Separatyści z Naddniestrza znów informują o tajemniczych atakach dronów na lądowiska w rządzonej przez siebie części Mołdawii. Ich przywódcy twierdzą, że maszyny odleciały w stronę ukraińskiej granicy.
Dwa tygodnie wcześniej przez separatystyczny region nad Dniestrem przetoczyła się fala równie tajemniczych ataków terrorystycznych. Wyleciały w powietrze ogromne anteny rosyjskiego radia koło wioski Majak, a budynek miejscowego „ministerstwa bezpieczeństwa” został ostrzelany z ręcznych granatników. Ani wtedy, ani obecnie nikt też nie zginął w atakach. Nie złapano żadnych sprawców, ale zarówno separatyści, jak i dowództwo rosyjskich oddziałów stacjonujących w Naddniestrzu oskarżyli Ukrainę o ich dokonanie.
– Takie granatniki są na wyposażeniu armii Rosji, Naddniestrza i Gabonu. No, na pewno nie byli to Gabończycy – odpowiedział wtedy na te oskarżenia mołdawski wiceminister spraw wewnętrznych Sergiu Diaconu.
Teraz w obecności sekretarza generalnego ONZ António Guterresa premier Mołdawii Natalia Gavrilita po prostu zażądała wycofania rosyjskich wojsk z Naddniestrza jako głównego źródła niestabilności w całym regionie. – Poczucie odpowiedzialności panujące po tej stronie Dniestru zapobiegnie wszelkim zagrożeniom Mołdawii – odpowiedział jej Guterres, wyglądający na zaskoczonego.
Czytaj więcej
Komitet Śledczy separatystycznej, samozwańczej republiki Naddniestrza (znajduje się w granicach Mołdawii) poinformował o wszczęciu śledztwa w związku z wykryciem drona przenoszącego materiał wybuchowy w miasteczku Maiac, w rejonie Grigoriopol.