Decyzja Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie mechanizmu umożliwiającego blokadę środków w przypadku naruszenia praworządności wywołała otwartą wojnę w obozie niegdyś zjednoczonej prawicy. Decyzja TSUE nie była dla nikogo chyba niespodzianką, choć zaskoczeniem mogło być to, że zawiera potwierdzenie konkluzji szczytu z końca 2020 r., na którym premier Mateusz Morawiecki wynegocjował zapis mówiący, że warunkowość musi odnosić się do zagrożenia interesów finansowych UE. W dodatku na tamtym szczycie ustalono, że mechanizm będzie stosowany dopiero po tym, jak TSUE uzna jego legalność. I Komisja Europejska z umowy się wywiązała.
Ale zamiast oddania sprawiedliwości Morawieckiemu politycy obozu rządzącego przypuścili atak na Unię i jej instytucje. Jarosław Kaczyński stwierdził, że Polska została oszukana, Beata Szydło zaś uznała, że TSUE i KE zignorowały ustalenia szczytu z 2020 r. Ale najmocniej zaatakowali politycy Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry, bo – prócz Unii – na cel wzięli też Morawieckiego. Ziobro grzmiał o „historycznym błędzie premiera” i stwierdził, że trzeba było budżet zawetować. Odpowiedział mu Morawiecki, że weto oznaczałoby utratę przez Polskę 700 mld zł, czego mogą życzyć nam tylko wrogowie. Z kolei Kaczyński w wywiadzie powiedział, że jest zawiedziony, że słowa Ziobry padły publicznie, bo nie służy to wspólnej sprawie, jaką jest obrona suwerenności Polski.
Czytaj więcej
„Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej uznając mechanizm warunkowości za zgodny z traktatami, dał ostatecznie Komisji Europejskiej kolejną, potężną broń w walce o praworządność w krajach członkowskich. I nikt nie ma wątpliwości, że zostanie on zastosowany wobec Węgier i Polski. Niewiadomą jest tylko termin i skala możliwego zamrożenia środków z funduszy unijnych” – mówi Anna Słojewska, korespondentka „Rzeczpospolitej” w Brukseli.
To sytuacja bez precedensu. Patryk Jaki z Solidarnej Polski kilka dni temu nazwał prezydenta zdrajcą, gdy ten przedstawił ustawę wychodzącą naprzeciw oczekiwaniom KE w sprawie Izby Dyscyplinarnej. Równie mocno teraz zaatakował Ziobro, co spotkało się z natychmiastową odpowiedzią Morawieckiego i Kaczyńskiego.
Ale, prócz bycia zawiedzionym, prezes PiS może niewiele Ziobrze zrobić, bo obaj są skazani na siebie, ale też na konflikt. Prezes PiS nie ma alternatywy poza Solidarną Polską, która pozwala mu zachować niepewną większość. Wyrzucenie SP oznaczałoby upokarzające rządy mniejszościowe albo wcześniejsze wybory. Dlatego Ziobro wie, że może pozwalać sobie na coraz więcej. A musi być coraz bardziej wyrazisty, bo obawia się, że Kaczyński nie weźmie go na listy wyborcze i będzie musiał szukać innego sposobu na trwanie w polityce. W dodatku po wyrzuceniu Jarosława Gowina PiS przesuwa się na prawo, co z kolei zmusza Ziobrę do dalszej radykalizacji.