Hale są ogromne. Gigantyczne logistyczne centra położone są kilka kilometrów od przejścia granicznego Korczowa-Krakowiec. Ze Lwowa tu najbliżej, najprostsza droga. W hali Kijów zorganizowano miasteczko uciekinierów. Ale nikt z własnej woli nie chciałby w nim zamieszkać na dłużej niż jedną noc.
Ludzie dojeżdżają autobusami z granicy wymęczeni i zdezorientowani. Co kilka minut nowa grupa. Matki, dzieci, staruszki, psy, koty. Obcokrajowcy: Wietnamczycy, Marokańczycy, Syryjczycy i inni. Po wyjściu z autobusu zatrzymują się, nie wiedząc, co dalej ze sobą zrobić. Pomagają im strażacy i żołnierze z WOT. Biorą paczki, instruują, jak przejść do recepcji centrum.
Trzy starsze kobiety, dobrze ubrane, z eleganckimi niewielkimi walizkami, bezradnie rozglądają się wokół. Żołnierz po polsku każe im przechodzić dalej. – My jedziemy do Warszawy – mówią. – Co mamy zrobić? – Żołnierz tłumaczy, że trzeba czekać, zgłosić się do recepcji i słuchać komunikatów. Jak będzie autobus do Warszawy, trzeba szybko podejść i się zgłosić. Kiedy będzie transport? Nie wiadomo. Może jeszcze w nocy, może jutro. Na razie trzeba wejść do hali, zająć miejsce na rozkładanym łóżku, położyć bagaże i czekać. Kiedy tłumaczy to wszystko, dzwoni jego komórka. Po chwili upewnia się, że kobietom potrzebne są trzy miejsca, i mówi, że ktoś zaraz jedzie z jedną tylko pasażerką do Warszawy prywatnym samochodem i je zabierze. Mieszkanki Żytomierza truchtem biegną za nim na parking, gdzie czeka już samochód. Nie musiały nawet wchodzić do hali, za kilka godzin będą w Warszawie.
Czytaj więcej
W Dołhobyczowie wszystko działa sprawnie. Nie czeka się na przejście. Ale wojnę czuje się wszędzie.
Większość uciekinierów takiego szczęścia nie ma. Hala wypełniona jest po brzegi, setki ludzi koczują na wojskowych kanadyjkach, czasem po kilkoro na jednej. Niektórzy wpatrują się w komórki, rozmawiają, zajmują się dziećmi. Spać w ostrym świetle jarzeniówek bardzo trudno. Wolontariusze dwoją się i troją. Zapisują nazwiska i kierunki, w jakich kto chce jechać. Kiedy trafia się transport, trzeba się zerwać i biec przed halę, niemowlaki wyrwane ze snu płaczą, ale najważniejsze, by się szybko wydostać i ruszyć w dalszą podróż.