Bliżej nam do Adwentu niż do Wielkiego Postu, ale to też dobry moment, by uderzyć się w pierś i trochę posypać głowę popiołem. Kiedy w maju pojawiła się informacja o tym, że polscy biskupi pojadą do Rzymu z wizytą „ad limina", nasi informatorzy – tak nad Tybrem, jak i nad Wisłą – zgodnie twierdzili, że organizowana naprędce wizyta nie jest czymś normalnym i trzeba ją traktować jako „wezwanie na dywanik". Wezwanie było spowodowane znaczącym wzrostem ujawnień w Polsce przypadków wykorzystywania seksualnego małoletnich przez duchownych, a także dużą liczbą biskupów ukaranych za zaniedbania w tym zakresie. Powtórzyliśmy te twierdzenia w „Rz", zaznaczając jednak, że „ad limina" była planowana na rok 2020, ale z powodu pandemii Watykan na czas nieokreślony zawiesił wszystkie wizyty.
Dziś już wiemy, że miesięczny pobyt czterech grup polskich hierarchów w Rzymie był przesunięty przez koronawirusa, a teraz wizyta została zorganizowana w błyskawicznym tempie, by niejako „wstrzelić" się w okienko pomiędzy falami pandemii. Nasze twierdzenie o „wezwaniu na dywanik" można uznać zatem za przesadzone, a uczciwość nakazuje przyznanie się do błędu.
Czytaj więcej
Kiedy słucha się przekazu polskich biskupów z wizyty ad limina, można odnieść wrażenie, że to wszystko było niewinną wizytą grupy starszych panów w Wiecznym Mieście. Plan napięty, odwiedziny w różnych ważnych miejscach, msze święte, a na koniec sympatyczne i ciepłe spotkanie z papieżem.
Coś na rzeczy jednak było. Sami biskupi – jeszcze przed wyjazdem – właściwie na każdym kroku odcinali się od tezy o nadzwyczajności spotkania z Franciszkiem, ale w rozmowach prywatnych podkreślali, że trochę się wizyty obawiają. Zdawali sobie sprawę, że standardowe odwiedziny kongregacji, rad oraz papieża nie oznaczają, że np. trudny temat wykorzystywania seksualnego małoletnich zostanie odłożony do szuflady. Był on w Watykanie obecny i w jakimś stopniu determinował spotkania.
Przebieg wizyty jest znany wyłącznie z relacji biskupów. W ogólnej narracji, która sprowadza się do twierdzeń o tym, że wizyta odbywała się w przyjaznej atmosferze, Franciszek i jego współpracownicy są zorientowani w polskich sprawach, a Kościół nad Wisłą na tle innych jest „zieloną wyspą", da się zauważyć inne rozkładanie akcentów dotyczących wykorzystywania.