To przypadek, ale lekturę felietonów i esejów Chłopeckiego przerwałem, by po latach znów obejrzeć „2001: Odyseję kosmiczną". I dostrzegłem zbieżność: tak jak filmowa wizja Kubricka sprzed pół wieku jest wciąż prawdziwa, tak dawne analizy Chłopeckiego odnoszą się do dzisiejszej rzeczywistości.
Tę cechę posiadają tylko ci, którzy potrafią wznieść się ponad codzienność. Zmarły trzy lata temu Andrzej Chłopecki do takich autorów należał. W środowisku muzycznym cieszył się nieprawdopodobnym autorytetem, ale do tej sztuki nie podchodził jak ortodoksyjny muzykolog. Pseudonaukowych wymądrzeń nie cierpiał. Muzykę traktował jako jedno ze zjawisk współczesności, przez nią próbował dać obraz tego, jak nasz świat się zmienia.