Hiszpańska mucha, mrówki w miodzie i siła uczuć

Janusz Leon Wiśniewski, doktor nauk chemicznych, autor powieści „S@motność w sieci” mówi o placebo i czerwonym winie

Aktualizacja: 14.02.2008 16:00 Publikacja: 14.02.2008 00:23

Hiszpańska mucha, mrówki w miodzie i siła uczuć

Foto: Corbis

Rz: Co jest najpotężniejszym afrodyzjakiem?

Janusz Leon Wiśniewski: Najważniejszym afrodyzjakiem jest i pozostanie zawsze miłość.

Co zatem z substancji przyjmowanych doustnie działa na nasz układ hormonalny?

Jeśli zdefiniujemy afrodyzjak jako substancję, która ma zwiększyć nasze libido, czyli nasz pociąg seksualny, to tak naprawdę z naukowego punktu widzenia jest tylko jedna taka substancja.

Nic w ostrygach nie stymuluje reakcji chemicznej prowadzącej do uczucia błogości. Ale jedzenie ostryg sprzyja miłości

Zrobiono badania naukowe na temat afrodyzjaków w klinice medycznej Mayo w Stanach Zjednoczonych. Wzięto pod uwagę wszystkie najważniejsze substancje uchodzące za afrodyzjaki, czyli m.in. hiszpańską muchę, johimbinę, strychninę (alkaloid z nasion Strychnos nux vomica), kantarydynę (bezwodnik kwasowy z muszki hiszpańskiej), a nawet sproszkowany róg nosorożca i mrówki w miodzie.

Badanie odbyło się na podwójnej ślepej próbie, tzn. podawano niektórym ludziom placebo, a niektórym tzw. afrodyzjak. Badani mieli deklarować, czy po zażyciu specyfiku coś się z nimi działo w kwestii pożądania. Działanie medyczne uznaje się za faktyczne, gdy specyfik ma skuteczność ponad 8 proc. Jedynym „afrodyzjakiem”, który miał udowodnione działanie medyczne, był etanol, czyli alkohol, w postaci np. wina. Oczywiście w określonej ilości, po przekroczeniu której traci on niestety swoją moc.

Czyli nie ma afrodyzjaków?

Naukowe medyczne podejście do afrodyzjaków podważa ich istnienie. Ich działanie utrzymuje się na poziomie placebo. Placebo nie można jednak ignorować, to jest ważny lek. W Stanach Zjednoczonych sprzedaje się placebo na receptę. Lekarz ją wypisuje i dzwoni do aptekarza, żeby wydał dany „lek” pacjentowi. W Niemczech nie wolno tego robić, choć działanie placebo jest udowodnione naukowo.

Jak można więc zdefiniować działanie tzw. afrodyzjaków?

Te substancje oddziałują na różne zmysły. Za afrodyzjaki uchodzą szparagi, bo przypominają penisa. Ostrygi działają z kolei na wyobraźnię męską.

Chemicznie nie wpływają one na nas w żaden sposób?

Część z tych substancji ma działanie wzmacniające organizm, czyli sprawia, że czujemy się zdrowsi, a więc bardziej chętni do miłości. Trufle są ogromną skarbnicą protein. Przy truflach działa na wyobraźnię także rzadkość i cena tego produktu. Kilo trufli kosztuje 7 tys. euro. Jedząc trufle, mamy uczucie, że jemy coś niezwykłego. To pomaga uwierzyć, że czynią nas bardziej zmysłowymi.

Jeśli więc dorobiona jest do czegoś legenda, czyli współcześnie mówiąc, marketing, to to działa?

Kulturowo działają też wszystkie substancje związane z witalnością, np. sproszkowane jądra buhaja oraz produkty trudno dostępne czy niebezpieczne, jak ślina pojawiająca się na języku pewnej ropuchy uchodząca za afrodyzjak. Jednak po przekroczeniu o jedną setną dozwolonej porcji można się zatruć. Podobnie jest z hiszpańską muchą. Płyn o tej nazwie uzyskuje się ze zmiażdżonych chrząszczy Cantharis vesicatoria. Specyfik podrażnia organy wewnętrzne, przede wszystkim pęcherz i genitalia – stąd jej sława stymulatora płciowego. Zaprawianie jedzenia czy picia tą szkodliwą substancją jest wybitnie niebezpieczne, gdyż niewielkie przekroczenie minimalnej dawki może okazać się śmiertelne.

To rzeczywiście działa na wyobraźnię. Ale czy faktycznie poza winem naprawdę nic nie wpływa na nas pobudzająco?

Substancją na granicy placebo jest johimbina. To wielkie drzewo rosnące w tropikalnych dżunglach Afryki Zachodniej. Jego kora ma właściwości afrodyzujące i jest używana w czasie rytuałów kopulacyjnych pewnych plemion afrykańskich. To substancja, która nie rozpuszcza się w wodzie, ale w etanolu, więc nie wiadomo, co tak naprawdę tu działa.

Z afrodyzjakami związanych jest wiele ludowych podań.

W średniowieczu kobiety wierzyły, że jeśli kobieta poda wybranemu mężczyźnie rybę, która dokonała żywota w jej pochwie, to będzie on czuł do niej pociąg płciowy. Wiele kobiet poza tym polewało się miodem, posypywało mąką, zeskrobywało potem to wszystko z siebie i kręciło w młynku (w stronę przeciwną do ruchu wskazówek zegara, bo ruch zgodny z ruchem wskazówek zegara miał powodować impotencję). W końcu wyrabiały ciasto… między udami – im wyżej, tym większe miało być działanie wypieku. To pokazuje, jak absurdalne często są to wierzenia.

Czy zatem warto jeść ostrygi, mule, trufle i popijać to szampanem?

Tak, bo ostrygi są smaczne i zdrowe, szampan i wszelkie bąbelki wpływają na polepszenie nastroju. Spożywaniu tych produktów towarzyszy atmosfera luksusu. Robi się przyjemnie. Jednak jeśli nie czujemy wyjściowo pożądania, to wszystko na nic.

Czyli jeśli jesteśmy zakochani, wystarcza nam wspólnie zjedzony chleb z serem, a jeśli nie czujemy miłości, to i szampan nie pomoże?

Tak, można tak powiedzieć. Jednak wraz z długością trwania związku spada współczynnik pożądania i dlatego zaczyna być potrzebne odpowiednie otoczenie, nastrój, wyszukane menu. Afrodyzjaki jako takie nie wpływają na pojawienie się endorfin, czyli tzw. hormonów szczęścia. Podczas kolacji przy świecach to my sami sobie tworzymy morfinę, która sprawia, że czujemy bliskość z drugą osobą. Nie ma bezpośredniej chemicznej relacji między zjedzeniem ostrygi a produkcją tej naszej wewnętrznej, endogennej morfiny. Nic w ostrydze nie stymuluje reakcji chemicznej, która by prowadziła do powstania naszego uczucia błogości i radości. A jednak jedzenie ostryg sprzyja miłości. I nie ma to nic wspólnego z chemią.

Janusz Leon Wiśniewski, naukowiec, magister fizyki i ekonomii, doktor informatyki, doktor habilitowany chemii. Mieszka we Frankfurcie nad Menem. Pracuje w firmie informatycznej tworzącej oprogramowania dla chemików. Autor pierwszego w świecie programu AutoNom do komputerowej konwersji struktur chemicznych w nomenklaturę chemiczną. Autor powieści, m.in. „S@motność w sieci" i „Los powtórzony".

Rz: Co jest najpotężniejszym afrodyzjakiem?

Janusz Leon Wiśniewski: Najważniejszym afrodyzjakiem jest i pozostanie zawsze miłość.

Pozostało jeszcze 98% artykułu
Kultura
Afera STOART: czy Ministerstwo Kultury zablokowało skierowanie sprawy do CBA?
Kultura
Cannes 2025. W izraelskim bombardowaniu zginęła bohaterka filmu o Gazie
Kultura
„Drogi do Jerozolimy”. Wystawa w Muzeum Narodowym w Warszawie
Kultura
Polska kultura na EXPO 2025 w Osace
Kultura
Ile czytamy i jak to robimy? Młodzi więcej, ale wciąż chętnie na papierze