Jest w tym jakiś paradoks, że amerykański Departament Stanu w dorocznym raporcie o przestrzeganiu wolności religijnej piętnuje polski antysemityzm (czytaj: rasizm) właśnie dziś, w czasie masowych protestów związanych z zabójstwem czarnoskórego George'a Floyda. Co prawda raport dotyczy roku 2019, ale skala zdarzeń dotyczących przejawów polskiej nietolerancji wobec tego, co właśnie dziś uwidacznia się na amerykańskich ulicach jako realny problem, musi wydawać się marginalna. Niemniej ani sam raport, ani poruszony w nim temat mnie nie bulwersują, bo nikomu nie można odmawiać prawa do walki o sprawy słuszne. A walka z rasistowskimi stereotypami, uprzedzeniami między ludźmi różnych narodów czy religii w XXI wieku jest sprawą oczywistą.
Czy Amerykanie mają rację w sprawie polskiego antysemityzmu? Tak i nie. Nie, bo trudno mówić o tym, że antysemityzm urasta we współczesnej Polsce do poważnego problemu społecznego. Przede wszystkim dlatego, iż nie ma w naszym kraju dziś mniejszości, której istnienie byłoby dla kogokolwiek problematyczne. Poza tym, i to pewnie sprawa ważniejsza, przez ostatnich 30 lat wykonaliśmy jako Polacy wielką pracę na rzecz uwolnienia się od obciążającej i wstydliwej tradycji antysemickiej naszych przodków.
Czytaj także: Krytyka za antysemityzm
To wielki i myślę, że skuteczny wysiłek, kiedy się wspomni antysemicką nagonkę roku 1968 i fakt, że jeszcze 30 lat temu żyli i propagowali swoje poglądy przedwojenni falangiści. Doskonale pamiętam ich zawzięty, nieludzki antysemityzm. Dziwił mnie wtedy bardzo, bo był niezrozumiały, jak strzelanie kulami armatnimi do nieistniejącego celu. Tamte pokolenia jednak odeszły, a współczesne rzadko na poważnie identyfikują się z ich poglądami. Ale coś po tamtym czasie zostało i nie można tego nie zauważać.
Zostało echo dawnych obsesji. Echo w języku, echo w kulturze, echo w czymś, co niegdyś Tadeusz Kijowski w swoich „Kronikach Dedala" nazwał negatywnym myśleniem. Myśleniem na opak, na złość, nawet przeciw sobie samemu. To główne ślady polskiego antysemityzmu. Nieprzemyślane ustawodawstwo. Nieodpowiedzialne słowa polityków. Kretyńskie posty pod tekstami w internecie. Idiotyczne graffiti na murach. Ważne, że poza kompletnie marginalnymi wydawnictwami antysemityzm ani antysemici nie mają wstępu na łamy poważnej prasy czy prawa głosu w głównym nurcie debaty publicznej. Są i będą izolowani, bo są niechcianymi śladami niegodnej przeszłości.