Inwestorzy, którzy na początku roku uwierzyli w chińskie pocovidowe otwarcie, czują się rozczarowani. Na razie na tamtejszym rynku można było stracić, a nie zarobić.
Niskie oczekiwania
Hongkoński Hang Seng błyszczał w pierwszych tygodniach br., przez pewien czas nawet przodując światowym indeksom akcji. W pierwszym miesiącu roku, w oczekiwaniu na rychłe efekty otwarcia gospodarki Państwa Środka, Hang Seng zyskał ponad 10 proc. Zimny prysznic wylał się na inwestorów szybko – w lutym indeks stracił ponad 9 proc., wracając niemal do poziomu zamknięcia 2022 r. Kolejne miesiące nie były lepsze, a obecnie indeks traci 4,3 proc., licząc od początku roku.
– Rynek akcji w Chinach znajduje się pod presją wielu problemów gospodarki realnej, między innymi brakiem mocnego „otwarcia” po zimowych lockdownach, brakiem silnego odbicia w przemyśle za sprawą niskiej konsumpcji wewnętrznej i wysokich zapasów wśród klientów krajów rozwiniętych, oraz nadal kruchej stabilizacji na rynku nieruchomości – analizuje Wojciech Dębski, zarządzający Rockbridge TFI. – Te czynniki powodują, że oczekiwania dotyczące wyników spółek pozostają niskie – tłumaczy. Dębski zwraca uwagę, że do tego sektor technologiczny boryka się z problemami regulacyjnymi i – pomimo ostatnich prób wspierania go przez rząd – pozostaje on poza radarem inwestorów zachodnich.
– Nie bez znaczenia jest także polityka międzynarodowa, która ogranicza skłonność inwestorów zagranicznych do inwestycji w Chinach – podkreśla Dębski. Zdaniem eksperta główną nadzieją na przebudzenie rynku akcji w Chinach pozostaje oczekiwanie na odbicie gospodarki wewnętrznej, zwiększenie popytu wśród konsumentów i zażegnanie problemów na rynku nieruchomości. – Póki co dane makro nie są pozytywne na tym polu. Możliwe, że w następnych miesiącach gospodarka się „obudzi”, a kampania wyborcza w USA wesprze relacje pomiędzy Chinami a USA. Niemniej, pozostajemy dość negatywnie nastawieni do rynku chińskiego – przyznaje Dębski.