród ssaków ogon.

Widok z mostu

Zachwyty zachwytami, ale leśnicy tu i ówdzie płaczą jak bobry, widząc, jak dolne części pni drzew leśnych stoją w wodzie, bo gryzonie spiętrzyły wody w strudze. Drzewa stoją i usychają.

– Dziś – zaznacza Wojtek – na bobra patrzą już w lasach jak na sprzymierzeńca. Gdy kilka lat temu w nadleśnictwie zwącym się nomen omen Głęboki Bród bobry zatarasowały strugę, zalały kawał lasu i naścinały drzew, uznano to nieledwie za dar losu. Wcześniej coraz mocniej ujawniały się skutki ucieczki wody i przesuszenia gleb w puszczy, kiedyś otoczonej bagnami, później zawzięcie osuszanymi. Przywracanie małej retencji wód stało się w lasach hasłem dnia. Tymczasem nikt tak skutecznie jak bobry nie potrafi przywracać dawnych, naturalnych stosunków wodnych.

Słyszymy podczas tej wyprawy często określenie „staw bobrowy", które weszło do języka przyrodników. To nie tylko zbiornik retencyjny wyjątkowo precyzyjnie regulujący stosunki wodne na znacznej przestrzeni. A w Polsce bobry podobno naprawiły te stosunki już na obszarze ponad 20 tysięcy ha. Leśna i łąkowa zwierzyna zyskuje wodopój i niewysychające latem kąpielisko. Sprowadzają się wydry, piżmaki, kaczki, dzikie gęsi, brodźce samotne, bociany czarne i żurawie. Ryby łososiowate znajdują schronienie w zakamarkach u podnóża tam. Rozkwita życie drobnych organizmów.

Zbadano, że w niewielu miejscach różnorodność biologiczna jest tak znaczna jak tutaj. Taki zbiornik to oaza. I naturalna oczyszczalnia, gdzie spowolnienie przepływu wody sprawia, że podlega ona biologicznej i chemicznej obróbce. Bobry pełnią w tej oczyszczalni rolę mieszadeł, bo pływając i rozgrzebując muł, wprawiają go w ruch i przyśpieszają tym wiele reakcji. Woda poniżej bobrowej tamy jest już znacznie czystsza. Przyroda funkcjonuje, jak bóbr przykazał.

Dziś bobry można bez trudu oglądać, stojąc na moście nad Czarną Hańczą w Suwałkach. Służby miejskie okręcają siatkami pnie drzew, by gryzonie ich nie powaliły. Ale i tak Wojtek po parę razy w roku jest wzywany, by kilka sztuk odłowił i wywiózł w ciemny las.

Tam zaś nad liczebnością eksplozywnej populacji kontrolę przejmuje przyroda. Nadmiernie rozrośnięta społeczność jednego zwierzęcia wpada w oko innym. Do akcji ruszają również dziś, chronione jak bobry, wilki i rysie. W ostatnich latach drapieżniki powstrzymały bobrową eksplozję. A że ofiarą padają najczęściej młode sztuki, społeczność bobrowa się starzeje. Szczyt liczebności dziarskich gryzoni, który przypadł na poprzednie dziesięciolecie, wyraźnie mija, a wraz z nim obawy, że powycinają nam lasy i pozalewają łąki. Przyroda tam, gdzie pozwalamy jej odetchnąć, sama umie przywrócić równowagę.

Tekst powstał w ramach kampanii „Dzika Polska. Lasy pełne życia" dofinansowywanej przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, związanej z ustanowieniem przez ONZ roku 2011 Międzynarodowym Rokiem Lasów

W polodowcowej kotlince, do której właśnie prowadzi nas dr Wojciech Misiukiewicz, badacz ssaków, kotlince, jakich tu, na Suwalszczyźnie, są setki, widnieje coś, co przypomina skłębione czupryny. To poplątane krzaki wierzb – poogryzane, poprzewracane, częściowo uschnięte. Przedzieramy się śladem naszego przewodnika przez ten świat badyli i co rusz grzęźniemy w którejś z błotnistych strug kluczących między kępami. Był tu podobno kiedyś kawał lasu olchowego. Był – ale za sprawą ostrych siekaczy bobrów już go nie ma.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Kultura
Afera STOART: czy Ministerstwo Kultury zablokowało skierowanie sprawy do CBA?
Kultura
Cannes 2025. W izraelskim bombardowaniu zginęła bohaterka filmu o Gazie
Kultura
„Drogi do Jerozolimy”. Wystawa w Muzeum Narodowym w Warszawie
Kultura
Polska kultura na EXPO 2025 w Osace
Kultura
Ile czytamy i jak to robimy? Młodzi więcej, ale wciąż chętnie na papierze