[b]Rz: Dlaczego poświęca pani czas na promocję polskiego designu? Jest pani architektem, partnerem w biurze męża Rossa Lovegrove, słynnego w świecie designera. [/b]
[b]Miśka Miller-Lovegrove:[/b] Myślałam, że nigdy do Polski nie wrócę. Odcięłam się. Jednak po roku 1989 zaczęłam przyjeżdżać. Odświeżyłam dawne przyjaźnie i wciągało mnie to, co się tu dzieje. I wtedy Instytut Adama Mickiewicza zaprosił nas do zorganizowania wystawy w Londynie. Szukał partnerów, którzy znają polską kulturę, ale i mają na nią spojrzenie z zewnątrz. Zaczęła się przygoda.
[b]Musiały panie wierzyć, że polski design jest coś wart. [/b]
[b]Anka Pietrzyk-Simone:[/b] Wystawa Young Creative Poland (YCP) pokazała, że już zaistnieliśmy w środowisku. Mieliśmy mnóstwo dobrych recenzji, m.in. w „Financial Times”, „Elle Décor UK”, „Blueprint”, „Home Miami”, na portalach: Dezeen, Designboom. Wystawa będzie pokazana w polskich instytutach w Sztokholmie i Wilnie, także na Expo 2010 w Szanghaju. Ale liczy się nie tylko dobra prasa. Murray Moss zorganizuje Oskarowi Zięcie indywidualną wystawę w swojej galerii w Nowym Jorku. Monika Zawadzki została zaproszona z wykładami przez Royal College of Art w Londynie. Maja Ganszyniec (studio Kompott) wystawiała świetny system półek 6 degrees w galerii Do-Shop w londyńskim Soho. I szybko sprzedała całą kolekcję.
[b]Pani dorobek i nazwisko też są kapitałem. Stoją przed wami otworem drzwi, do których inni musieliby się dobijać. Czy na YCP przyszłaby Zaha Hadid, nie mówiąc już o pani mężu? [/b]