Michał Szułdrzyński: Wielka czystka na Twitterze. Musk oddaje pole dezinformacji

Elon Musk ogłaszał, że jest absolutystą wolnego słowa. Pierwsze miesiące po przejęciu Twittera pokazują raczej, że jest promotorem dezinformacji.

Publikacja: 21.04.2023 19:41

Elon Musk już po przejęciu Twittera jesienią ogłosił, że teraz znaczek weryfikacji będzie usługą pła

Elon Musk już po przejęciu Twittera jesienią ogłosił, że teraz znaczek weryfikacji będzie usługą płatną, zwaną Twitter Blue

Foto: AFP

Po niemal równo roku, od kiedy Elon Musk złożył ofertę kupna Twittera, na należącej do niego platformie rozpoczęła się „czystka”. Takiego słowa użyła w swej depeszy amerykańska stacja informacyjna CNN na określenie masowego pozbawiania błękitnego znaczka zweryfikowanych dotąd użytkowników. Skądinąd, również sama CNN, podobnie jak mnóstwo innych poważnych mediów w USA, ale też na świecie, łącznie z „Rzeczpospolitą”, straciła znaczek potwierdzający, że użytkownik o tej nazwie to naprawdę oficjalne konto danego medium.

Czytaj więcej

Dramatyczne prognozy dla Twittera. Nawet reklamodawcy nie ufają Muskowi

Musk już po przejęciu Twittera jesienią ogłosił, że teraz znaczek weryfikacji będzie usługą płatną, zwaną Twitter Blue. Dla zwykłego użytkownika nie jest to jakaś oszołamiająca suma, bo 8 dol. miesięcznie, a wiec około 34 zł, ale dla instytucji stawki zaczynają się od 1000 dol. miesięcznie, a więc to już ponad 4200 zł. Wiele mediów uznało, że nie będzie płacić Muskowi, ponieważ na zamieszczaniu na Twitterze postów nie zarabia. I póki był to serwis darmowy, póty był sens z niego korzystać. Ale w momencie, gdy za weryfikację konta trzeba zapłacić, przestaje to już być takie oczywiste.

Dlaczego Twitter karze za linki?

Tym bardziej, że serwis zmienił swoje algorytmy i zamieszczanie na nim linków do artykułów traktuje jak... spam, obniżając zasięg wpisów zawierających odnośniki do stron zewnętrznych. Biznesowo decyzja Muska jest zrozumiała – żaden z serwisów nie chce, by użytkownicy go opuszczali, wychodzili z niego na zewnętrzne strony. Problem jednak w tym, że to, co dobre dla biznesu miliardera, niekoniecznie jest dobre dla debaty publicznej.

Bo to już nie tylko problem mediów czy ich zarobku. Status zweryfikowanych użytkowników straciły np. Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy czy Caritas. Każdy więc może założyć w najbliższych dniach – nikogo nie zachęcam do nieuczciwości, tylko ostrzegam przed nadużyciami – konto naśladujące największe organizacje charytatywne w Polsce, podać inny numer konta bankowego i zacząć prowadzić oszukańczą zbiórkę. Zresztą na początku, gdy Musk testował opcję płatnej weryfikacji, doszło do zamieszania na giełdzie po tym, jak ktoś podszył się pod firmę farmaceutyczną i ogłosił, że odtąd insulina będzie za darmo. W efekcie pacjenci zostali nabrani, a inwestorzy firm produkujących medykamenty zaczęli masowo wyprzedawać akcje.

Rzecznik MSZ bez weryfikacji

Jak widać, Elon Musk nie wyciągnął wniosków. W czwartek błękitny znaczek odebrano nawet papieżowi Franciszkowi. Po jakimś czasie przyznano mu szarego, jako przedstawicielowi rządów państwowych czy organizacji międzynarodowych. Na dobre ptaszek zniknął jednak z profilu rzecznika polskiego MSZ. Czy naprawdę trudno wyobrazić sobie, by jakiś ruski troll podszył się teraz pod przedstawicieli polskiej dyplomacji i napisał coś, co w tej i tak bardzo napiętej sytuacji międzynarodowej doprowadzi do eskalacji napięcia miedzy NATO a Rosją? Będzie to tym łatwiejsze, że Musk zlikwidował dwuetapowe logowanie do niezweryfikowanych kont, a więc ryzyko zhakowania konta jest znacznie wyższe.

Twitter wyżej pokazuje wpisy, które spotkały się z licznymi odpowiedziami, a polubienia i podania dalej mają zaś coraz znacznie mniejsze znaczenie

W dodatku Twitter nieustannie zmienia algorytmy. A te jednej strony „karzą” tych, którzy wrzucają linki do zewnętrznych tekstów, analiz czy komentarzy, z drugiej – promują treści, które wywołują dużo emocji, szczególnie negatywnych, a więc: złość, oburzenie. Po ostatniej zmianie algorytmów Twitter wyżej pokazuje wpisy, które spotkały się z licznymi odpowiedziami, a polubienia i podania dalej mają zaś coraz znacznie mniejsze znaczenie. Innymi słowy pyskówki są chętnie promowane, trafne wpisy, które wiele osób podaje dalej już nie – będą one wyświetlały się gdzieś na dole osi czasu, na górze będą trafiały tzw. shitstormy, czyli... hmm, burze w szklance wody.

Raj dla hejterów

Problem w tym, że sprowadzenie weryfikacji konta do wykupienia abonamentu to oddanie pola dezinformacji. Elon Musk, przejmując Twittera, zapowiadał, że jest absolutystą wolnego słowa. I rzeczywiście algorytmy są niełaskawe dla użytkowników, którzy blokują innych. A więc jeśli ktoś spotyka się z hejtem, którego nie ma ochoty czytać, będzie karany niższym pozycjonowaniem jego wpisów. A ten, kto hejtuje, sieje dezinformację (dowiedziono już wiele razy, że fejkniusy rozprzestrzeniają się w sieci znacznie szybciej niż prawdziwe wiadomości), będzie przez Muska premiowany wyższym pozycjonowaniem jego wpisów.

Sam przez ostatnie lata korzystałem z Twittera jako ze źródła informacji. Wiedziałem, że jeśli coś ważnego wydarzy się na świecie, znajdę informację na ten temat w którymś ze śledzonych przeze mnie mediów. Miałem wrażenie też, że byłem na bieżąco ze wpisami polityków czy instytucji, które traktowały ten serwis jako narzędzie komunikacji.

Zmiany w algorytmach sprawiły, że Twitter przestał pełnić taką rolę. Algorytm nieustannie podsuwa mi osoby, których czytać wcale nie mam ochoty, ale które mają zasięgi (na przykład twórczość Rafała Ziemkiewicza czy Franciszka Vetulaniego), pomijając przy tym ważne informacje. Teoretycznie algorytm można wyłączyć, ale przy dużej liczbie obserwowanych profili zorientowanie się, co się dzieje, zajmuje ogromnie dużo czasu.

Ale tu idzie o coś więcej niż moje własne doświadczenia. Sęk w tym, że wygląda na to, że Musk, który obiecywał stworzenie raju wolnego słowa, tworzy właśnie narzędzie promocji dezinformacji o masowym polu rażenia.

Po niemal równo roku, od kiedy Elon Musk złożył ofertę kupna Twittera, na należącej do niego platformie rozpoczęła się „czystka”. Takiego słowa użyła w swej depeszy amerykańska stacja informacyjna CNN na określenie masowego pozbawiania błękitnego znaczka zweryfikowanych dotąd użytkowników. Skądinąd, również sama CNN, podobnie jak mnóstwo innych poważnych mediów w USA, ale też na świecie, łącznie z „Rzeczpospolitą”, straciła znaczek potwierdzający, że użytkownik o tej nazwie to naprawdę oficjalne konto danego medium.

Pozostało 90% artykułu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich