Jędrzej Bielecki: Radosław Sikorski nie popełnił błędu Donalda Tuska

Ogłaszając, że zostaje w Warszawie, minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski nie tylko pokazał, że wyzbył się kompleksów Zachodu, ale inaczej niż premier Donald Tusk w 2014 r. rozumie, gdzie jest realna władza w Unii Europejskiej.

Aktualizacja: 24.06.2024 10:43 Publikacja: 24.06.2024 04:30

Premier RP Donald Tusk i szef MSZ Radosław Sikorski

Premier RP Donald Tusk i szef MSZ Radosław Sikorski

Foto: PAP/Paweł Supernak

Spośród trzech przewodniczących Rady Europejskiej, jakich miała do tej pory Wspólnota, dwóch było Belgami: Herman Van Rompuy i Charles Michel. Ale nie dlatego że malutkie królestwo jest nadzwyczajną kuźnią talentów, lecz dlatego że chodzi o stanowisko, które nie kusi przywódców dużych państw.

Angela Merkel namówiła Donalda Tuska do wyjazdu do Brukseli. Niemcy zapłaciły za to wysoką cenę

Wyjątkiem był Donald Tusk. Za namową Angeli Merkel premier na pięć lat wyjechał do Brukseli. W zamyśle kanclerz miał to być wyraz uznania dla roli nowych państw członkowskich w Unii. Cena dla naszego kraju okazała się jednak niezwykle wysoka. Bez lidera PO klasy Tuska PiS przejął na osiem długich lat władzę w Polsce. Zamiast stać się gwiazdą poszerzonej Wspólnoty, nasz kraj okazał się obok Węgier głównym źródłem konfliktów w Unii, podważając podstawy integracji: rządy prawa i demokrację. Eksperyment stał się też kosztowny dla samych Niemiec: od upadku komunizmu nigdy relacje między Warszawą i Berlinem nie były tak złe jak za rządów Jarosława Kaczyńskiego. 

Komisarz ds. obrony, na jakiego był typowany Sikorski, to funkcja, która ładnie brzmi. Niektórzy może by i nazwali ją „ministrem obrony” Unii. Tyle że UE nie ma wspólnej polityki obronnej

Tusk otwarcie nie przyznał się do popełnienia błędu, jakim był wyjazd do Brukseli. Ale wyciągnął z niego wnioski. Wrócił do kraju i doprowadził do odsunięcia PiS-u od władzy. Zrozumiał też, że nie warto pozbywać się swojego najważniejszego ministra dla mniej lub bardziej znaczącej funkcji w europejskiej centrali.

Radosław Sikorski wie, że nie byłbym „ministrem obrony” Unii. Bo wspólnej polityki obronnej UE nie ma

Ale nie tylko premier publicznie powiedział, że nie widzi Radosława Sikorskiego w Brukseli. Także sam minister tłumaczył, dlaczego nie chce przenieść się do Belgii. Najważniejszym powodem jest to, gdzie jest realna władza: w belgijskiej stolicy czy stolicach najważniejszych państw narodowych? 

Po klęsce Emmanuela Macrona i Olafa Scholza w wyborach europejskich 9 czerwca jest jasne, że w nadchodzących pięciu latach Unia nie przeprowadzi istotnej reformy instytucjonalnej: nie będzie komu tego zrobić.

Czytaj więcej

Jerzy Haszczyński: Wielka polityka zagraniczna, krajowi zdrajcy i złodzieje. Po exposé Radosława Sikorskiego

Komisarz ds. obrony, na jakiego był typowany Sikorski, to funkcja, która ładnie brzmi. Niektórzy może by i nazwali ją „ministrem obrony” Unii, tak jak czasem mówi się o Josepie Borrellu „szef unijnej dyplomacji”. Tyle że oba te wyrażenia to tylko miłe formułki. Bo Unia nie ma ani wspólnej polityki obronnej, ani zagranicznej. Ta wykuwana jest w każdym z 27 krajów Wspólnoty. Także w Warszawie, gdzie zostanie Radosław Sikorski.

Spośród trzech przewodniczących Rady Europejskiej, jakich miała do tej pory Wspólnota, dwóch było Belgami: Herman Van Rompuy i Charles Michel. Ale nie dlatego że malutkie królestwo jest nadzwyczajną kuźnią talentów, lecz dlatego że chodzi o stanowisko, które nie kusi przywódców dużych państw.

Angela Merkel namówiła Donalda Tuska do wyjazdu do Brukseli. Niemcy zapłaciły za to wysoką cenę

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego Rafał Trzaskowski jest bezkonkurencyjny jako kandydat KO na prezydenta?
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Ukraina – USA. Na wschodzie bez zmian
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego powódź zbliżyła Andrzeja Dudę do Donalda Tuska
Komentarze
Michał Szułdrzyński: PiS popłynął na powodzi. Odwołanie kongresu ujawnia chaos w partii Kaczyńskiego
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Sikorski w ONZ porównał Putina z Hitlerem. Ale to ryzykowny argument