Spośród trzech przewodniczących Rady Europejskiej, jakich miała do tej pory Wspólnota, dwóch było Belgami: Herman Van Rompuy i Charles Michel. Ale nie dlatego że malutkie królestwo jest nadzwyczajną kuźnią talentów, lecz dlatego że chodzi o stanowisko, które nie kusi przywódców dużych państw.
Angela Merkel namówiła Donalda Tuska do wyjazdu do Brukseli. Niemcy zapłaciły za to wysoką cenę
Wyjątkiem był Donald Tusk. Za namową Angeli Merkel premier na pięć lat wyjechał do Brukseli. W zamyśle kanclerz miał to być wyraz uznania dla roli nowych państw członkowskich w Unii. Cena dla naszego kraju okazała się jednak niezwykle wysoka. Bez lidera PO klasy Tuska PiS przejął na osiem długich lat władzę w Polsce. Zamiast stać się gwiazdą poszerzonej Wspólnoty, nasz kraj okazał się obok Węgier głównym źródłem konfliktów w Unii, podważając podstawy integracji: rządy prawa i demokrację. Eksperyment stał się też kosztowny dla samych Niemiec: od upadku komunizmu nigdy relacje między Warszawą i Berlinem nie były tak złe jak za rządów Jarosława Kaczyńskiego.
Komisarz ds. obrony, na jakiego był typowany Sikorski, to funkcja, która ładnie brzmi. Niektórzy może by i nazwali ją „ministrem obrony” Unii. Tyle że UE nie ma wspólnej polityki obronnej
Tusk otwarcie nie przyznał się do popełnienia błędu, jakim był wyjazd do Brukseli. Ale wyciągnął z niego wnioski. Wrócił do kraju i doprowadził do odsunięcia PiS-u od władzy. Zrozumiał też, że nie warto pozbywać się swojego najważniejszego ministra dla mniej lub bardziej znaczącej funkcji w europejskiej centrali.
Radosław Sikorski wie, że nie byłbym „ministrem obrony” Unii. Bo wspólnej polityki obronnej UE nie ma
Ale nie tylko premier publicznie powiedział, że nie widzi Radosława Sikorskiego w Brukseli. Także sam minister tłumaczył, dlaczego nie chce przenieść się do Belgii. Najważniejszym powodem jest to, gdzie jest realna władza: w belgijskiej stolicy czy stolicach najważniejszych państw narodowych?