USA naciskają, aby Unia przyłączyła się do krucjaty handlowej przeciw Chinom. Niemcy są przeciw
Ale jednocześnie KE wysuwa scenariusz pozytywny: zachęt, które miałyby odwieść Trumpa od wprowadzenia w całości zapowiadanych ceł. Von der Leyen namawiała więc w tym tygodniu do większych zakupów amerykańskiego gazu skroplonego czy broni. Francja po raz pierwszy zasygnalizowała, że byłaby gotowa zaakceptować zakup uzbrojenia zza oceanu przynajmniej z części funduszy europejskich. Pojawia się też coraz więcej sygnałów, że kraje UE mogłyby uzgodnić zwiększenie wydatków na obronę już nie tylko do 2 proc. PKB, jak to uzgodniono w ramach NATO, ale nawet 3 proc. PKB. To by oznaczało zakup większej ilości broni. Prezeska EBC Christine Lagarde radzi w każdym razie, aby nie odpłacić Trumpowi pięknym za nadobne, tylko próbować podjąć z Amerykanami rokowania.
Ale na fundamentalne pytania odpowiedzi nie ma. Nie wiadomo na przykład, czy Unia przyłączyłaby się do krucjaty handlowej przeciw Chinom, o co od dawna zabiega Waszyngton. Niemcy były do tej pory zdecydowanie temu przeciwne. O tym, że nie ma jedności w Unii w sprawach handlowych, świadczą ciągnące się od 20 lat rozmowy o zawarciu umowy z Mercosurem (Brazylia, Argentyna, Urugwaj, Paragwaj, Boliwia). Niemcy są „za”, aby rozwinąć eksport aut. Francja „przeciw”, bo oboi się importu taniej żywności. Pat trwa.
Groźby Trumpa traktuje się w każdym razie bardzo poważnie. Od kiedy gruchnęła wiadomość, że wygrał walkę o Biały Dom 5 listopada, zamówienia amerykańskich importerów zdecydowanie wzrosły, a chińskie porty przypominają ule, tak wielki panuje tu ruch. Wszyscy chcą zdążyć przed spodziewanym nałożeniem przez Waszyngton zaporowych ceł zaraz po objęciu przez Trumpa najwyższego urzędu w państwie 20 stycznia.
W czasie kampanii wyborczej kandydat republikanów zapowiadał, że wprowadzi cła wynoszące od 10 do 20 procent na wszystkie produkty sprowadzane z zagranicy i 60 proc. na te z Chin. Gdy już został prezydentem elektem, ogłosił, że szykuje się do ustanowienia zaporowych ceł importowych na poziomie 25 proc. w wymianie z najważniejszymi partnerami handlowymi kraju: Meksykiem i Kanadą. Ruch jest nielegalny w świetle umowy o wolnym handlu w Ameryce Północnej (USMCA), którą podpisywał sam Trump w 2018 roku. To świadczy o tym, jak poważnie traktuje powrót do merkantylistycznej polityki także w stosunku do innych partnerów handlowych Ameryki, w tym Europy. W relacji do Chin, już po wyborach, miliarder zapowiedział na razie 10-procentowe cła, ale jako uzupełnienie opłat już wprowadzanych przez USA od 2017 roku.
Na celowniku nowej administracji będzie też Unia Europejska. Już raz stawała ona wobec podobnego wyzwania. Gdy jednak w 2018 roku Trump po raz pierwszy wypowiedział jej wojnę handlową, była w stosunkowo dobrej kondycji gospodarczej. Dziś jest inaczej. Niemcy, ale też Francja, dwie największe potęgi ekonomiczne Unii, już teraz balansują na skraju recesji. Bank ING przewiduje, że jeśli Trump wprowadzi swoje groźby, wepchnie Unię w recesję. Z jego powodu wzrost w Unii miałby spaść o 0,5–1,5 pkt proc. Mielibyśmy więc kryzys.