Coraz więcej mamy dowodów, że misja Mateusza Morawieckiego dobiega końca. Premier, który miał prezentować ludzką twarz PiS, dogadywać się z Europą i równoważyć partyjnych hard-linerów, wisi w sensie politycznym na coraz cieńszej nitce osobistego poparcia Jarosława Kaczyńskiego. Nie miejsce tu, by całościowo analizować jego błędy, niemniej wypada wymienić najważniejsze. Nie udało mu się zbudować w partii swojej frakcji, zawsze był zakładnikiem prezesa. Otoczył się technokratami i średnio doświadczoną, za to piekielnie ambitną młodzieżą. Od samego początku obecności w partii Kaczyńskiego usilnie zabiegał o swój „konserwatywny" wizerunek i akceptację ze strony najtwardszego elektoratu PiS (słynne ogniska z klubami „Gazety Polskiej"), jednocześnie coraz mniej dbając o poparcie środka sceny publicznej. To musiało się skończyć stopniowo dokonującą się metamorfozą wizerunku technokratycznego premiera na rzecz zaledwie „człowieka do specjalnych zadań" Jarosława Kaczyńskiego.
Czytaj więcej
„Zbigniew Ziobro i inni politycy Solidarnej Polski atakami na Mateusza Morawieckiego, Komisję Europejską i Niemcy walczą o swoją, a nie naszą, polityczną przyszłość. Jeśli Jarosław Kaczyński nie weźmie Ziobry i jego ludzi na listy wyborcze PiS, to ich przyszłość będzie pod dużym znakiem zapytania. Oczywiście, pozostaje jeszcze start Solidarnej Polski wraz z Konfederacją” – mówi Michał Szułdrzyński, zastępca redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej”.
Jednocześnie MM nie umiał wdać się w strategiczny dialog i sojusze z żadną z PiS-owskich koterii, mnożąc tylko przeciwników. Jaki jest bilans jego pasywów i aktywów w drugiej połowie lutego? Osłabiony aferą e-mailową M. Dworczyka, niepowodzeniami Polskiego Ładu i wewnątrzpartyjną nagonką na jego najbliższych (Kościński, Borys) trzyma się na powierzchni tylko ze względu na chwilową potrzebę równowagi systemu. To jak z popękaną na dziesiątki kawałków szybą, gdzie próba usunięcia fragmentu musi oznaczać rozpad całości. Morawiecki ma przeciw sobie zajadłość środowiska Beaty Szydło, niechęć resztek „zakonu PC" (min. Błaszczak), coraz większe ambicje Jacka Sasina i, co wyjątkowo widoczne, frontalny atak Solidarnej Polski i Zbigniewa Ziobry, który kwestią rzekomej winy Morawieckiego za wprowadzenie w Unii mechanizmu warunkowości postanowił ostatecznie pożegnać konkurenta. Ta ostatnia gra jest – rzecz jasna – wyjątkowo cyniczna.
Ziobro zrobi wszystko, by środki z KPO nie trafiły do Polski, wyłącznie po to, by utopić Morawieckiego. To oczywiście brutalny żart z polskiej racji stanu, za którą dziś stoi uzyskanie wsparcia z europejskich funduszy dla podnoszącej się z pandemii gospodarki. Czy można ogłosić, że MM przegrał ostatecznie? Tak i nie. Jest słaby jak nigdy i można powiedzieć, że każdy tydzień międzynarodowego kryzysu tylko odracza jego egzekucję. Trudno bowiem rozstrzeliwać premiera, kiedy za najbliższą z granic może dojść do wybuchu wojny. Niemniej – ma jeszcze przed sobą szansę. To trudna gra o wykonanie wyroku TSUE w sprawie ID SN w kraju i ustabilizowanie (świadomie nie piszę o uspokojeniu) relacji z Komisją Europejską. Jeśli w krótkiej perspektywie uda się spowodować, że pieniądze europejskie popłyną do Polski, wóz wiozący MM na szafot zostanie zawrócony, a premier dostanie kolejną szansę. Tyle że w całej tej rozgrywce naprawdę niewiele zależy od MM. To gra jego pryncypała. Rozgrywka, w której o przyszłość swojej formacji pierwszą rolę gra Jarosław Kaczyński.