– O tym, kiedy to nastąpi, czy nastąpi oczywiście i kiedy, to już będzie pan prezes komunikował osobiście. Natomiast mogę tak podpowiedzieć, że dzisiejszy dzień może być w tym kontekście dosyć istotny – powiedział we wtorek rano w TVP sekretarz generalny PiS Krzysztof Sobolewski.
A ponieważ sam Jarosław Kaczyński już kiedyś spekulował na temat swojego odejścia z funkcji wicepremiera do spraw bezpieczeństwa – bo zamierza się zająć przygotowywaniem partii do wyborów parlamentarnych – obserwatorzy polityki z uwagą czekali na konferencję prezesa PiS, którą zaplanowano na południe. Prezes, owszem, wystąpił. – Proszę o cierpliwość – odpowiedział na pytanie o swe odejście z rządu. – Jeszcze raz bardzo proszę o cierpliwość, to jest naprawdę świetna cecha, nawet u dziennikarzy – dorzucił. Problem w tym, że to nie dziennikarze wskazali wtorek jako dzień istotny dla obecności Kaczyńskiego w rządzie. Zrobił to sekretarz generalny partii.
Czytaj więcej
- Różne informacje krążą - w ten sposób wicepremier Jarosław Kaczyński, prezes PiS, odniósł się do pytania, czy odchodzi z rządu Mateusza Morawieckiego.
Można by stwierdzić, że cóż, nic się nie stało. Jest jednak inaczej. Problem w tym, że PiS po prostu bawi się opinią publiczną. Jeden polityk rano wypuszcza balonik, drugi go w południe przekłuwa. A wszystko po to, by uwaga opinii publicznej została zaprzątnięta czymś innym. By dziennikarze i komentatorzy zastanawiali się nad tym, co zrobi Kaczyński, a nie mieli czasu opisywać rzeczywistości. PiS stara się przykryć realne problemy, a tych jest bardzo dużo.
Przede wszystkim to inflacja, która we wszelkich sondażach wskazywana jest jako problem numer jeden dla Polaków. Zarówna ta, która już uderzyła nas po kieszeni, jak i ta, której się boimy, że doprowadzi do utraty przez nich dotychczasowego statusu, doprowadzi do zubożenia. Wciąż jesteśmy społeczeństwem na dorobku, więc to obawa zupełnie egzystencjalna. Szczególnie, że wojna trwa, napięcie wywołane przez Rosją rośnie, więc czynniki napędzające wzrost cen nieustannie się nasilają. Równocześnie rządowi zaczyna brakować narzędzi, by ze skutkami inflacji walczyć.