Co to jest konsumeryzm?
Konsumeryzm nie ogranicza się wyłącznie, naszym zdaniem, do nadmiernego wykorzystywania przysługujących uprawnień konsumenckich, np. prawa odstąpienia od umowy w określonym czasie, lecz również „łaskawego” interpretowania przepisów przez sądy, które stają się w ten sposób jeszcze bardziej prokonsumenckie. Co więcej, często tego rodzaju podejście wspierane jest przez polityków, którzy w różny sposób fundują konsumentom podarunki nie ze swojej kieszeni.
Franki, WIBOR i co jeszcze w sądach?
W Polsce mamy co najmniej kilka przykładów konsumeryzmu. Zacznijmy od tzw. sporów frankowych, w których polskie sądy interpretujące orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) podążyły w innym kierunku niż pozostałe państwa członkowskie. Wcale nie tak daleko od nas, bo w Austrii Sąd Najwyższy orzekł, że tabele kursowe, na podstawie których wyznaczany był kurs walutowy zakupu i sprzedaży walut obcych, są zgodne z prawem konsumenckim. Podobnie orzekł Sąd Najwyższy w Hiszpanii, który przeciwstawił się masowej próbie unieważnienia kredytów walutowych. W innych krajach dało się więc utrzymać istnienie tego rodzaju kredytów, podczas gdy w Polsce w istocie zafundowane zostały darmowe kredyty dla wybranej grupy osób.
Nie jest więc zaskoczeniem, że „złotowicze”, czyli konsumenci, którzy zaciągnęli kredyty w złotych, domagają się teraz uznania nieważności kredytów o zmiennym, oprocentowaniu, które odwołuje się do WIBOR (Warsaw Interbank Offered Rate), czyli legalnego wskaźnika referencyjnego stopy oprocentowania. Nie chcą oni słyszeć, że wskaźnik ten z powodzeniem funkcjonuje od ponad 30 lat. Z teoriami spiskowymi dotyczącymi WIBOR mierzyli się niektórzy z nas już wielokrotnie, np. w artykule w Rzeczpospolitej z dnia 10 września pt. „Rozbrajamy mity wokół WIBOR”. Pozostaje nam tylko liczyć, że postępowanie, które zostało niedawno wszczęte przez jeden z polskich sądów przed TSUE, będzie skutkować ich zanegowaniem, bo uzasadnienie nie ma nic wspólnego z podstawowymi zasadami ekonomii ani obowiązującym prawem.
To jednak nie koniec, bo przed nami fala pozwów z roszczeniem o tzw. darmowy kredyt. Przepis nakazujący informowanie o podstawowych elementach umowy, które są niezbędne do jej zrozumienia, przeinaczany jest w ten sposób, że drobny błąd lub też niedopatrzenie ma skutkować sankcją tzw. darmowego kredytu, czyli oddaniem wyłącznie pieniędzy kwoty kredytu udzielonego przez bank, bez konieczności uiszczania odsetek lub też innych opłat.
Polityczne podarki
Nie możemy jednak zapominać, że sądy nie są jedynymi nośnikami konsumeryzmu w Polsce. Wszak same mogą twierdzić, że interpretują one jedynie prawo stanowione przez ustawodawcę. W Polsce jest on wyjątkowo hojny dla konsumentów, w szczególności gdy nie musi za nie płacić budżet państwa. Przykładem tego są tzw. wakacje kredytowe, które spowodowały, że Polacy masowo korzystali z możliwości niepłacenia kilku rat kredytów. Niby to nic nie znaczy, ponieważ zapłata została odroczona, lecz niewielu zauważyło, że miało to duże znaczenie dla sprawozdań finansowych banków, które z tego powodu musiały pogodzić się z utraconymi odsetkami z tego tytułu. Niby to także nic nie znaczy – jak się powszechnie uważa, bo są to zamożne instytucje, ale tylko niewielu zauważyło, że stoją za nimi jako deponenci i akcjonariusze tzn. zwykli obywatele, którzy wcale nie są zamożni. Niewielu także zauważyło, iż w historii wielokrotnie wykorzystywane były inne instrumenty, np. fundusze pomocowe, które umożliwiały pomoc osobom będącym w potrzebie. Lecz tego rodzaju ruchy nie są popularne, bo nie dają możliwości korzystania z masowej „darmochy”…