Kryzys demograficzny i niepłodność to jedne z najważniejszych problemów społecznych. Co roku rodzi się mniej Polaków, niż umiera. Główny Urząd Statystyczny szacuje, że do 2050 r. będzie nas mniej o prawie cztery i pół miliona.
Jednym z powodów jest problem z poczęciem dziecka – niepłodność dotyczy już co piątej pary. Dla wielu z nich szansą jest in vitro. Niestety, by poddać się tej procedurze, trzeba mieć gruby portfel. A w czasach drożyzny i szalejącej inflacji coraz mniej osób stać na to, by wydać dziesiątki tysięcy złotych. Stąd popularność obywatelskich projektów finansowania in vitro przez państwo, które obecne są zarówno w Sejmie, jak i w Senacie.
Czytaj więcej
Już w obu izbach parlamentu trwają prace nad dotowaniem z budżetu zapłodnienia pozaustrojowego. Opozycja twierdzi, że po wygranych wyborach na pewno uchwali któryś z tych projektów.
Finansowanie z budżetu państwa zakończono w 2016 r. Elżbieta Witek, wówczas rzeczniczka rządu, tłumaczyła, że nie jest to najważniejsza potrzeba Polaków. „Są bardzo ciężko chorzy, którzy mają ciężko chore dzieci i którzy muszą je leczyć prywatnie, za swoje pieniądze” – mówiła, pokazując tym samym, że dramaty tysięcy bezdzietnych rodzin są z punktu widzenia państwa jakby mniej istotne. Ale z leczeniem „za swoje pieniądze” niewiele się zmieniło. Polacy nadal chodzą do lekarza prywatnie, bo dostanie się do specjalisty na NFZ oznacza wielomiesięczne czekanie w kolejce. I ryzyko, że się nie doczeka.
Nie ulega wątpliwości, że na zaniechanie finansowania in vitro największy wpływ miała ideologia. Procedura wywołuje emocje po prawej stronie sceny politycznej, ale też wśród konserwatywnej części społeczeństwa i katolickich lekarzy. Ale to przecież niejedyna procedura, co do której są wątpliwości. W ostatnich latach rośnie też grupa osób sceptycznych wobec szczepień, ale z tego powodu nikt przecież nie rezygnuje z podawania ich maluchom. Dlaczego? Bo badania naukowe dowodzą, że jest to dobre. Pokazują też, że zapłodnienie pozaustrojowe to osiągnięcie medycyny służące tym, którzy nie mieliby szans na zostanie rodzicami. Spełnienie marzeń dla tych, którzy latami śnią o małym człowieku w domu i którzy wylewają wiele łez, gdy kolejny test ciążowy okazuje się negatywny. Decydują się oni na in vitro, mimo że wiąże się to z serią bolesnych zastrzyków i mało komfortowych badań.