Ledwie przedwczoraj wróciłem z Azji, gdzie po raz kolejny udowodniono mi, ze media mogą zajmować się sprawami ważnymi dla społeczeństw i dla świata. To gospodarka, bezpieczeństwo narodowe, gwarancje dla rozwoju i demokracji. Mieszkańcy Japonii czy Korei też mają obok swego złego chłopca, jak my. Tam wojna też wisi w powietrzu, spór po obu granicach Cieśniny Tajwańskiej staje się coraz bardziej gorący i coraz bardziej niebezpieczny. Polityczny hazard zmusza do powagi. Tam, nie u nas. Po powrocie do Polski od razu trafiłem na falę zdziczenia. Głównym zajęciem dziennikarzy nie jest komentowanie tego, co się dzieje za naszą wschodnią granicą i tegoż skutkami, tylko okładanie się pałami w związku z tragiczną śmiercią zaszczutego syna posłanki Platformy.
Cóż się do cholery z nami stało? Gdzie resztki etosu dziennikarskiego? Resztki przyzwoitości? Refleksji moralnej? Już w grudniu wypadało zapytać autora materiału w Szczecinie i jego kolegów w centrali po co to zrobiono? Jaką tajemnicę ujawniono społeczeństwu (oprócz danych ofiar)? Jaki interes społeczny mieli w głowie autorzy tej nagonki? Odpowiedzi nie było. Fala hejtu leje się za to od kilku dni, kiedy życie dopisało do tamtej historii tragiczną pointę. Żeby było jasne, adresatami moich słów są głównie moi byli koledzy z prawej strony mediów, choć oczywiście nie wszyscy. Ale o zdziczeniu można mówić znacznie szerzej. Kwitnie w mediach społecznościowych. Rzyga nim Twitter i Facebook. Po co? Najbardziej boli, że w sprawie zmarłego Mikołaja wyjątkowo haniebną rolę odegrały media rządowe, radio i telewizja. Rodzinna tragedia została przez nie wykorzystana do walki politycznej. To podłość, bez dwóch zdań. Podłość o której nie można zapomnieć, ani puścić jej płazem.
Czytaj więcej
To, co spotkało posłankę PO, jest niewyobrażalną tragedią. Równie tragiczna jest jednak reakcja części uczestników debaty publicznej.
Skąd się wzięła ta podłość, kiedy tam zalęgła? Bez wątpienia ziarno zła podrzucili politycy, ale zastała podchwycona przez niebywale utalentowanego hejtera, jakim był i jest Jacek Kurski, ojciec pierwszej kampanii politycznego hejtu o dziadku z Wehrmachtu Donalda Tuska. Jego wychowankowie wciąż rządzą w mediach, które niegdyś budowaliśmy dla służby społeczeństwu obywatelskiemu. W jakie bagno zabrnęły, widzimy dzisiaj. Ale jeszcze gorsze są bańki społecznościowe. Tam już nie ma litości. Mówienie do swoich półanalfabetycznym bełkotem ośmiela do jeszcze większej brutalności. Dają się temu zwieść niegdyś wielkie nazwiska. Po obu stronach sporu.