[b]Rz: Co to są sery zagrodowe?[/b]
[b]Eugeniusz Mientkiewicz:[/b] Nazwałem je tak w odróżnieniu od tych z mleczarni i tzw. farmerskich – sprowadzanych do Polski. Sery zagrodowe to sery rękodzielnicze robione w małych wiejskich gospodarstwach. W zagrodach – farm przecież nie mamy. Najczęściej robione są z mleka od własnych zwierząt przez samych gospodarzy i sprzedawane, jak to się obrazowo mówi – wokół komina. Nazwa się przyjęła i dobrze określa rodzaj serów. W przytłaczającej większości są produkowane z mleka niepasteryzowanego i nawet jeśli wzorowane na słynnych światowych gwiazdorach, to jednak wykonane własną niepowtarzalną metodą. Same oryginały, jak je nazywam. Często spróbowanie jest kolosalnym zaskoczeniem.
[b]Stał się pan orędownikiem polskich zagrodowych serów, kataloguje je pan, odwiedza producentów...[/b]
W mojej północno-wschodniej ćwiartce Polski udało się popróbować kilka wyjątkowych serów i trafić na utalentowanych serowarów. Sylwię Szlandrowicz spod Mrągowa, państwa Symonowiczów z Praslit, Thorstena Butha z Węgajt. Czytając kiedyś jakieś pismo u fryzjera, natknąłem się na artykuł o fascynującym świecie serów. Stilony i parmezany, goudy i ementalery, a na końcu mały akapit o oscypku. Biedny ten oscypek – pomyślałem – nie dość, że konkuruje z całym światem, to jeszcze z podróbkami. A tych, które wspominałem, nie zna prawie nikt. Zacząłem szukać takich, o których i ja nie słyszałem. Sądziłem, że znajdę, no, może 20. Od takich bożych wariatów, robiących dla siebie i znajomych.
Tymczasem w kilka miesięcy miałem w spisie ponad setkę serowarów! A każdy z nich robił od dwóch do ośmiu serów. Razem – pół tysiąca! Tego się nie spodziewałem. Naniosłem je na mapę i, sądząc po białych plamach, nasz kraj skrywa ich jeszcze trzy razy tyle!