– Dobijają się do domów i proszą o jedzenie: grupami po 30 ludzi z automatami i głodnymi oczyma – opowiada Paweł Rożenko, radny ukraińskiego obwodu sumskiego. Wojna zastała Rożenkę w rodzinnej miejscowości Trostianiec, ok. 40 kilometrów na południe od Sum. – Mnóstwo (rosyjskich żołnierzy) w całym mieście, rozbijają sklepy i zabierają z nich telefony komórkowe – relacjonuje.
Ze wszystkich miejscowości zajętych lub zdobytych przez rosyjską armię dochodzą takie same informacje: żołnierze kradną, najczęściej żywność. Wywiad ukraiński ustalił, że napastnikom rozdano racje żywnościowe tylko na trzy dni. Na tyle prawdopodobnie dowództwo obliczało długość operacji przeciw Ukrainie. Potem powinni im dowozić zaopatrzenie z baz w przygranicznych miejscowościach Rosji.
Mieszkańcy nadgranicznych miejscowości codziennie znajdują czołgi, których załogi wysiadły i wróciły na piechotę do Rosji, pozostawiając w środku amunicję i sprzęt łączności.
– No spójrzcie, co to jest! Nie dość, że ich zabijemy, to jeszcze będą mieli sraczkę! – wołał rozzłoszczony do kamery jeden z ukraińskich żołnierzy. Jego oddział operujący na wschodzie kraju rozbił rosyjską kolumnę zaopatrzeniową. Z ciężarówek powyciągano ogromne pudła z wojskowymi racjami żywnościowymi. Na opakowaniach znaleziono napisy: „Data przydatności do spożycia – 15.02.2015”. Własne wojsko Rosja karmi jedzeniem przeterminowanym o siedem lat.
„Moskaliki kradną żarcie” – piszą w sieciach społecznościowych mieszkańcy Bierdianska, Melitopola i miejscowości wokół Charkowa oraz Sum. „Tu jest piekło, miasta nie ma, centrum w gruzach, Rosjanie wynoszą ze sklepów wory z towarami” – opisuje upadek ukraińskiej Wołnowachy (w Donbasie) jedna z mieszkanek. Na przedmieściach Bierdianska okupanci rozbili bankomat Privatbanku. W sieci pełno jest nagrań z okradania sklepów przez żołnierzy, którzy nawet nie domyślają się, że w pomieszczeniach – mimo wojny – cały czas działa monitoring, do nagrań którego można dostać się z internetu.