Jakie nastroje panują dziś w Kijowie?
Ukraińskie społeczeństwo nadal żyje wojną: bezpośrednio na froncie w mundurach i na zapleczu w cywilu, organizując wsparcie. Narasta jednak zjawisko wyparcia wojny ze świadomości. Po trzech latach trudno oczekiwać, żeby było inaczej – daje o sobie znać wyczerpanie, poczucie beznadziei, pretensje o niedostateczną pomoc z Zachodu, o wzrost cen, do rodaków, którzy opuścili kraj.
Elity za pewnik przyjmują zawieszenie broni w połowie roku i coraz więcej uwagi poświęcają spodziewanym w związku z tym jesienią wyborom. Żywo dyskutuje się w Kijowie o przeróżnych scenariuszach politycznych. Podczas niedawnego pobytu nad Dnieprem tylko nieliczni przekonywali mnie, że do przełomu w tym roku może nie dojść. Taki wariant może doprowadzić Ukrainę na skraj katastrofy.
Jak ocenia pan reakcje na telefoniczną rozmowę Donalda Trumpa z Władimirem Putinem? Adekwatne, histeryczne?
Wśród moich rozmówców w Kijowie są osoby, które jeszcze nie tak dawno brały udział w procesie decyzyjnym – to są ludzie twardo stąpający po ziemi. Rozumieją, że powrót Ukrainy do granic z 1991 roku dziś jest mało prawdopodobny, podobnie jak członkostwo w NATO, a nawet w Unii Europejskiej. Oczywiście, publiczne wypowiedzi w takim tonie byłyby politycznie bardzo kosztowne, szczególnie jeśli rządzący nie będą mieli wyborcom nic do zaproponowania w zamian, np. gwarancji bezpieczeństwa ze strony mocarstw zachodnich.